Ostatni z osadzonych w Nowogardzie kryminalistów z wyrokami za najcięższe przestępstwa żywota na stryczku dokonał 14 grudnia 1978 r. Łącznie nieszczęśników było trzynastu, najmłodszy z nich miał 19 lat, najstarszy - dokładnie dwa razy tyle. Wyroki na nich wykonywane były w latach 1972 - 1978.
Sama cela śmierci, ostatnia taka w Polsce, to pomieszczenie o powierzchni ledwie kilku metrów kwadratowych. Kiedyś przedzielona była kotarą, za którą kryła się zapadnia wykonana z dwóch blaszanych, otwierających się do dołu płyt. Pod nią jest wylana betonem "studnia" o głębokości około metra, a pod sklepieniem - solidny metalowy krążek, który miał ułatwiać przesuwanie sznura. Krążek musiał utrzymać solidny ciężar, zamocowany był więc do sufitu śrubą o długości półtora metra. Zapadnię uruchamiało się nożną dźwignią wbudowaną w posadzkę.
- Skazany na śmierć nie wiedział, że właśnie wybiła jego ostatnia godzina. Gdy strażnik wywoływał skazańca z celi, a było to z reguły przed godziną szóstą wieczorem, mógł pomyśleć, że znów go przenoszą do innej celi. Świadomość rychłej śmierci dopadała więźnia dopiero wówczas, gdy przed celą grupa krzepkich strażników przechwytywała go i wlokła na dziedziniec. Choć cela śmierci znajdowała się w podziemiach tego samego bloku i do pokonania było zaledwie kilkadziesiąt metrów, doprowadzanie więźnia trwało długo - pisał na ten temat w 2012 roku w "Kurierze Porannym" Marian Dziadul.
Ówczesny rzecznik prasowy Zakładu Karnego w Nowogardzie, który sam znał historię tylko z opowiadań starszych kolegów, dodawał, że prowadzeni na stracenie więźniowie najczęściej bronili się ze wszystkich sił, kopali, wyli, innych paraliżował strach do tego stopnia, że trzeba ciągnąć ich po ziemi. Skazańcowi przed wykonaniem wyroku przysługiwał środek uspokajający, papieros, czy kieliszek wódki, po włożeniu przez przyjeżdżającego ze Szczecina worka na głowę i pętli na szyję i wykonaniu wyroku... cóż, jego zwłoki przewożone były na cmentarz.
Co ciekawe, nowogardzka cela śmierci przetrwała do dzisiaj za sprawą głośnego buntu więźniów, do którego doszło w 1989 roku. Doszczętnie spłonął wówczas pawilon znajdujący się nad celą, a obecny podczas porządkowania gruzowiska wojewódzki konserwator zabytków zorientował się, że odkryte zostały w ten sposób podziemia stojącego tam wcześniej zamku z XVI wieku. Do dzisiaj pomieszczenie nie zostało więc zagospodarowane na inne cele. O jego zwiedzaniu nie ma oczywiście mowy.
Bądź na bieżąco i obserwuj:
Kto musi dopłacić do podatków?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?