Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zgony na OIOM-ie szpitala przy ul. Arkońskiej w Szczecinie. Zagadka śmierci modelarza "Juranda"

Mariusz Parkitny
Mariusz Parkitny
Szpital przy ul. Arkońskiej odpiera zarzuty rodzin zmarłych
Szpital przy ul. Arkońskiej odpiera zarzuty rodzin zmarłych
W poniedziałek odbędą się sekcje zwłok pacjentów szpitala przy ulicy Arkońskiej w Szczecinie. Prokuratura bada, czy zgony nie były wynikiem zaniedbań ze strony personelu lecznicy. Rodziny podejrzewają, że powodem mogła być bakteria. Poznaliśmy okoliczności śmierci jednego z tych pacjentów.

To 72-letni Zenon Z., wielokrotny mistrz Polski w modelarstwie. Znajomi mówili na niego "Jurand", bo 20 lat temu w wypadku stracił oko. Teraz szykują mu pośmiertną wystawę.

Mieszkał w Elblągu, ale jakiś czas temu przeprowadził się do rodziny w Szczecinie. Kilka lat temu przeszedł zawał, był po trzech udarach.

- Mimo to był aktywny, chodził na nordic walking, spotykał się ze znajomymi, uczestniczył w wystawach modelarskich - mówi pani Danuta, córka.

Pod koniec lipca 2019, w czasie największych upałów, czuł się źle. Poszedł do kardiologa. Lekarz dał mu skierowanie do szpitala, aby na oddziale zrobiono mu kompleksowe badania i zdecydowano, czy wymaga operacji.

25 lipca razem z córką przyszedł na SOR szpitala przy ulicy Arkońskiej.

Szpitalny Oddział Ratunkowy w szpitalu wojewódzkim w Szczeci...

- Czekaliśmy sześć godzin. Tata źle się tam czuł. W końcu trafił na badania, które wykazały mikroudar - opowiada córka.

Trafił na oddział neurologiczny. Dzień później, 26 lipca, czuł się znacznie lepiej. Żartował podczas wizyty rodziny i z pielęgniarką, miał apetyt, mówił, że za tydzień powinien wyjść. O godz. 22 rozmawiał ze znajomą. Rozmowa nagle została przerwana. Okazało się, że "Jurand" źle się poczuł i trafił na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej (OIOM). Został wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną.

- Lekarze mówili nam, że nastąpiło zatrzymanie akcji serca. Widok ojca mnie przeraził. Głowę miał wielką jak piłka. Potem dostał wysokiej gorączki. Jeden z lekarzy powiedział, że ma stan zapalny, ale nie wiedzą od czego - opowiada pani Danuta.

ZOBACZ TEŻ:

W połowie sierpnia został wybudzony ze śpiączki. Po silnych lekach przez cztery dni dochodził do siebie. Ze względu na zabieg tracheotomii (rozcięcia tchawicy) nie mógł mówić, ale reagował na bodźce.

- On kochał muzykę. Pytałam go, czy chce posłuchać Pink Floydów, to kiwał głową, że tak, a jak Beatlesów, to kręcił, że nie. Mocno ściskał nas za ręce, uśmiechał się, gdy mówiliśmy, co przekazała mu prawnuczka. Nawet dawałam mu pić - wspomina córka.

Kolejny kryzys przyszedł z 17 na 18 sierpnia. "Jurand" dostał wysokiej gorączki. Znów wprowadzono go w stan śpiączki.

- Ktoś z personelu nam powiedział, że dostał strasznych bóli i dlatego podano mu morfinę. Głowa zaczęła mu puchnąć, z nosa ciekła czarna maź. Pytałam lekarzy, co się dzieje. Mieli różne wersje - mówi pani Danuta.

Od jednego z lekarzy miała usłyszeć, że wykryto bakterię pałeczki ropy błękitnej, od kolejnego, że nie ma mowy o bakterii. Wtedy nabrała podejrzeń.

- "Jurand" już nie wybudził się ze śpiączki. Zmarł w ubiegłym tygodniu. W dokumentacji medycznej lekarze napisali, że bezpośrednią przyczyną zgonu była niewydolność serca nieokreślona, a wtórną zatrzymanie krążenia oraz udar.

ZOBACZ TEŻ:

Gdy pani Danuta wraz z mężem poszli do dyrekcji szpitala po odbiór karty zgonu, minęli wychodzącą z gabinetu kobietę ubraną na czarno

- Chyba też ktoś im umarł, pomyślałam. Nie sądziłam, że wkrótce nasze drogi się znów spotkają. Wcześniej poprosiliśmy ordynatora, aby zaznaczył w dokumentach, że domagamy się sekcji zwłok. Miałam wrażenie, że próbuje nas od tego odwieść - opowiada córka "Juranda".

Spotkanie w USC

Pod koniec ubiegłego tygodnia pani Danuta i jej mąż załatwiali formalności w Urzędzie Stanu Cywilnego związane ze śmiercią pana Zenona. To właśnie tam znów natrafili na kobietę w czerni, którą spotkali kilka dni wcześniej przed gabinetem dyrektora szpitala.

Okazało się, że jej matka zmarła na OIOM-ie szpitala przy ulicy Arkońskiej, tego samego dnia, w którym umarł pan Zenon. 59-latka przyszła do szpitala kilka dni wcześniej na zabieg usunięcia kamieni z nerek. Podczas zabiegu doszło do powikłań. Kobieta trafiła na OIOM i tam zmarła.

- Po rozmowie zdecydowałyśmy obie, że pójdziemy do prokuratury zawiadomić o obu zgonach - dodaje pani Danuta.

W poniedziałek mają się odbyć sekcje zwłok. Prokuratura bada sprawę pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci.

Szpital zaprzecza

Dyrekcja szpitala zapewnia, że zgony nie były ze sobą związane i nie ma zagrożenia epidemiologicznego. Sprawy pana Zenona nie komentują.

- Nie ma żadnego ogniska epidemicznego. Nie ma zwiększonej liczby pacjentów zakażonych pałeczką ropy błękitnej, ani żadną inną bakterią - mówi Natalia Andruczyk, rzecznik szpitala.

ZOBACZ TEŻ:

Zobacz także: Kulisy zdrowia: Zamienniki papierosów. Czy nie szkodzą?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński