Sprawę ujawniliśmy dzień po zdarzeniu. Okoliczności zgonu Grażyny M. są nadal niejasne. Trwa śledztwo prokuratury. Wyniki sekcji zwłok będą znane za miesiąc. Andrzej M. zgodził się opowiedzieć "Głosowi" o ostatnich godzinach życia żony.
- Tego dnia rano Grażyna poczuła się rano źle. Miała zapaść. wezwaliśmy pogotowie. Karetka odwiozła ją do szpitala w Kamieniu. Trafiła na izbę przyjęć. Tam leżała przez cały czas. Nie wiem co jej podawano - wspomina pan Andrzej.
Po południu kobietę wypisano do domu.
- Widać stwierdzono, że jest na tyle w dobrym stanie, że nie musi leżeć w szpitalu - dodaje.
Była godzina 16.30. Oboje wsiedli w autobus i przed piątą byli w Dziwnowie. Już w drodze powrotnej kobieta źle się poczuła. Wracając z przystanku musieli zwolnić. Pani Grażynie kręciło się w głowie. Do domu dotarli po godz. 17. Kobieta położyła się na łóżku w salonie. Czuła się coraz gorzej.
- Leciała mi z rąk. Zrobiła się sina. Wezwałem pogotowie i zacząłem reanimację. Ale czułem, jak mi ucieka - mówi pan Andrzej.
Pogotowie przyjechało kilkanaście minut później. Zaczęła się reanimacja.
- Myślę, że już wtedy Grażynka nie żyła - dodaje mąż.
Pogotowie stwierdziło zgon kilka minut przed 18. Lekarz powiadomił policję.
Grażyna M. miała kilka dni temu przejść operację w szpitalu w Gorzowie.
- Nie doczekała. Nie wiem co mogło być przyczyną śmierci. Trochę to dziwne, żeby człowiek umierał po wyjściu ze szpitala - mówi Andrzej M.
Szpital w Kamieniu Pomorskim nie komentuje sprawy.
- Właściwym organem w tym przypadku jest prokuratura - powiedziała Aneta Bawiec ze spółki EMC zarządzającej szpitalem.
- Trwa śledztwo. Czekamy na wyniki sekcji zwłok - mówi krótko prok. Jarosław Przewoźny.
52-letnia Grażyna M. osierociła dwoje dzieci.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?