Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabił kuzyna

Agnieszka Tarczykowska, 4 listopada 2005 r.
Z auta, którym jechali Grzegorz i Mariusz, pozostała kupa złomu.
Z auta, którym jechali Grzegorz i Mariusz, pozostała kupa złomu. Agnieszka Tarczykowska
Całą noc pili alkohol, a potem wsiedli do samochodu. Wylądowali na przydrożnym drzewie kilka kilometrów od domu.

Mariusz przyjechał do rodzinnej miejscowości na kilka dni. Zaraz po Wszystkich Świętych miał wracać do pracy, do Niemiec. Kuzyni pili alkohol, opowiadali sobie o pracy, rodzinie, swoich problemach, radościach i planach. Obaj nie przypuszczali, że romawiają po raz ostatni. Teraz już nie zdołają zrealizować ani jednego ze swoich planów. Mariusz zginął na miejscu, a Grzegorz trafi do więzienia na kilka lat.

Bawili się na jednym podwórku

Grzegorz i Mariusz wychowali się w jednym domu. Dzieliła ich różnica pięciu lat. Mariusz był starszy, miał 29 lat. Jak wspomina rodzina i znajomi, zawsze trzymali się razem. Gdy byli mali razem z rodzeństwem bawili się na jednym podwórku, dorastali wspólnie, potem każdy miał już swoje życie, ale kiedy nadarzała się okazja, spotykali się. Tak było w ostatnich dniach października, bo Mariusz przyjechał na kilka dni do rodziny.

Feralnego wieczora oboje pili alkohol. Impreza zaczęła się po południu. Oprócz Grzegorza i Mariusza brała w niej udział także dziewczyna Grzegorza.

- Ale potem poszła spać, a my zostaliśmy sami w pokoju - opowiada 24-letni Grzegorz. - Wypiliśmy trzy butelki wódki i wsiedliśmy do samochodu Mariusza. Potem nic już nie pamiętam. Obudziłem się w rowie. Nie wiem, jak to się stało. Nigdy wcześniej nie usiadłem za kierownicę po alkoholu. Nie wiem gdzie chcieliśmy jechać i po co.

Była noc, gdyby to zdarzyło się w ciągu dnia, ktoś z naszej rodziny na pewno by zagregował i nie doszłoby do tej tragedii. Powoli dochodzi do mnie, co się stało. Jestem zdruzgotany. Wiem, że popełniłem ogromny błąd i czuję się fatalnie.

Grzegorz ostatnio pracował w jednej z nowogardzkich firm jako kierowca.

Wpadli na drzewo

Do wypadku doszło 1 listopada o godzinie 5.40. Grzegorz kierował oplem omegą, pasażerem był kuzyn Mariusz. Mężczyźni jechali w kierunku Żabówka. Na drodze, po wyjściu z łuku kierowca stracił panowanie nad pojazdem, zjechał na lewe pobocze, uderzając w przydrożne drzewo. Auto owinęło się wokół drzewa. Na miejscu zginął Mariusz. Grzegorz, kierowca samochodu, miał 1,19 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Z obrażeniami głowy i klatki piersiowej trafił do szpitala w Nowogardzie.

- Mieszkamy co prawda w jednym domu, ale on jest spory - mówi Sławomir, młodszy brat Grzegorza. - Wiedziałem, że oni imprezują, ale było już późno, więc położyłem się spać. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że wezmą auto. Słyszałem kilka razy jak schodzili z góry, ale sądziłem, że wychodzą na papierosa. Miałem świetny kontakt z Mariuszem, żal mi też brata. Dla nas wszystkich to tragedia.

Osierocił dziecko

Mariusz pozostawił żonę i osierocił syna. Grzegorz też ma dziewczynę i dziecko. Kilkumiesięczną córkę.

- Aż strach pomyśleć, że córka Grześka kojarzyć będzie ojca z
więzieniem, zamiast z domem, a syn Mariusza ledwo go zapamięta - mówią znajomi. - To był dla nas wszystkich szok, bo to jedni ze spokojniejszych chłopaków w wiosce. Nigdy nie zdarzało się, żeby byli tak lekkomyślni. Tu się wszyscy znamy jak jedna rodzina, dlatego cała wioska od dnia zdarzenia mówi tylko o tej tragedii. Tragedii dwóch młodych ludzi, których życie przerwał alkohol. Mariusza życie przerwał na zawsze, a dla Grzegorza będzie to przecież luka w życiorysie, bo trafi na kilka lat za kraty. Nikt z nas nie może w to uwierzyć.

Matka Mariusza ostatnio widziała syna kilka miesięcy temu. Pracuje we Włoszech, ale kiedy dowiedziała się o tragedii, natychmiast zdecydowała wracać do kraju.

Wożą śmierć

Mieszkańcy wioski nie ukrywają, że w ich miejscowości często zdarza się, że młodzi ludzie siadają za kierownicę po alkoholu.

- To codzienność - mówi kobieta chcąca zachować anonimowość. - Strach nieraz wyjść na drogę, tak szarżują. Widać, że są pijani. Wracają z dyskotek w Nowogardzie, zawsze po alkoholu. To jakaś plaga. Teraz to widać szczególnie, bo większość ma samochody. Strach pomyśleć, ale oni wożą z sobą śmierć.

Godzinę przed zdarzeniem, w którym zginął Mariusz, policja kontrolowała okolice.

- Godzinę potem zdarzył się ten wypadek - wyjaśnia nadkomisarz Wiesław Ziemba, oficer prasowy goleniowskiej policji. - Nie jesteśmy w stanie upilnować wszystkich. Przeraża nas, jak wiele osób decyduje się na jazdę autem pod wpływem alkoholu. Ci ludzie nie mają wyobraźni. Ciągle zatrzymujemy nietrzeźwych kierowców. W dodatku czują się pewnie, bo w naszym kraju wciąż jest za dużo tolerancji dla pijanych kierowców.

Przez całą "Akcję Znicz" nie odebraliśmy ani jednego telefonu z powiatu z informacją, że ktoś jeździ po pijanemu. To źle pojęta solidarność z kierowcami, którzy po alkoholu są potencjalnymi zabójcami. Nasze apele o rozwagę, zwłaszcza świadków takich zdarzeń, wciąż niewiele przynoszą.

Grzegorz za to, co zrobił, na kilka lat straci prawo jazdy. Grozi mu także kara pozbawienia wolności do 12 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński