Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zrobili mi krzywdę

Hanka Lachowska, 17 grudnia 2004 r.
- Nie ruszyliśmy z tych pieniędzy ani grosza i mogę to udowodnić! - zapewnia Jadwiga Preuss.
- Nie ruszyliśmy z tych pieniędzy ani grosza i mogę to udowodnić! - zapewnia Jadwiga Preuss. Sławek Ryfczyński
Poszło o pieniądze, które stowarzyszenie zbierało na leczenie Magdy D. Zebrano w sumie ponad 15 tys. złotych. Niestety, dziewczyna zmarła.

W lokalnym tygodniku i telewizji ukazały się materiały jednoznacznie oskarżające prezes Stowarzyszenia na Rzecz Osób Niepełnosprawnych w Świnoujściu o związek ze zniknięciem zebranych wcześniej pieniędzy.

Nikt z dziennikarzy nie pofatygował się jednak, żeby sprawdzić, jak jest naprawdę. - Zostałam zmieszana z błotem - mówi prezes stowarzyszenia Jadwiga Preuss.

Do czasu śmierci Magdy wykorzystano tylko część pieniędzy. Dokładnie 3 tysiące. Reszta do dziś znajduje się na koncie stowarzyszenia.

- Mamy na to dokumenty, ale nikt z dziennikarzy nie był zainteresowany, żeby je zobaczyć - mówi Jadwiga Preuss. - Bez mrugnięcia okiem zrobili ze mnie złodzieja. Teraz piszą, że dzwonili, ale nie było mnie w domu. Jeśli się chce kogoś oskarżyć o sprzeniewierzenie pieniędzy, to czy nie powinno się zadzwonić jeszcze raz?!

Najpierw była Kasia

O stowarzyszeniu tak naprawdę po raz pierwszy zrobiło się głośno kilka lat temu, gdy (razem z dziennikarzami zresztą, ale innych mediów) zbierało pieniądze na przeszczep szpiku dla chorej na białaczkę Kasi. Zebrano wtedy rekordową kwotę - ponad 64 tys. złotych.

- Cała kwota trafiła na nasze konto - mówi Jadwiga Preuss. - Cały czas finansujemy z niej leczenie Kasi. Na wszystko mamy rachunki i potwierdzenia. Rodzice Kasi są naszymi członkami. Przez te wszystkie lata pomagają nam przy każdej okazji.

Potem Magda

Jakiś czas później stowarzyszenie zorganizowało podobną akcję. Tym razem pomocy potrzebowała Magda. Dziewczyna w dniu swoich urodzin przewróciła się na schodach i uderzyła głową w posadzkę. Upadek spowodował uszkodzenie mózgu. Magda zapadła w śpiączkę.

- Tak, jak poprzednim razem, zebrane pieniądze trafiły na nasze konto - opowiada Jadwiga Preuss. - Dawaliśmy je ojcu Magdy za każdym razem, gdy tylko przedstawił wiarygodne zaświadczenie, że ich potrzebuje.

Dodaje, że w takich przypadkach stowarzyszenie nie może nikomu dać zebranych pieniędzy do ręki.

- My musimy mieć pewność, że są wydawane rzeczywiście na leczenie czy inną pomoc osobie, która tego potrzebuje. Ludzie, którzy dali te pieniądze zaufali nam, że zostaną wydane na konkretny cel - mówi Jadwiga Preuss. - Przecież nie można zebrać od ludzi pieniedzy, potem je dać komuś do ręki i powiedzieć "a teraz rób z tym, co chcesz".

Teraz Kamil

Od kilku tygodni w mieście trwa zbórka dla kilkuletniego Kamila, który po wypadku drogowym nie może mówić, ani się ruszać. Rodzice zbierają na specjalną pompę, która ma być wszczepiona do głowy chłopca. Dzięki temu Kamil ma szansę wrócić do w miarę normalnego życia.

Tragedią chłopca i jego rodziców przejęli się chyba wszyscy w mieście. Także dziennikarze.

Szybko przypomniano sobie o pieniądzach zebranych dla Magdy.
- Co się z nimi stało? - pytano. - Czy nie można ich dać Kamilowi?

Dziennikarze wydali wyrok

Z dnia na dzień gęstniała atmosfera wokół pieniędzy i stowarzyszenia. W ubiegłym tygodniu zaczęły już krążyć plotki, że w sprawie "coś śmierdzi".

W końcu jedna ze świnoujskich telewizji wyemitowała program, w którym zasugerowano, że pieniądze "dla Magdy" zniknęły. Temat natychmiast podchwycił miejscowy tygodnik. We wtorek ukazał się artykuł. Po jego przeczytaniu nikt już nie miał wątpliwości - Jadwiga Preuss i stowarzyszenie sprzeniewierzyli pieniądze!

- Jeden z dziennikarzy zadzwonił do mnie w tej sprawie przed opublikowaniem materiału - opowiada Jadwiga Preuss. - Powiedziałam, żeby przyszedł do nas do biura, to mu pokażę dokumenty i wszystko powiem. Nie przyszedł.

Jadwiga Preuss jest zdruzgotana. Nie potrafi zrozumieć, dlaczego dziennikarze wydali na nią wyrok.

- Zarzucają mi, że nie rozliczyłam się z zebranych pieniędzy. Ale piszą o konkretnych kwotach. Ile zebraliśmy, ile zostało. Jeśli rzeczywiście nie rozliczyłabym się ze zbiórki, to skąd wiedzieliby, jakie to są kwoty? - pyta.

Wielką krzywdę wyrządzono jednak nie tylko prezes, ale także niemal 150 członkom stowarzyszenia.

- Pomagamy chorym z porażeniem mózgowym, zanikiem mięśni, rozszczepem kręgosłupa i wielu innym niepełnosprawnym - mówią. - Tyle mówi się o integracji, tolerancji. To, co zrobili nam dziennikarze najlepiej świadczy o tym, jak daleko nam do tego. W pełni sprawni wciąż wiedzą lepiej, czego nam potrzeba, kto jest złodziejem, a kto nie. W naszym mieście niepełnosprawni wciąż nie mają głosu. Nawet we własnej obronie.

Hanka Lachowska

To dzięki dziennikarzom wiele afer ujrzało światło dzienne. Zawdzięczamy to jednak dziennikarzom, którzy nawet w pogoni za niusem, potrafią dociec prawdy. Niestety, niektórzy zapominają, nie chcą pamiętać albo zwyczajnie nie zdają sobie sprawy, jak wielka odpowiedzialność ciąży na nich za każde napisane czy wypowiedziane słowo. Bardzo łatwo jest obrzucić kogoś błotem, nazwać złodziejem czy kłamcą. Nawet, jeśli w rzeczywistości mija się z prawdą, to przecież przez krótką chwilę jego gazeta będzie na ustach wszystkich, może nawet uda się sprzedać kilka egzemplarzy więcej. Przykre, że niektórym wydaje się, iż słowo "dziennikarz" znaczy "wolno mi wszystko". Najlepiej byłoby, gdyby każdy robił to, na czym się zna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński