Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żużel. Cztery zakręty żużlowego weekendu. Nawet supermani nie są z żelaza

Piotr Olkowicz
Janusz Kołodziej pomału wraca do pełnej dyspozycji zdrowotnej
Janusz Kołodziej pomału wraca do pełnej dyspozycji zdrowotnej Adam Jastrzębowski
Jednym z najbardziej oryginalnych zakrętów minionego weekendu były przygody nowej nadziei rybnickiego środowiska Kacpra Tkocza. 17-latek pierwszego tak poważnego żużlowego przeżycia doświadczył w wyścigu, w którym spotykają się sami młodzieżowcy. Nie miał wówczas innego wyjścia, jak tylko przejechać motocyklem po plecach swemu koledze Pawłowi Trześniewskiemu. Ten ostatni po udziale w zawinionym przez siebie wypadku nie był w stanie kontynuować jazdy, Tkocz zaś odpuścił jeden wyścig, by w kolejnym zgarnąć ważny punkt przywożąc za plecami Łotysza z Polonii Bydgoszcz Olega Michajłowa.

Jednak hitem okazało się dopiero zdobycie jego trzeciego oczka w tym spotkaniu. Otóż w biegu 12. po wykluczeniu jednego z gości Daniela Jeleniewskiego uczestniczyła tylko trójka ścigantów. Kacper Tkocz wiózł spokojnie punkt „za darmo”, kiedy na okrążenie przed metą posłuszeństwa odmówił jego stalowy rumak. Wtedy zaczęły się ewolucje przypominające jazdę na hulajnodze przeplatane truchtem po ten przysługujący mu punkcik. Zbliżając się do kreski wprawił w ekstazę żałośnie wyglądającą garstkę publiczności bowiem rozpędził mocniej martwą maszynę i wskakując brzuchem na siodełko przekroczył linię mety w pozie znanej z filmów o Supermanie.

Super bohaterskie zabiegi Tkocza ostatecznie na niewiele się zdały, gdyż bez większych komplikacji punkty z Rybnika wywiózł lider tabeli z Bydgoszczy. Skomplikowało to mocno sytuację ROW-u, który podczas pozostających do końca sezonu zasadniczego trzech kolejek i trzech meczów zaległych bardziej musi trzymać kciuki za pomyślny dla nich układ w meczach rywali, niż ma bezpośredni wpływ na uniknięcie degradacji do najniższej klasy rozgrywek.

Legenda Rekinów

Kacper Tkocz z pewnością na swych nastoletnich barkach tej sytuacji nie utrzyma, choć nazwisko zobowiązuje poprzez skojarzenia. Starsi kibice, albo ci znający historię pamiętają, że „Młody” jest w dalekiej linii spowinowacony ze śp. Stanisławem Tkoczem. Legenda przewraca się grobie, kiedy „Rekiny” okupują ostatnie miejsce w ligowej tabeli, bo za jego czasów było odlotowo. Dość powiedzieć, że Pan Stanisław przyłożył mocno swoją rękę do jedenastu z wszystkich dwunastu złotych medali ROW-u, kompletując tę oszałamiającą kolekcję w latach 1955-1970 i wzbogacając ją o dwa srebra i dwa brązy, po drodze dwa razy odbierając złoto indywidualnie oraz dwukrotnie sięgając z polską reprezentacją po Drużynowe Mistrzostwo Świata.
Zanim przejdziemy do reminiscencji po sobotniej gorzowskiej rundzie SGP słówko o ważnym tropikalnym pojedynku leszczyńskiej Unii z Motorem Lublin. Na motocykl powrócił kontuzjowany ostatnio Janusz Kołodziej.

Na misia

„Janek-Maszyna” potrzebował się lekko rozkręcić, więc dopiero po tym jak zaczął okładać swój motocykl lodem w swoim czwartym wyjeździe wygrał bieg, powodu niepowodzeń szukając w tym, że… lekko przytył lecząc przez dwa ostatnie tygodnie kontuzjowaną nogę. Kiedy Kołodziej zaczął seryjnie wygrywać było już za późno i Motor utrzymał miano ekipy niepokonanej w tym sezonie. Jednym z głównych architektów tej wiktorii był wychowany na tym stadionie Dominik Kubera, obecnie stojący po drugiej stronie barykady. Kiedy świętował zwycięstwo w 14. wyścigu przybliżające gości do zgarnięcia pełnej puli, tak skutecznie dziękował za rywalizację po biegu Jaimonowi Lidseyowi, że obaj runęli na tor, aż zatrzeszczały obojczyki. Na szczęście nic się nikomu nie stało, a koledzy na znak, że jest „cool” strzelili po zebraniu się z nawierzchni serdecznego „misia”.

Pełna mobilizacja

Wymiotujący ze zmęczenia pomiędzy biegami sobotnich zmagań o mistrzostwo świata w Gorzowie Fredrik Lindgren skonsultował się z lekarzem i uznał, że w związku z komplikacjami pocovidowymi polegającymi na trudnościach z oddychaniem, bierze chwilowy rozbrat z rywalizacją na torach. Jeszcze w nocy wiadomość dotarła do Częstochowy, gdzie w niedzielę jego Włókniarz podejmował opromienionych potrójnym triumfem w SGP na swoich śmieciach gwiazdorów ze Stali. Mobilizacja miejscowych wobec absencji Szweda była pełna. Wydarzeniem wieczoru, które ułatwiło częstochowianom odniesienie zwycięstwa było jednak wycofanie się z walki Andersa Thomsena. Duńczyk eksponował kontuzjowany bark celebrowaniem zwycięstwa w negliżu oraz podrażnił go podczas próbnego startu do pierwszego biegu i jak wyznał później, już wtedy chciał zrezygnować. Kiedy jednak podjechał pod „linki” udało mu się dobrze wystartować i wygrać podwójnie w parze z Bartoszem Zmarzlikiem. Po powrocie do parku maszyn okazało się, że na dzisiaj koniec.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Żużel. Cztery zakręty żużlowego weekendu. Nawet supermani nie są z żelaza - Sportowy24

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński