Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zanim kupisz samochód, zapytaj fachowców

Marcin Barnowski
Przed kupnem auta warto odwiedzić stację diagnostyczną.
Przed kupnem auta warto odwiedzić stację diagnostyczną. Fot. Daimler
Towarzyszyliśmy mieszkance Słupska przy zakupie używanego auta dostawczego. Kobieta omal nie wpadła w pułapkę. Atrakcyjnie wyglądający samochód, z atrakcyjnego rocznika i za atrakcyjną cenę skrywał smutną tajemnicę.

Pani Renata prowadzi działalność handlową. Potrzebuje pojazdu, którym mogłaby rozwozić towar: pojemnego, wygodnego, ekonomicznego, a przede wszystkim bezpiecznego i niezawodnego. Wybrała Mercedesa Vito z silnikiem dieslowskim 2.2, rocznik 2006. Samochód ładnie prezentuje się z zewnątrz i oferowany jest w atrakcyjnej cenie. Jeden z pomorskich autohandli chce za niego 48 tysięcy złotych netto, gotowy jest do dalszych negocjacji.

Zasada, że auto kupuje się oczami sprawdza się i tym razem. Pani Renata skłonna jest od razu zakupić pojazd. Pracownicy autohandlu twierdzą, że samochód nie był bity, że został zakupiony w Niemczech od pierwszego właściciela. Przebieg też nieduży: 50 tys. km. Jedyna widoczna usterka to wycięty panel z podsufitowymi lampkami z przodu kabiny.

Zgodnie z sugestią fachowców, przed zakupem nasza czytelniczka postanawia jednak dać auto do sprawdzenia specjalistom. Trafiła do stacji diagnostycznej, prowadzonej przez jednego z największych autoryzowanych słupskich dilerów.
Już wjazd na rolki daje demaskujący efekt. - Nie ma hamulca parkingowego. Zupełnie nie działa! - woła z kabiny diagnosta.

Po chwili zjawia się jego kolega, specjalista od blach. Schodzi do kanału i z latarką zanurza się pod autem. W skupieniu przygląda się podwoziu, coraz bardziej marszcząc brwi. W końcu daje znak. Znalazł! Zaintrygowani, też wchodzimy do kanału.
- O, tu poszedł strzał! - spokojnie stwierdza fachowiec. - Tu jest wygięta podłużnica, a tu wskutek uderzenia cofnęło się koło. Tu odgięcie, tu pofałdowania, które ktoś starał się zamaskować... Jeśli auto ma jeździć, cała ława jest do wymiany.
Ale to nie wszystko. Diagnosta nie ma możliwości komputerowego podłączenia się do mercedesowskiej, fabrycznej bazy danych. Kieruje nas więc do najbliższego autoryzowanego dilera aut z trójramienną gwiazdą. Na tak zwany szybki test.
Jest sobota, w Mercedesie ruch mniejszy, niż zwykle, więc od razu biorą Vito pod komputer. Po pół godzinie okazuje się, że mimo wykasowania błędów, wciąż na nowo zapalają się kontrolki poduszek powietrznych i systemu kontroli trakcji (ESP). - Potrzebne jest szersze badanie, żeby ustalić przyczyny. To będzie kosztować 500 zł - słyszymy od obsługi.

Pani Renata ma już jednak dość. Za około 120 złotych dowiedziała się, że śliczny samochodzik rozbił się w Niemczech na początku lata. Uderzył w coś silnie po skosie, od strony prawego przedniego koła. Szacowany koszt naprawy: około 5 tys. złotych.
Pracownik autohandlu towarzyszący nam w badaniach ma smutną minę - My też nie wiedzieliśmy, że wóz był bity - odpiera zarzut, że wbrew elementarnemu obowiązkowi sprzedawca nie poinformował o ważnych faktach dotyczących stanu auta. - Niemcy, który nam sprzedają te dostawczaki, mówią krótko: bierzesz to bierz, a jak chcesz badać, to w ogóle nie bierz.

W efekcie, dzięki wydaniu około 120 zł na wstępne oględziny auta, słupszczanka zaoszczędziła znacznie więcej pieniędzy, które musiałaby wydać po zakupie wypucowanej "skarbonki".

Masz problem z autem? Czekamy na sygnały pod nr tel. (059) 848 81 47, e-mail: [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński