Legioniści lepiej rozpoczęli rywalizację. Dużo mocniej angażowali się w defensywie i gospodarze mieli problemy z kreacją czystych pozycji. Dwa razy trafili za trzy, więc wynik był na styku, ale to jednak goście zdobywali łatwiej punkty, częściej byli na prowadzeniu (w 7. minucie 15:8), a przede wszystkim dobrze sobie radzili w walce o zbiórki na szczecińskiej tablicy. Zdecydowanie też lepiej kontrowali. Trener Arkadiusz Miłoszewski irytował się, dużo rotował w składzie, ale o przerwę nie poprosił do końca pierwszej odsłony.
W 6. minucie na parkiecie pojawił się Matt Mobley. Dla Amerykanina był to drugi występ w Kingu. Po udanym debiucie pauzował w kilku kolejnych spotkaniach, bo leczył uraz nadgarstka. Miłoszewski cierpliwie na niego czekał, a doświadczony zawodnik z Legią pokazał dlaczego. Dwie trójki, asysta przy innej akcji na początku II kwarty i King znów złapał kontakt punkty z Legią.
Po raz pierwszy szczecinianie objęli prowadzenie w 17. minucie (36:34). Legioniści zmarnowali dwie kolejne akcje, a po stronie Kinga trójkę trafił Avery Woodson, a po chwili zespołową kontrę wsadem wykończył Morris Udeze. Mistrz miał moment, gdy mógł „odjechać”, ale ponownie zaciął się w ataku i okazję zmarnował. A Legia to wykorzystała, bo przed długą przerwą odzyskała prowadzenie, a jeszcze wybroniła ostatnią akcję, co bardzo ucieszyło trenera Marka Popiołka.
Trzecia kwarta znów zła w wykonaniu Kinga. Wolny atak pozycyjny, słaba skuteczność, problemy z organizacją – Legia grała lepiej, spokojniej i taką postawę potrafiła przełożyć na wynik. W 29. minucie prowadziła 60:50 i co gorsza – trudno było na czymś oprzeć optymizm. Widział to też Miłoszewski, który ostatnie akcje kwarty oglądał zrezygnowany. Bez wiary na krzesełkach siedzieli asystenci i prezes Krzysztof Król.
Minutę po rozpoczęciu ostatniej kwarty Legia powiększyła przewagę do stanu 69:52. King potrzebował szybkiego przełomu, ale kto miał wziąć odpowiedzialność za zdobywane punkty? Najlepszym strzelcem po trzech kwartach był Andrzej Mazurczak (11), a widać było, że Woodson, Tony Meier, Michale Kyser czy Zac Cuthbertson mocno się męczą.
Meier przełamał się jednak po czasie. Dwa razy rzucił zza łuku i było 58:69. Legia natychmiast poprosiła o czas.
King atakował, trafiał i cztery minuty przed końcem było 68:74, ale goście grali bardzo rozważnie i cały czas byli też skuteczni przy zbiórkach na desce Kinga. Dopadł ich jednak kryzys i minutę przed końcem było 79:83. Legia rozpoczynała akcję z boku, ale piłkę straciła. Akcję Kinga trójką zakończył Meier. Kolejną akcję goście zmarnowali, a przy zbiórce faulowali Cuthbertsona. Ten wykorzystał oba osobiste i King prowadził 84:83. Legia miała czas na naradę na 15 sekund przed końcem.
Ich akcję 3 sekundy przed końcem wykończył Jackson. King ruszył do ataku. Trójkę trafił Woodson, a sędziowie analizowali, czy zmieścił się w czasie. Po wideoweryfikacji – uznali, że zabrakło ułamków sekundy.
Co oznacza porażka Kinga? Po pierwsze koniec marzeń o drugiej lokacie przed play-offami, ale jest też czarny scenariusz. Porażkę mogą wykorzystać: Stal Ostrów i Legia, bo na finiszu mogą wypchnąć szczeciński zespół z czwórki. Ważne będą kolejne mecze, a do końca rundy zasadniczej pozostały już tylko dwie kolejki.
King Szczecin – Legia Warszawa 84:85
Kwarty: 15:26, 25:16, 12:22, 32:21
King: Mazurczak 16 (1x3), Woodson 10 (3), Cuthbertson 10 (1), Borowski 11 (3), Udeze 9 – Mobley 8 (2), Kyser 5, Meier 11 (3), Żołnierewicz 4.
Legia: Vital 10 (1), Kolenda 7 (1), Ponitka 4, Sobin 12, Holman 14 (1) – Jackson 18 (2), Kulka 6 (2), Cowels 3 (1), De Lattibeaudiere 11 (1).
"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?