Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbrodnia w Lipianach. "Był taki zadowolony, jak po udanym seksie"

Mariusz Parkitny [email protected]
Krzysztof M. w drodze na salę sądową.
Krzysztof M. w drodze na salę sądową. Andrzej Szkocki
Wrócił do domu nad ranem. - Był taki odświeżony, zadowolony, jak po udanym seksie - mówi Wioletta. Dlatego, że zabił kolejną osobę? To między innymi na to pytanie ma odpowiedzieć proces, który rozpoczął się w tym tygodniu.

We wtorek przed Sądem Okręgowym w Szczecinie rozpoczął się proces, który odpowie na pytanie, czy w Lipianach grasował seryjny zabójca. Grasował, bo Krzysztof M. siedzi już w areszcie. Na razie do odsiadki ma 25 lat za zabójstwo znajomej. W młodości zabił ojca siekierą. Siedział już też za poważny rozbój (4 lata). Teraz odpowiada za zabójstwo byłej dziewczyny. Grozi mu dożywocie. Nie przyznaje się do winy. Ale kilka faktów go pogrąża.

Kici, który nie miauczy

Krzysztof M., pseudonim Kici w tym tygodniu miał urodziny. Skończył 34 lata.
- Trzymaj się Krzysiu, masz urodziny - pożegnała go we wtorek matka wychodząc z sali sądowej. Nie będzie zeznawać w sprawie syna. Jako osoba najbliższa ma do tego prawo.

Pomagała mu finansowo, bo nie miał pracy, ani zawodu. Wolał wąchać birol. I zmieniać dziewczyny. Ale nie wygląda na podrywacza. Niski, krępy, umięśniony. Widać, że czas w areszcie spędza na ćwiczeniach w siłowni. Lewa ręka cała w śladach po samookaleczeniu. Tatuaże. Sprawia wrażenie wolnego i dokładnego. Zeznania świadków notuje maczkiem na kartce papieru. Wychyla głowę zza barierki, żeby lepiej słyszeć co mówią. Nie słyszy na jedno ucho.

- Siostra mówiła, że był dla niej dobry. Tylko raz poskarżyła się, że ją uderzył. Nawet jak ją zostawił to go ciągle kochała - mówi Małgorzata B., siostra zamordowanej Ewy B.
Kici dużo nie pił. Po alkoholu okropnie bolała go głowa. Nie wiadomo co tak bardzo ciągnęło go do Ewy. Kobieta miała w Pyrzycach opinię alkoholiczki. Niestety zasłużoną. Piła denaturat. Gdy zdobyła trochę pieniędzy, kupowała wódkę.

- Przychodziło do niej wiele osób, żeby się napić. Było głośno - wspomina 25-letnia Agnieszka P., sąsiadka.

- Dużo piła. Wtedy ciągle ględziła. Ale jak miała zastrzyk, to nie piła. I wtedy fajnie nam się rozmawiało - mówi siostra ofiary.

A jednak Krzysztofa M. ciągnęło do Ewy. Może najbliższa prawdy była ta, która odbiła Ewie Krzysztofa - 39-letnia Wioletta O.

- On się u niej dobrze czuł - powiedziała we wtorek.

Kici mieszkał u Ewy od poniedziałku do piątku. Wtedy, gdy jej partnera nie było w domu. Pracował w Danii. Zjeżdża do domu na weekendy.

- I wtedy Krzysiek wyprowadzał się od Ewy i tak tygodniami. Ona mówiła, że z żadnym innym mężczyzną nie było jej tak dobrze jak z Krzyśkiem - mówi Małgorzata B.

Gdy Kici nie mieszkał u Ewy, wracał do mieszkania swojej matki.

Ewa

Ewę obdarowywał biżuterią. Wśród niej jest pierścionek. Okaże się ważnym dowodem. Prokuratura nie wie, którego dnia ją zabito. Na pewno między nocą z soboty na niedzielę a wtorkiem, czyli między 26 a 29 listopada 2011 r.

Zwłoki Ewy znalazła siostra. To było już we wtorek. Ostatni raz widziały się w sobotę 26 listopada. Ewa była u siostry na plotkach. Była trzeźwa. Dobrze im się rozmawiało. Miała wpaść w niedzielę na obiad. Nie przyszła. W poniedziałek też nie. W nocy z poniedziałku na wtorek Małgorzata miała sen. Bardzo zły. Śniła jej się nieżyjąca już mama i Ewa. Obudziła się i poczuła, że stało się coś złego. Poszła do Ewy. To tylko kilka ulic dalej. Poprosiła sąsiada o pomoc, bo nie mogła otworzyć drzwi. Weszli do środka. Ewa leżała na wznak w pokoju. Twarz miała zasłoniętą białą chustką. W szyi tkwił nóż kuchenny. Małgorzata uciekła z przerażeniem. Wzięła tabletkę na uspokojenie od sąsiadki i zadzwoniła na 112.

Ktoś zwrócił uwagę, że dwa lata wcześniej w Pyrzycach znaleziono zwłoki kobiety z podobnymi obrażeniami. I nożem. Wtedy ofiarą była 51-letnia Jolanta. D., znajoma Krzysztofa M.

Prokuratura oskarżyła go wtedy o zabójstwo. Gdy zginęła Ewa, M. był na wolności. Sąd wypuścił go pół roku wcześniej z aresztu. Uznał, że zanim zapadnie wyrok w sprawie Jolanty D., Kici może wrócić do domu, bo już 17 miesięcy czekał w areszcie.

- Nie wiedzieliśmy wtedy, że w młodości zabił ojca i może być niebezpieczny - tłumaczył sędzia Janusz Jaromin z Sądu Apelacyjnego w Szczecinie.

Według prokuratury, pół roku po wyjściu z aresztu zabiją Ewę. 1 grudnia 2011 roku trafił z powrotem do aresztu. Wyrok w sprawie Jolanty D. usłyszał dopiero pod koniec 2012 r. 25 lat więzienia.

Za zabójstwo Ewy grozi mu dożywocie.

Linia obrony

Teraz Kici ma tą samą linię obrony co podczas procesu w sprawie zabójstwa Jolanty D. Nic nie mówi prokuratorowi.

- Powiem w sądzie - powtarza.

To niegłupi plan. W sądzie będzie już wiedział co zeznali inni świadkowie, bo będzie miał prawo czytać akta i przysłuchiwać się co mówią na rozprawach.

Czerwiec 2011. Urodziny Wioletty O. Mieszkanka Pyrzyc znała Kicia z widzenia od lat. Są z tego samego miasta. Rozmawiali podczas urodzinowego przyjęcia. Dwa miesiące później już u niej mieszkał. Na parterze, bo górę zajmują jej rodzice i syn.

Widzi jak on na klatce wciąga birol. Wścieka się. Wylewa mu go na ubranie. On wybiega za nią z nożem. Grozi, że zrobi jej "wjazd na chatę".

Na początku ukrywali związek, bo Krzysztof miał fatalną opinię w mieście.

- Ja chciałam go wyprowadzić na ludzi - powiedziała podczas jednego z przesłuchań.
Robiła mu awantury, gdy nakrywała na wąchaniu birolu. Kazała chodzić w rzeczach, w których wyglądał jak człowiek. Nawet, gdy nakrywała go z Ewą w łóżku, wybaczała.

- Dobrze było? - pytała Ewę i wychodziła z mieszkania kobiety.

- Tak - dobiegało z tyłu.

Zdenerwowana pluła śpiącemu jeszcze Krzyśkowi w twarz. Ale potem przebaczała. Kochała nawet, gdy trafił do aresztu.

- Układało nam się jak w małżeństwie. Wciąż mi na nim zależy. Ale jak ostatnio dowiedziałam się, że dostał 25 lat za zabójstwo, to nie wiem co robić. Nie wiem, czy jeszcze jesteśmy razem - mówiła we wtorek.

Zagadka

Jest sobota wieczór, 26 listopada 2011 r. Wioletta i Krzysiek leżą w łóżku. On daje jej obrączkę. Mówi, że ją kocha, że się zmieni.

- Byłam zaskoczona, bo wiem jak trudno przychodzą mu takie deklaracje - opowiada Wioletta.
Niedaleko łóżka leżą ich ubrania. Także granatowa bluza, w której Krzysiek chodzi w sobotę. Wioletta budzi się o 3 rano. W łóżku nie ma Krzyśka. Wścieka się. Idzie na górę do rodziców. Potem do matki Krzyśka. Nigdzie go nie ma. Wreszcie idzie do Ewy. Boi się, że znów go u niej zastanie. Ale brama przed kamienicą jest zamknięta. Więc wraca do domu. Potem sąsiadka Ewy B. powie, że w ostatnich dniach brama nie była zamykana.

W poniedziałek się godzą. Krzysztof daje jej pierścionek. Identyczny jaki dał wcześniej Ewie. - Miałam wrażenie, że to ten sam pierścionek - mówi Wioletta.

Wioletta wraca do domu. Siedzi na Krześle i czeka. Pakuje jego rzeczy do poszewki i zostawia przed drzwiami jego matki. On wraca do Wioletty o 7.30. Jest w klapkach, spodniach od dresu i w bluzie. Ale nie tej granatowej. Tylko szarej. Ona każe mu się wynosić. I przypomina sobie, że jak rano pakowała mu rzeczy, to tej szarej bluzy już nie było, choć jeszcze wieczorem wisiała w szafie.

Mimo że to jego wina, to Wioletta odwiedza go u matki. Nikt nie zwraca na nią uwagi. Potem widzi jak on na klatce wciąga birol. Wścieka się. Wylewa mu go na ubranie. On wybiega za nią z nożem. Grozi, że zrobi jej "wjazd na chatę", jeśli nie znajdą się ubrania, które miał u niej.
Świadkiem awantury jest syn Wioletty. Widzi też inne zdarzenie. Gdy w mieszkaniu Wioletty Kici pali w piecu. Obok leży granatowa bluza.

- To było dziwne, bo nigdy nie zajmował się kominkiem. Zaskoczona była też moja mama - mówi Wioletta.

W poniedziałek się godzą. Krzysztof daje jej pierścionek. Identyczny jaki dał wcześniej Ewie.

- Miałam wrażenie, że to ten sam pierścionek - mówi.

Twierdzi, że cały poniedziałek spędzili już razem.

Zabójstwo

Gdy w sobotę wieczorem Kici wyznaje Wiolettcie miłość, wspomina też o Ewie. Twierdzi, że go zdradziła i wycięła "mu numer". Nie mówi o szczegółach. Kilka godzin później znika i wraca dopiero o 7.30.

Gdzie był w nocy z soboty na niedzielę? Twierdzi, że u kolegi z więzienia, który przyjechał w nocy i poprosił go o opiekę nad dzieckiem w sąsiedniej miejscowości. Wioletta w to nie wierzy.

- Moje łóżko jest przy oknie. Słyszałabym, gdyby ktoś zapukał. Ta cała historia z tym kolegą wydaje mi się nieprawdziwa. On nie miał kolegów. Z nikim nie utrzymywał kontaktów - mówi.

Jak więc było naprawdę. Z dowodów zebranych przez prokuraturę można ułożyć taki scenariusz. W nocy z soboty na niedzielę Kici wychodzi z łóżka Wioletty i idzie do Ewy. Nie wiadomo czy rozmawiają ze sobą, ale kobieta zostaje zabita. Zabiera jej pierścionek, który w poniedziałek daje Wiolettcie. Wychodząc od Ewy Kici zamyka bramę wejściową. To ma mu dać alibi, bo klucza nie znaleziono. Może powiedzieć: - Jak mogłem wejść do Ewy jak brama była zamknięta. Potem wraca do Wioletty. Wcześniej przebiera się, bo granatową bluzę pobrudził. Dlatego ją pali w kominku. Czy tak było naprawdę, musi ustalić sąd.

I na koniec ważna uwaga Wioletty. - Gdy rano wrócił wyglądał świeżo. Był bardzo zadowolony. Jakby miał udany seks - mówi.

Pytanie czy to był seks, czy zbrodnia wciąż jest otwarte.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński