Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zakopali go, bo się upomniał

Izabela Kozakiewicz, Marcin Genca, [email protected]
29-letni Szymon F. (na zdjęciu z prawej) i 21-letni Mateusz R. zostali zatrzymani w związku ze sprawą bestialskiego pobicia i okaleczenia 23-letniego Dominika z Katowic. Prokuratura postawiła im zarzuty usiłowania zabójstwa i spowodowania ciężkich obrażeń ciała. Grozi im nawet dożywocie.
29-letni Szymon F. (na zdjęciu z prawej) i 21-letni Mateusz R. zostali zatrzymani w związku ze sprawą bestialskiego pobicia i okaleczenia 23-letniego Dominika z Katowic. Prokuratura postawiła im zarzuty usiłowania zabójstwa i spowodowania ciężkich obrażeń ciała. Grozi im nawet dożywocie. Tadeusz Klocek
Szef nieistniejącej formalnie firmy budowlanej i jego pomocnik wywieźli zatrudnionego na czarno pracownika do lasu. Rąbali tasakiem, odcięli palce, prawie uśmiercili.

Poszło o pieniądze. Prawie 1,5 tysiąca złotych. Dla 23-letniego Dominika, który pracował na czarno na budowie w firmie z Piaseczna koło Warszawy, była to niezła wypłata. Groził, że jak ich nie dostanie, to pójdzie do inspekcji pracy. Szef szybko znalazł rozwiązanie. Miało być ostateczne.

Kazali wsiąść do samochodu, więc Dominik wsiadł. Jechali niby załatwiać jakieś sprawy, no i pobrać pieniądze na wypłatę dla niego. Siedział więc cicho, patrzył przez okno i czekał. Kiedy szef i jego pomocnik zjechali z trasy, wcale się nie zaniepokoił.

Wykop sobie dół

To były okolice Grójca. Niedaleko tablicy z napisem Podole, tuż przy szumiącej samochodami ekspresowej "siódemce", jest mały lasek. Ot, kilka drzew.

Dominik usłyszał, że musi ponieść karę za to, że chciał zakapować szefa. Kazali mu wykopać płytki dół. Zgodził się, nadal sądząc, że to taki makabryczny żart. Potem poczuł uderzenie w kark tępym przedmiotem...

To, co później tam się wydarzyło Małgorzata Chrabąszcz z Prokuratury Okręgowej w Radomiu opisuje językiem beznamiętnym, właściwym dla powagi urzędu: "(...) sprawcy usiłowali zabić pokrzywdzonego poprzez zadawanie tasakiem ciosów w okolice głowy, szyi i rąk, powodując na jego ciele rany rąbane karku, głowy, wieloodłamowe złamania otwarte palców z przecięciem ścięgien i uszkodzeniem mięśni, rany szyi i otwarte złamanie kości potylicznej (...)".

Prawie martwy w płytkim grobie

Dominika uratowało to, że zaczął udawać martwego. Długo leżał w płytkim dole, obsypany ziemią zmieszaną z krwią. W końcu centymetr po centymetrze podnosił się z ziemi. Zalany krwią, czołgał się w stronę pobliskiej "ekspresówki". Upadł na poboczu. Jakiś samochód się zatrzymał, ktoś wezwał karetkę i policję. Dominik trafił na stół operacyjny w grójeckim szpitalu.

- To była bardzo trudna operacja, trwała aż pięć i pół godziny - podkreśla dr Marek Lejk, lekarz naczelny i szef Powiatowego Centrum Medycznego w Grójcu. - Pacjent jest w dosyć dobrym stanie fizycznym, dwa dni po operacji przenieśliśmy go na normalną salę - dodaje lekarz. I zaraz zastrzega: Nie możemy udzielać szczegółowych informacji o jego obrażeniach i stanie zdrowia. Trzeba pamiętać, że ma za sobą dramatyczne przeżycia. Życiu młodego budowlańca nie zagraża już niebezpieczeństwo.

- Pacjent potrzebuje ciszy i spokoju, nie chce rozmawiać z mediami i chcielibyśmy uszanować jego decyzję - mówił nam jeden z lekarzy, kiedy ostatnio pytaliśmy o stan zdrowia Dominika.

Beznamiętna twarz budowlańca

Już kilka godzin po tych makabrycznych wydarzeniach grójeccy policjanci zatrzymali obu sprawców. Cała Polska widziała na telewizyjnych ekranach, jak ze skutymi rękami wychodzili z budynku grójeckiej prokuratury w towarzystwie rosłych mundurowych. - Zeznania pokrzywdzonego oraz zgromadzony do tej pory materiał dowodowy pozwalają na sformułowanie wobec obu zatrzymanych zarzutów usiłowania zabójstwa i spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Będziemy też wnioskować o areszt tymczasowy - mówił Tomasz Kulpa, prokurator rejonowy w Grójcu.

Przed obliczem sądu podejrzani zasiadają w aresztanckich piżamach. Wyższy i młodszy z nich to pomocnik szefa. Postawny, dobrze zbudowany, krótko ostrzyżony. Twarz beznamiętna tak podczas prowadzenia pod konwojem, jak i przed obliczem Temidy. Szef pucołowatą twarz starannie ukrywa: a to naciąga na głowę piżamę, a to zakrywa się dłońmi. Sprawia wrażenie nieobecnego, ale na sądowej ławie drży z nerwów.

Sędzia Joanna Radlińska-Kostrubała z Sądu Rejonowego w Grójcu odczytuje postanowienie. Szef i jego kolega trzy najbliższe miesiące spędzą za murami aresztu śledczego.

Firma szefa nie istnieje

Policjanci przez kilka dni szukali tasaka, którym szef z kolegą mieli okaleczyć Dominika. Przeczesywali okolice miejsca zbrodni i okoliczne zbiorniki wodne. W piątek tasak znaleźli. Leżał na dnie jednego ze stawów w okolicach Grójca. Śledczy będą musieli teraz wykonać analizy kryminalistyczne, które pozwolą stwierdzić, czy to tym narzędziem zadawano ciosy. W ostatnich dniach w dochodzenie włączył się też Okręgowy Inspektorat Pracy w Warszawie. Właśnie trwa kontrola, jak funkcjonowała firma szefa. Pierwsze ustalenia pokazują, że działał zgodnie z duchem "polskiej przedsiębiorczości". Zatrudniał robotników na czarno, bez umowy, składek i ubezpieczenia, a swoje budowlane przedsięwzięcie prowadził całkowicie nielegalnie! Jego firma nie ma nazwy, numeru REGON i nie była nigdy zarejestrowana.

- Prowadzimy postępowanie wyjaśniające i ściśle współpracujemy z grójecką prokuraturą, będziemy to teraz dokładnie wyjaśniać - zapewnia Maria Kacprzak--Rawa, rzecznik prasowy Okręgowego Inspektoratu Pracy w Warszawie.

A jest co wyjaśniać, bo szef miał świadczyć usługi, jako podwykonawca, na różnych budowach. To oznacza, że przyjmował zlecenia od innych, większych firm. Na jakiej podstawie się to odbywało? Ile osób u niego pracowało? Czy im też nie płacił? Na te pytania będą musieli teraz szukać odpowiedzi inspektorzy pracy. Odcięte cztery palce jednej i kciuk drugiej dłoni Dominika przyszył lekarz ("bardzo zręczny chirurg, prawdziwy fachowiec o wyjątkowych umiejętnościach" - wychwala dr Marek Lejk z Grójca).

Czy uda się przywrócić w nich pełną sprawność? Czy po tej traumie łatwo będzie Dominikowi wrócić do normalnego życia? Wreszcie czy będzie miał możliwość dochodzenia swych praw, walki o zadośćuczynienie za krzywdy? Łatwo nie będzie, wszak oficjalnie Dominik jako pracownik nie istniał. Nie było go na żadnej budowie.

Przestępstwo, o które podejrzani są szef firmy i jego pomocnik, jest zagrożone nawet karą dożywocia. Obaj nie przyznają się do winy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński