Mężczyzna po zabójstwie pojechał na imprezę na jeziorem koło Wschowy i tam powiesił się. W niedzielę 4 października od rana pod wieżowcem, w którym doszło do potrójnego morderstwa zbiera się młodzież. Są znicze i łzy. Młodzi ludzie znali dziewczynki, nie chcą jednak rozmawiać, o tym co się stało.
Pod blokiem spotykamy Irenę Zawadzką, sąsiadkę zamordowanej kobiety. Płacze, nie może się pozbierać.
– Taka tragedia. To była taka miła, uśmiechnięta dziewczyna – wspomina Anię Z. Ania sprzedawała pieczywo w osiedlowym sklepiku. Znali ją z widzenia niemal wszyscy na osiedlu. Jej mąż Przemysław Z. pracował w firmie zajmującej się wywozem nieczystości. – To taki cienias, masakra, że zrobił coś takiego. Nie mogę w to uwierzyć – dodaje sąsiad.
Potrójne morderstwo w wieżowcu przy ul. Kraljevskiej 6 potwierdził prokurator Zbigniew Fąfera, rzecznik zielonogórskiej prokuratury okręgowej. Dziewczynki zostały uduszone przez ojca. Ojciec dziewczynek najprawdopodobniej przyszedł do domu wcześniej, kiedy jego żona Ania była jeszcze w pracy w osiedlowej piekarni.
Udusił córeczki i siedząc w domu czekał na żonę. Anię zabił najprawdopodobniej tłuczkiem do mięsa z zaskoczenia. Po wszystkim uciekł. Pojechał na imprezę do ośrodka wypoczynkowego koło Wschowy. Tam powiesił się. Identyfikację ciała potwierdziła nadkom. Małgorzata Stanisławska, rzeczniczka zielonogórskiej policji.
– Wszystko wskazuje na to, że mężczyzna ten jest sprawcą potrójnego morderstwa – mówi nadkom. Stanisławska.
Policję wezwała sąsiadka zamordowanej kobiety, zaniepokojona tym, że nie może się z nią skontaktować. W sobotę po godz. 18.00 do mieszkania w wieżowcu weszła straż pożarna. Po wyważeniu drzwi strażacy i policjanci dokonali makabrycznego odkrycia. Zobaczyli ciało zamordowanej kobiety oraz dwie leżące na tapczanie małe dziewczynki. Został tam ułożone przez ojca mordercę. Zobaczyli również psa z pyskiem związanym taśmą klejącą. Pies przeżył.
Od jakiegoś czasu rodzina mieszkała w niższym, czteropiętrowym w bloku obok wieżowca nr 6. Niedawno Ania uciekła od Przemka. Chodziło o przemoc.
– Rodzina nigdy nie miała założonej niebieskiej karty. Nie było tam również ani jednej interwencji policji związanej z przemocą domową – mówi nadkom. Stanisławska. Wszystko wskazuje więc na to, że dramat Ani i jej dwóch małych córeczek rozgrywał się w czterech ścianach mieszkania.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?