Motywem zbrodni była kradzież wojskowych mundurów, które oskarżony bardzo ukochał. Okoliczności sprawy, szczególnie postawa zabójcy szokuje.
Niepozorny mężczyzna to Andrzej Ch., bezdomny. Choć ma dopiero 44 lata, wygląda o wiele starzej. To efekt koczowniczego trybu życia, wieloletniego romansu z alkoholem. Na procesie wyglądał na nieobecnego. Gdy sąd zapytał go, o jaki wyrok prosi, odpowiedział, że chce „czapy”, czyli kary śmierci.
- A skoro jej nie ma, to sam to załatwię - powiedział robiąc palcem gest podcinania szyi.
10 maja 2022 r. przy ulicy Chorzowskiej w Szczecinie zabił znajomego, Mirosława S. Wbił mu kuchenny nóż w plecy.
- Działając z zamiarem bezpośrednim pozbawił życia pokrzywdzonego w ten sposób, że ugodził go nożem w lewą stronę pleców przy kręgosłupie, powodując uraz płuca w wyniku rany kłutej klatki piersiowej skutkujący zgonem pokrzywdzonego - oskarżała prokuratura.
Wczoraj został skazany na 15 lat więzienia. Karę ma odbywać w systemie terapeutycznym, aby przy pomocy specjalistów poradzić sobie z alkoholizmem. Proces był rekordowo szybki. Od odczytania aktu oskarżenia do wydania wyroku minęły zaledwie trzy godziny. Do ekspresowego tempa przyczynił się sam oskarżony. Po zatrzymaniu przyznał się do winy i powiedział co zrobił.
Andrzej Ch. i Mirosław S. znali się kilka tygodni. Choć pomieszkiwali razem w pustostanie na Chorzowskiej, nie przepadali za sobą. Oskarżony miał uwieść znajomą S., którą ten przyprowadził sobie z dworca. Ch. tymczasem zarzucał S., że znęcał się nad psem i matką, a nawet próbował go wykorzystać seksualnie. Ale najbardziej dotknęła go sprawa mundurów.
Znalazł je na początku maja 2022 r. w walizce na śmietniku przy ulicy Kadłubka. Zakochał się w nich.
- Jestem wielkim patriotą. Byłem bardzo dumny z tych mundurów, a potem dowiedziałem się, że Mirek ukradł je i sprzedał na targowisku - mówił.
Jego wyjaśnienia, szczególnie te złożone w śledztwie, szokują. Twierdził, że specjalnie wybrał nóż z ostrym ostrzem, a po zabójstwie zaczął się bawić z psem przy zwłokach.
- Jak wróciłem nad ranem, Mirek palił ognisko. Doszło między nami do kłótni. Powiedziałem mu, że wiem, że ukradł te mundury i że znęca się nad psem. Na działce było kilka noży, ale o okrągłych końcówkach. Dlatego wybrałem taki ze spiczastą końcówką. Mirek był przy ognisku tyłem do mnie. Wtedy podjąłem decyzję, aby go tym nożem ugodzić. Mogłem go ugodzić w nogę lub rękę, ale w ostatniej chwili zmieniłem zdanie i ugodziłem go w serce od strony pleców. Przewrócił się na plecy. Byłem zły za to, że te mundury mi ukradł. Zostałem na działce. Nic sobie nie robiłem, że on tam leżał. Nie pomyślałem, żeby go zakopać. Przez to wpadłem - mówił.
W środę próbował się z tych słów wycofać. Twierdził, że zabił w obronie koniecznej, bo sądził, że S. chce go zabić, być może za uwiedzenie kobiety. Nie potrafił wyjaśnić, dlaczego wcześniej przedstawił inną wersję. Pod protokołami przesłuchań są jego własnoręczne podpisy.
Policjanci natknęli się na zwłoki przypadkiem, chwilę po zbrodni. Jadąc ulicą zauważyli dym. Postanowili sprawdzić co się dzieje. Przy ognisku zauważyli leżącego na plecach mężczyznę z otwartymi ustami i oczami.
- Pewnie jest pijany. Nie wiem co tu się stało, bo niedawno przyszedłem - mówił do patrolu ubrany w wojskowy płaszcz i beret Andrzej Ch.
Chwilę potem chwycił za butelkę wódki, wziął kilka łyków i wypalił:
- To ja go zabiłem.
Prokuratura domagała się 25 lat więzienia. Sąd wydałby taki wyrok, gdy nie dwie okoliczności łagodzące: przyznanie się do winy i kłopoty ze zdrowiem.
- To szokująca opowieść. Pokazuje, jak łatwo zabić człowieka. Dla pana to było proste. Miał pan złość, postanowił pan zabić i zrealizował to. Podał pan motyw, bo był pan co najmniej zły za te mundury, lubił je pan, miały dla pana wartość. Mieliśmy dylemat, czy tu nie powinno być 25 lat więzienia. Pijany, niskie pobudki, wielokrotnie karany, bez zmrużenia okiem bierze nóż, bezrefleksyjnie zabija, potem pali papierosa, bawi się z psem, i dla kurażu przy policjantach pije wódkę i przyznaje się. Ma pan osobowość nieprawidłową, ale to pana wina, jest pan wrakiem człowieka, do czego się pan doprowadził alkoholem. Degradacja osobowości, mózgu, brak uczuciowości wyższej. Ale ze względu na przyznanie się do winy i chorobę nie mogliśmy skazać oskarżonego na 25 lat - uzasadniał sędzia Artur Karnacewicz.
Andrzej Ch. ostatecznie podziękował sądowi za wyrok. Konsultował się już z obrońcą. Prawdopodobnie nie będzie składał apelacji.