Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Zmarła na świńską grypę, bo nie znalazła tu ratunku"

Grzegorz Drążek
Od lewej Natalia Stolarczyk, Monika Żmudzińska, Ewelina Kazimierczak i Julita Banasiak. – W szpitalu Magdą nie zaopiekowano się należycie –uważają stargardzianki. – Narodziny dziecka miały być otwarciem nowego etapu jej życia, a skończyło się wszystko.
Od lewej Natalia Stolarczyk, Monika Żmudzińska, Ewelina Kazimierczak i Julita Banasiak. – W szpitalu Magdą nie zaopiekowano się należycie –uważają stargardzianki. – Narodziny dziecka miały być otwarciem nowego etapu jej życia, a skończyło się wszystko. Fot. Grzegorz Drążek
Koleżanki dziewczyny, która zmarła na świńską grypę, są przekonane, że Magda mogła przeżyć. Gdyby w szpitalu od razu trafiła do właściwych lekarzy, a nie na całą noc na oddział ginekologii.

Magda ze Stargardu, kiedy w minioną środę trafiła do szpitala w tej miejscowości, była w ósmym miesiącu ciąży. Jak mówią jej bliscy, tamtego dnia czuła się fatalnie, słaniała się na nogach, mocno kaszlała. Kilka dni wcześniej miała objawy grypy. Robiła wymaz z nosa, który nie wskazał obecności w organizmie młodej kobiety wirusa A/H1N1.

Jak się później okazało, choroba zaatakowała płuca. We wtorek, 1 lutego, 22-latka była u lekarza pierwszego kontaktu. Jak mówią jej znajome, ten zagrożenia życia nie stwierdził i odesłał do domu. Następnego dnia dziewczyna czuła się o wiele gorzej. Po ratunek udała się do szpitala.

- Najpierw długo musiała się naczekać na izbie przyjęć, a jak wreszcie się nią zainteresowano, to trafiła na oddział ginekologiczny - relacjonują koleżanki zmarłej 22-latki. - Ona wtedy ledwo żyła, strasznie kaszlała, a oni położyli ją na całą noc na ginekologii. Wiemy że inne pacjentki mówiły personelowi szpitala, że z Magdą źle się dzieje. Gdyby była pod lepszą opieką specjalistyczną, to miała szansę przeżyć.

Jak mówią koleżanki, w czwartek rano dziewczyna zaczęła się dusić z kaszlu.

- Magda dostała narkozę, wykonano cesarskie cięcie, urodziło się dziecko, a u niej stanęło serce - mówi koleżanka Magdy. - Reanimowano ją chyba czterdzieści minut, ale życia jej nie uratowano. Magda nawet nie zobaczyła swojej córeczki.

Stargardzianki są przekonane, że Magdę i jej dziecka pozbawiono szansy na przeżycie.

- Gdyby na początku, jak pojawiła się w szpitalu, odpowiednio zareagowano, to mogła przeżyć - uważa inna z koleżanek. - Czemu trafiła na tyle godzin na oddział ginekologii, a nie na intensywną terapię? Czemu w nocy nie reagowano na okropny kaszel? Przecież ona była w ósmym miesiącu ciąży i zagrożone było nie tylko jej życie, ale też dziecka.

Odpowiedzi na te pytania powinno przynieść wyjaśnienie sprawy przez szpital. Próbowaliśmy wczoraj dowiedzieć się, czy dyrekcja będzie do tego dążyła. Jego dyrektor był wczoraj na delegacji służbowej, a zastępca dyrektora poszła na zwolnienie lekarskie.

- Bliscy mogą skierować sprawę do rzecznika praw pacjenta w naszym szpitalu i będzie ona wyjaśniana - mówi Małgorzata Sielska ze szpitala w Stargardzie. - Póki nie zostanie wszystko sprawdzone, nic więcej powiedzieć nie można.

Magda przygotowując się do porodu nie wiedziała jaką płeć będzie miało dziecko.

- Chciała się tego dowiedzieć dopiero jak dziecko przyjdzie na świat - mówi koleżanka Magdy. - Razem z narzeczonym czekali na nie, szykowali mieszkanie.

Jak mówią koleżanki, po odchowaniu dziecka Magda chciała wrócić na studia. Po pierwszym roku pedagogiki przerwała je ze względu na ciążę. Stargardzianki mówią też, że narzeczony Magdy nie wiedział, że z noworodkiem dzieje się coś złego. Po narodzinach dziewczynka trafiła do szpitala w Szczecinie.

- Mówiono mu, że jest dobrze, a dziecko nie przeżyło - mówią koleżanki. - To dla nas też wielka tragedia, cieszyłyśmy się na ich dziecko. Szykowaliśmy już wyprawki.

Wczoraj w Krępcewie, skąd pochodziła 22-latka, Magda została pochowana. A z nią Nadia, córeczka której nie zdążyła zobaczyć.

W szpitalu w Stargardzie wciąż obowiązuje zakaz odwiedzin. Wprowadzono go po tym jak zmarła 22-latka, a następnego dnia 25-letnia kobieta, u której też podejrzewa się świńską grypę. Mimo zakazu ludzie wchodzą do szpitala.

- Cały czas zakaz obowiązuje, dotyczy odwiedzających - zapewnia Małgorzata Sielska ze szpitala. - Wchodzą te osoby, które mają umówione wizyty u lekarzy, ewentualnie bliscy chorych, którzy niosą im jakieś potrzebne rzeczy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński