Gdańscy prokuratorzy IPN są niemal pewni, że odnalezione szczątki na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku należą do rozstrzelanych w tej samej egzekucji Danuty Siedzikówny ps. Inka i Feliksa Selmanowicza ps. Zagończyk.
- Przypuszczamy tak na podstawie dostępnych akt - mówi prokurator IPN w Gdańsku, Mirosław Roda. - Oboje stanęli przed plutonem egzekucyjnym 28 sierpnia 1946 r. Po pierwszej salwie, oddanej z odległości zaledwie trzech metrów, oboje jeszcze żyli. O godzinie 6.15 dobił ich strzałem w głowę dowódca plutonu egzekucyjnego, ppor. Franciszek Sawicki.
Na cmentarzu odnaleziono w tym samym grobie kilka szkieletów, ale tylko te dwa posiadały wyraźne ślady strzałów, w tym w głowę. W materiałach IPN jest zeznanie ks. Mariana Prusaka, spowiednika Inki przed egzekucją i Alojzego Nowickiego, ówczesnego zastępcy naczelnika więzienia w Gdańsku, według których Inka tuż przed strzałami krzyknęła "Niech żyje Polska!". Miejsce pochówku zabitych UB utajniła i odnaleziono je dopiero we wrześniu tego roku podczas prac poszukiwawczych na Cmentarzu Garnizonowym.
- Na razie nie wyciągamy ostatecznych wniosków - mówi Andrzej Ossowski z Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów Zakładu Medycyny Sądowej w Szczecinie. - Pewne jest, że są to szczątki dwóch osób, kobiety i mężczyzny, ale jeszcze nie mamy pełnej identyfikacji.
- Dostarczyliśmy zakładowi porównawczy materiał genetyczny, uzyskany od rodzin Inki i Zagończyka - dodaje prok. Mirosław Roda.
Nad identyfikacją pracują wprawdzie cztery osoby, ale badania są żmudnym procesem. Wyniki znane będą prawdopodobnie za kilka miesięcy.
Życiorys 17-letniej Inki i jej śmierć powróciły po latach za sprawą pogrzebu prokuratora stalinowskiego, Wacława Krzyżanowskiego, który podczas procesu 3 sierpnia 1946 r. zażądał dla niej kary śmierci. Pochowany został kilka dni temu w Koszalinie z honorami wojskowymi, kompanią Wojska Polskiego i orderami na poduszkach.
Krótko przed śmiercią Inka wysłała gryps do sióstr Mikołajewskich z Gdańska. Napisała w nim "Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba".
7-letnia sanitariuszka
Danuta Siedzikówna w roku 1945 już po przejściu frontu odbyła kurs sanitariuszek AK. Podjęła pracę w nadleśnictwie Narewka. W czerwcu została niespodziewanie aresztowana przez NKWD-UB wraz ze wszystkimi pracownikami nadleśnictwa. Podczas transportu więźniowie zostali odbici przez oddział AK. Po tym trafiła do odtworzonej w Białostockiem 5 Wileńskiej Brygady AK mjr. Zygmunta Szendzielarza.
Pracowała w nadleśnictwie Miłomłyn w pow. Ostróda pod przybranym nazwiskiem Obuchowicz. Po przejściu 5 Brygady na Pomorze, wiosną 1946 r. ponownie podjęła służbę jako sanitariuszka w brygadzie Łupaszki. W lipcu 1946 r. pojechała do Gdańska po materiały opatrunkowe. Tam została aresztowana. Po 13 dniach parodii śledztwa i sądu została skazana na śmierć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?