- Staramy się o to, by chorzy mieli jak najlepsze wyniki krwi - mówi doc. Krzysztof Dziewanowski, szef oddziału nefrologii i stacji dializ. - Efektem ciężkiej niewydolności nerek jest niestety niedokrwistość. Ponieważ nie stać nas na finansowanie wszystkim pacjentom właściwego poziomu EPO, to chorym z najgorszymi wynikami podajemy dawki zbliżone do tych, które powinni otrzymać. Ci o lepszych wynikach otrzymują niższe.
Docent Dziewanowski zapewnia, że wszystkie pieniądze, jakie szpital otrzymuje z funduszu na dializy, są wydawane wyłącznie na ten cel.
Nie ma za co leczyć
Stawki proponowane przez NFZ za tę procedurę są o 50 zł za niskie, twierdzi prof. Kazimierz Ciechanowski, wojewódzki konsultant do spraw nefrologii. Właśnie trwa kontrola tych ośrodków zarządzona przez prezesa funduszu. Kontrolerzy sprawdzają zwłaszcza zasady podawania erytropoetyny, hormonu pobudzającego produkcję czerwonych ciałek krwi.
- Pełen koszt hemodializy, z transportem chorego i erytropoetyną wynosi 420 zł, a NFZ płaci nam w tym roku 370 zł - mówi prof. Kazimierz Ciechanowski, konsultant wojewódzki do spraw nefrologii i szef Kliniki Nefrologii, Transplantologii i Chorób Wewnętrznych PAM w Szczecinie. - W zeszłych latach w Zachodniopomorskiem mieliśmy najniższą stawkę w Polsce na to leczenie.
W szpitalu gryfickim do tej pory pieniędzy na erytropoetynę dla dializowanych chorych nie brakowało.
- Brakowało jej natomiast i nadal brakuje dla pacjentów w okresie przedializacyjnym, czyli jeszcze przed rozpoczęciem dializowania, chociaż powinni ją otrzymywać - mówi Hanna Należyty-Kozak, ordynator oddziału nefrologicznego szpitala w Gryficach. - Niestety nasz oddział NFZ, a wcześniej kasy chorych, nie refunduje tego leczenia, choć jest ono refundowane w innych regionach Polski, np. w województwie mazowieckim.
Nie ma czym leczyć
Problemy z erytropoetyną to tylko czubek góry lodowej problemów, związanych z dializami, jedynym leczeniem, ratującym życie osobom z niewydolnością nerek.
- Większość, bo aż sześć z 9 stacji dializ pracuje na sprzęcie, który dawno powinien być zezłomowany - mówi prof. Kazimierz Ciechanowski. - Sztuczna nerka nie powinna przepracować więcej niż 24 tysiące godzin. W większości stacji pacjentów obsługują nerki, które mają za sobą ponad 40 tys. godzin pracy. To niezgodne z obowiązującymi standardami. Odpowiednią aparaturą dysponują tylko szpital kliniczny nr 2 w Szczecinie, szpital w Choszcznie i stacja w Kołobrzegu.
W innych placówkach sztuczne nerki poza przeglądami gwarancyjnymi często nie przechodzą innych.
- Nerki nie można wyłączyć, bo nie byłoby co zrobić z chorymi - mówi prof. Ciechanowski. - O włos od tragedii znaleźliśmy się, gdy uległ awarii sprzęt w szpitalu w Drawsku Pomorskim. Nie było gdzie rozmieścić 25 chorych.
Syndrom Kutna
Chorzy z ciężką niewydolnością nerek żyją tylko dzięki dializom, czyli dzięki kilkukrotnemu w ciągu tygodnia podłączaniu do sztucznej nerki, oczyszczającej krew. Chorobie towarzyszy niedokrwistość.
Wyniki krwi i samopoczucie pacjenta trzeba poprawiać, stosując erytropoetynę, hormon wytwarzany przez zdrowe nerki, pobudzający produkcję czerwonych ciałek krwi. Kontrole sposobu podawania EPO zarządził prezes NFZ po tym, jak w stacji dializ szpitala w Kutnie w ogóle go pacjentom nie podawano.
W Zachodniopomorskiem działa 9 stacji dializ: 3 w Szczecinie, pozostałe w szpitalach w Koszalinie, Choszcznie, Drawsku Pomorskim, Gryficach i 2 w Kołobrzegu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?