Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdzisław Kręcina: Pandemia koronawirusa to dla futbolu największe wyzwanie w historii [WYWIAD]

Tomasz Dębek
Tomasz Dębek
Zdzisław Kręcina
Zdzisław Kręcina Wojciech Matusik / Polska Press
- Przez kolejny rok nikt nie powinien krytykować Zbigniewa Bońka za odważne działania. Sytuacja jest taka, że prezes PZPN powinien być upoważniony do podejmowania wiążących decyzji samodzielnie. Nie ma czasu na to, by zbierać gremia i dyskutować nad uchwałami - przekonuje Zdzisław Kręcina, sekretarz generalny PZPN w latach 1999-2011. W obszernej rozmowie opowiada nam też m.in. o tym, w jaki sposób spędza czas bez piłki nożnej, przewiduje jak pandemia może wpłynąć na rozgrywki w Polsce oraz zdradza czy zamierza wrócić do futbolu.

Tomasz Dębek, "Polska The Times": Jak się Pan miewa w trudnych czasach pandemii koronawirusa?
Zdzisław Kręcina: Myślę, że przeżywam to podobnie jak wszyscy. Ze świadomością, że nie wiadomo, jak rozwinie się sytuacja. Ofiary są potworne, każdy chciałby, żeby to się jak najszybciej skończyło. Najgorsze jest to, że na razie nie widać światełka w tunelu.

Po sześciu tygodniach bez meczów tęskni Pan za piłką nożną?
Od jakiegoś czasu starałem się nie włączać zbyt często telewizora na mecze Ekstraklasy czy Ligi Mistrzów. Jestem już w takim wieku, że nie oglądam też powtórek. Chociaż czasami wracałem do klasyków naszej reprezentacji, spotkań w najważniejszych turniejach. Ostatnio przerzuciłem się jednak na ciekawostki z innych dziedzin. Człowiek praktycznie całe życie zajmował się piłką, dobrze jest zrobić od tego przerwę. Półtora miesiąca to nie jest jeszcze tragedia. Spokojnie można wytrzymać tyle bez futbolu.

Na jakie dziedziny się Pan przerzucił?
Moją pasją jest majsterkowanie, oczywiście na bardzo amatorskim poziomie. Fascynują mnie rzeczy związane z, nazwijmy to, swojskimi wynalazkami. Takimi maszynami codziennego użytku, których nigdzie pan nie kupi, a niektórym się przydają. Zauważyłem, że brylują w tej dziedzinie Rosjanie. Od lat moim hobby jest też kuchnia, zwłaszcza pieczenie ciast. Dawniej traktowałem to jako odskocznię od piłki, chociaż nie było na nią zbyt wiele czasu. Teraz, kiedy mam go więcej, żona z przerażeniem odkryła, ile zużywamy mąki, cukru i masła. (śmiech)

Jeśli chodzi o majsterkowanie, udało się panu skonstruować coś ciekawego?
Nie, raczej oglądam to, co wymyślili inni. Wie pan, nie chodzi nawet o samo majsterkowanie, tylko o ludzką kreatywność. Co można zrobić samemu i jak przełożyć to na inne pola. Na przykład przed chwilą widziałem przymiarkę do kolarskiego "Wyścigu z pokoju" na Eurosporcie. Wspaniała idea i dowód na to, że możemy sobie poradzić w każdej sytuacji.

ZOBACZ TEŻ:

Myśli Pan, że piłka nożna poradzi sobie z pandemią? Niemcy wznowili już treningi, Czesi i Austriacy mają konkretne plany powrotu do gry. Ekstraklasa ma ruszyć pod koniec maja.
Dla nas futbol to ważna sprawa, ale świat się na nim nie kończy. Może to przez wiek i doświadczenie, ale podchodzę do tej sytuacji trochę inaczej. Przewidywanie, kiedy wróci piłka, łączę z tym, kiedy uda się nam wypędzić tego koronawirusa. W uprawianiu sportu najważniejsza jest wolność, każdy chce ją poczuć. Obawiam się, że po ewentualnym wznowieniu rozgrywek uczestnictwo w sporcie zdominuje strach przed tym, co może się wydarzyć. Być może po meczu czy treningu u kogoś pokażą się objawy choroby. Co się stanie, jeśli cała drużyna zostanie przez to sparaliżowana i nie będzie mogła grać? Wiem, że wybiegam w przyszłość. Ciągle jestem jednak pełen obaw. To wszystko może się skończyć dużo później niż nam się wydaje. Nie ma co próbować grać na siłę, jeśli nie wiadomo, jakie będą tego konsekwencje. Ale pewnie pójdziemy śladem innych europejskich krajów i będziemy chcieli dokończyć sezon. W innym przypadku straty będą duże. Zwłaszcza finansowe.

Plany są takie, by grać pod surowym reżimem bezpieczeństwa. Pytanie, czy nasze kluby stać np. na testowanie każdego uczestnika meczu.
W przypadku Ekstraklasy sytuacja jest klarowna. Ile by testy nie kosztowały, kolejna rata z tytułu praw telewizyjnych będzie kuszącą perspektywą. Natomiast dla klubów z niższych lig taki system będzie dużym wyzwaniem. Widzimy to choćby w służbie zdrowia. Moim zdaniem testy dla jej pracowników powinny być robione codziennie. Nie są, bo nie ma takiego obowiązku, a to przy tym ogromny koszt. Tak samo będzie pewnie w piłce. Im niższa liga, tym większy problem. Trudno mi sobie wyobrazić, że przy okazji każdego meczu wszyscy na stadionie będą testowani. Stoimy przed ogromnym wyzwaniem, największym od początków futbolu. Do tej pory tylko wojny światowe przeszkodziły w rozgrywaniu meczów w takim stopniu jak pandemia koronawirusa. Żaden inny kataklizm nie zdziesiątkował rozgrywek w podobny sposób.

Walka o dokończenie sezonu w niższych ligach ma w ogóle sens? Doskonale zna Pan realia. Zawodnicy w większości pracują, pojawią się pewnie problemy z dostępnością boisk ze sztucznym oświetleniem i opieki medycznej, do tego dojdą czasem dalekie wyjazdy. Trudno spodziewać się, by w takiej sytuacji okręgówki, klasy A czy B grały w wakacje co trzy dni.
To prawda. Na razie wznowienie rozgrywek wciąż jest niewiadomą, ale kiedy sytuacja będzie bardziej klarowna, to myślę że nikt w niższych ligach nie obrazi się na inne rozwiązania. Na przykład serię szybkich turniejów, które wyjaśniłyby kwestie awansów i spadków. Chociaż jeśli przykład pójdzie z góry i z wyższych lig nikt nie spadnie, to nie wyobrażam sobie, żeby inaczej miało być w rozgrywkach amatorskich. Przy utrzymaniu tabel w obecnym stanie zawsze będzie ktoś pokrzywdzony. Niby wszyscy zdają sobie sprawę z powagi sytuacji, ale bliższa koszula ciału. A różnice w wielu ligach są minimalne.

Alternatywą jest np. anulowanie wyników całego sezonu i powrót jesienią do sytuacji sprzed rozpoczęcia rozgrywek.
Zastanawiałem się nad tym już kilka, a może nawet kilkanaście lat temu. Wszyscy narzekali wówczas, że są za duże obciążenia, zbyt wiele meczów, a za mało czasu na trening. Pomyślałem, że jakimś rozwiązaniem byłoby odpuszczenie jednego sezonu. Skupienie się na wyleczeniu kontuzji i specjalistycznym treningu. Taki roczny "urlop" mógłby wyjść na zdrowie naszej piłce. W obecnej sytuacji to też nie jest zły pomysł. Trudno tylko powiedzieć, czy udałoby się to na każdym szczeblu rozgrywek. Bo co, mój Piast znów byłby mistrzem Polski?

Na to wychodzi.
Rozumiem... (śmiech) A na poważnie - Piast jest teraz w doskonałej sytuacji, na drugim miejscu w tabeli. To mnie jednak nie zaślepia. Uważam, że najbardziej sprawiedliwe będzie dogranie sezonu do końca. Nie ma znaczenia, czy nasz ulubiony klub na tym straci, czy zyska. Sport to jedna z niewielu przejrzystych i klarownych dziedzin życia. Jeśli ktoś skoczy w dal 8,20 m, jest lepszy od tego, który miał 8,19. Nie ma zmiłuj. Tak samo jest w piłce. Jeśli przerwiemy rozgrywki w ich trakcie, prawie każdy będzie miał o coś żal. Skojarzyła mi się pewna sytuacja z czasów, kiedy grałem w Koszarawie Żywiec. Jeden z kolegów był, powiedzmy, zmęczony po jakiejś imprezie. Na tyle, że trener zmienił go już w 40. minucie meczu. Kolega schodząc z boiska rzucił tylko: "To ja się oszczędzałem na drugą połowę, a on mnie w pierwszej zdjął!". (śmiech) Kluby też były przygotowane na walkę przez 37 kolejek i chcą w tylu zagrać. Bądźmy dobrej myśli. Trzeba mieć nadzieję, że uda się dokończyć sezon i doczekamy się końcowej tabeli, która będzie w miarę sprawiedliwa. Nawet, jeśli stałoby się to dopiero jesienią. Wtedy sezon 2021/2022 mógłby być początkiem nowej formuły rozgrywek: wiosna - jesień.

Ekstraklasa będzie chciała grać ze względu na pieniądze od Canal+, w Polsce jest jednak wiele klubów, dla których głównym źródłem utrzymania są dotacje od urzędu miasta czy gminy. W obecnej sytuacji może ich zabraknąć.
O tym głośno się nie mówi, ale takich przypadków jest bardzo dużo. Jeśli urząd miasta stanie przed dylematem, czy przeznaczyć pieniądze na sport, czy na służbę zdrowia, to wybór będzie oczywisty. Ten obecny kryzys, związany z koronawirusem, ustali pewną hierarchię wartości. Oczywiście, niektóre samorządy dalej będzie stać na wspomaganie klubów piłkarskich, ale zapewne w mniejszym zakresie niż dotychczas. Kluby będą musiały radzić sobie w inny sposób. Zresztą, niektóre od lat są już do tego przyzwyczajone. Powszechne są przypadki, że np. zespoły z ligi okręgowej, otrzymują od miasta dotację w wysokości 1500 zł rocznie. O takie kwoty nikt nie będzie miał pretensji. Ale jeśli mówimy o regularnych stypendiach dla piłkarzy, wydatki robią się już zupełnie inne.

ZOBACZ TEŻ:

Wychodząc poza Polskę - z decyzją o przełożeniu mistrzostw Europy nie dyskutował nikt. Pytanie, czy w przyszłym roku uda się zorganizować turniej w 12 krajach. Już słychać głosy, że niektórzy gospodarze rozważają wycofanie się z organizacji meczów.
Znam "od kuchni" historię idei rozegrania EURO w 12 krajach. Z jednej strony była atrakcyjna dla zaangażowanych miast, z drugiej - karkołomna pod względem logistycznym. To był ukłon w stronę państw, które samodzielnie nie mają szans na organizację takiej imprezy. Choćby Azerbejdżan, jest potęgą w różnych dziedzinach, ale wątpię czy podołałby mistrzostwom Europy na 24 drużyny. A przecież z Armenią ich nie zorganizuje, bo są w stanie wojny. W normalnych czasach z przełożeniem meczów na 2021 rok nie byłoby większego problemu. Teraz może być jednak trudno, niektóre kraje przejmą pewnie na siebie więcej obowiązków. Proszę zauważyć, że my mieliśmy dużo szczęścia, bo EURO dostaliśmy w 2012 roku. Cztery lata później nie zrobilibyśmy już go z Ukrainą ze względu na sytuację w ich kraju. Niektórych rzeczy po prostu nie da się przewidzieć.

Dyskusje o tym, czy naszą reprezentację na EURO powinien poprowadzić Jerzy Brzęczek są według Pana na miejscu?
Dochodzą mnie głosy, że wygasający z końcem lipca kontrakt Jurka to dobra okazja, żeby zmienić selekcjonera. Bo niektórym nie podoba się styl gry drużyny i tak dalej. Moim zdaniem nie powinno być żadnych wątpliwości. Jeśli miał umowę do końca finałów mistrzostw Europy z opcją przedłużenia, to powinien poprowadzić drużynę do tego turnieju. Przecież to nie jego wina, że przełożono imprezę. Zapracował sobie na tę szansę. A jeśli osiągnie dobry wynik, będzie to dla niego przepustka do dalszej pracy z drużyną narodową. Znam Jurka od wielu lat. Byłem obecny przy reprezentacji, kiedy on pełnił w niej funkcję kapitana. Jestem pewien, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Zobaczycie, że jeszcze wszystkich zaskoczy, a reprezentacja na EURO da nam wiele radości.

Argumenty przeciwników Brzęczka zupełnie do Pana nie przemawiają?
Pamiętam eliminacje do mistrzostw świata w 2006 roku. Na końcu jeden z dziennikarzy skomentował, że Paweł Janas niby wyszedł z grupy, ale w słabym stylu. A on wtedy wygrał wszystkie mecze poza dwoma z Anglią. Zastanawiałem się, o co chodzi jego krytykom. Teraz jest podobnie. Piłka nożna to nie jazda figurowa na lodzie. Nie ma ocen za styl, tylko twarda walka o punkty. To wyniki są najważniejsze. Koniec wieńczy dzieło. Jeśli Jurek awansował, to powinniśmy się z tego cieszyć i mu kibicować, zamiast zwalniać ze stanowiska. Ale my często nie potrafimy docenić tego, co jest w życiu fajne.

ZOBACZ TEŻ:

Jesienią Zbigniew Boniek miał przestać pełnić funkcję prezesa PZPN. Rząd przedłużył jednak kadencje władz związków sportowych o kolejny rok. Pana zdaniem to dobra decyzja?
Tak, uważam że w obecnej sytuacji to najlepsze rozwiązanie. Nie wiadomo, jak długo będzie trwała epidemia. Zmiany w trakcie tak poważnego kryzysu z wielu powodów mogły tylko pogorszyć sprawę. Mało tego, mimo że Zbyszek uchodzi w pewnych kręgach za autokratę, przez kolejny rok nikt nie powinien go krytykować za podejmowanie śmiałych decyzji. Sytuacja jest taka, że nie ma czasu na to, by zbierać gremia i dyskutować nad uchwałami. Prezes PZPN powinien być upoważniony do tego, żeby podejmować wiążące decyzje samodzielnie. Potrzeba szybkich i roztropnych działań.

Pana zdaniem przez prawie osiem lat rządów Bońka polska piłka poszła w dobrym kierunku?
Za dokonania sportowe reprezentacji i finansowe Związku należy mu się duży szacunek. Dla Zbyszka rządy w PZPN są chyba w pewien sposób przedłużeniem kariery piłkarskiej. Wybitne jednostki, a taką był Zbyszek na boisku, często chcą dalej dążyć do jak największych dokonań. Ja jestem akurat odwrotnym przykładem, przez lata działałem w piłce, ale największą wiedzę miałem na temat ligowych "dołów". Wywodzę się z małego miasta i znam chyba każdą szatnię Ludowego Zespołu Sportowego w okolicy. Wiem, z jakimi problemami boryka się piłka w klasie A, B czy C. Nie zawsze chodzi o pieniądze. Ważne jest stworzenie ram organizacyjnych, które umożliwią przetrwanie takich klubów. Zwłaszcza w czasach nadchodzącego kryzysu będzie to miało ogromne znaczenie. O ile w kwestii reprezentacji, Ekstraklasy, czy nawet I ligi obecna ekipa osiągnęła wiele, to pod względem działań na dolnych szczeblach piłkarskiej drabiny można chyba było zrobić więcej. Władze kolejnej kadencji powinny postawić na pracę od podstaw.

Oficjalnie start w wyborach zadeklarował Marek Koźmiński, wśród potencjalnych kandydatów są też m.in. Cezary Kulesza, Bogusław Leśnodorski, Roman Kosecki czy Radosław Michalski. Widzi Pan wśród nich osoby, które będą dążyły do wspomnianej pracy u podstaw?
Trzeba mieć nadzieję na to, że każdy z kandydatów będzie miał wizję, w której dostrzeże problemy małych klubów. Zawsze jest skłonność do tego, żeby to pierwsza reprezentacja była priorytetem. Rozumiem to, drużyna narodowa jest w pewnym sensie wyznacznikiem działalności władz. Często powtarzam, że kucharz przykrywa swoje błędy sosem, lekarz ziemią, a federacja piłkarska wynikami reprezentacji. Jeśli są dobre, gwarantują spokój. Ale kiedy nie uda się awansować na wielką imprezę, zaczyna się trzęsienie ziemi i krytyka z każdej strony. Wracając do kandydatów, wszyscy mają duże doświadczenie. Ważne jest to, by otoczyli się współpracownikami znającymi się na różnych polach działalności piłkarskiej. Jeśli to się uda, każdy z nich może zostać dobrym przywódcą naszej piłkarskiej rodziny.

Pan kilka razy podkreślał, że nie ma zamiaru kandydować na szefa PZPN. Powrót do piłki w innej roli wchodzi w grę?
Przez kilkadziesiąt lat byłem w kieracie. Człowiek miał już dość piłki. Teraz, jako młody emeryt, nie czuję się do końca wypalony. Ale tego, w jakiej roli chciałbym jeszcze działać w piłce, na dziś nie wiem.

Działacze Koszarawy Żywiec nie zgłaszali się z jakąś propozycją?
Na bieżąco jestem w kontakcie z przedstawicielami klubu. Gdy tylko mogę, przyjeżdżam też na mecze. Na razie wirus zatrzymał mnie w Warszawie, ale kiedy tylko znów będzie taka możliwość, na pewno wybiorę się na stadion mojego klubu.

Rozmawiał Tomasz Dębek
Obserwuj autora artykułu na Twitterze

Trwa głosowanie...

Czy piłkarska Ekstraklasa wróci do gry w maju?

ZOBACZ TEŻ:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński