Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabił bez powodu?

Mariusz Parkitny, 10 listopada 2005 r.
Niech mi popatrzy prosto w oczy i powie, że jest zabójcą tej dziewczyny. Wtedy dopiero uwierzę - mówiła przed sądem zalana łzami 18-letnia dziewczyna.

Jej były już chłopak siedzący na ławie oskarżonych spuścił głowę i zacisnął zęby. - Zrobiłem to, ale nie wiem dlaczego - wyszeptał, gdy dziewczyna wyszła z sali.

Przed szczecińskim sądem rozpoczął się proces w sprawie głośnego morderstwa przy ul. Legnickiej w Szczecinie. Sprawca zabił 21-letnią Martę. Zadał jej ponad dwadzieścia ciosów nożem. Do zbrodni przyznał się kolega ofiary, jej rówieśnik Kacper P. Tajemnicą pozostaje motyw morderstwa.

- Nie rozumiem sam siebie czemu to zrobiłem - twierdzi Kacper P.
Czy ta zbrodnia faktycznie została popełniona bez motywu? A może jej powodem była zraniona miłość?

- Miłość wszystko wybacza - mówiła w sądzie Ewa, była dziewczyna oskarżonego. Ale Marcie nie dano szansy o tym zdecydować.

Marta

Urodziła się 21 lat temu w Szczecinie. Ładna, podobała się mężczyznom. Pochodziła z tzw. dobrej rodziny. Matka z zawodu sprzedawca, prowadzi działalność gospodarczą. Ojciec, emerytowany wojskowy, pomaga w interesie. Budują dom na obrzeżach Szczecina. Martusi - bo tak mówią o niej rodzice, nigdy niczego nie brakowało. I być ten dobrobyt stał się przyczyną pierwszych kłopotów dziewczyny. Wpadła w narkotyki.

- Zauważyliśmy to przypadkiem. Od razu skonsultowaliśmy się z fachowcem. Martusia trafiła do ośrodka odwykowego w Sopocie - opowiadał na procesie pan Krzysztof, ojciec dziewczyny.

Po półrocznej kuracji wróciła do domu. Ale problemy nie zniknęły. Znów zaczęła brać. Tym razem do ośrodka trafiła na dłużej. Była tam ponad rok. Ośrodek ma charakter pół otwarty. Pacjenci mogą go więc opuszczać. W Gdańsku poznała Arka. Zamieszkali u jego babci. Marta poszła do prywatnego liceum.

- W tym roku chciała zdać maturę i pójść na studia - mówi pani Beata, matka dziewczyny.

W Gdańsku oboje szukali pracy. W kwietniu ubiegłego roku postanowili wrócić do Szczecina.
- W Gdańsku nie mogli znaleźć pracy. Chcieli spróbować sił w Szczecinie- mówi pani Beata.
Przez miesiąc mieszkali u jej rodziców. Potem wynajęli kawalerkę przy ul. Legnickiej. Marta nie lubiła tego mieszkania.
- Bała się w nim zostawać sama. Mówiła, że to okropna dzielnica. W bloku było już jedno samobójstwo, a obok drugie - mówią rodzice.
Gdy Arek wyjeżdżał, towarzystwa dotrzymywał Marcie pies, którego sobie kupili.

W Szczecinie oboje znaleźli pracę. Marta sprzątała dwa razy dziennie w sklepie rodziców. Na weekendy wyjeżdżała do Gdańska do szkoły. Arek pracował w Castoramie.
- Radzili sobie. Czasem dawaliśmy córce jakieś pieniądze. Ale żyło im się dobrze - mówi pan Krzysztof. - Myśleli o sobie poważnie.
W tym roku planowali ślub. Kilka miesięcy temu Arek wyjechał do Londynu. Miał tam ściągnąć Martę po jej maturze.
Według matki, córka była była łatwowierna.

- Ufała ludziom - mówią rodzice.

Kacper

Zaufała też Kacprowi. Poznali się na imprezie 30 października ub.r. Dziewczyna zrobiła imprezę w domu rodziców. Kacper przyszedł na zaproszenie jednego z kolegów Marty.

- To taki grzeczny, inteligentny, chłopak. Chce mi pomóc zdać maturę. Ma mi załatwić opracowania do matury - chwaliła się rodzicom.

Kacper pochodzi ze Szczecina. Metr osiemdziesiąt wzrostu, krótko obcięty. Lekka nadwaga. Ulubiony strój: buty sportowe, dres, bluza z kapturem. Mieszkał razem z rodzicami i starszą siostrą. Był z nią w konflikcie. Nie ma zawodu. Skończył jedynie podstawówkę. Choć przerwał naukę w gimnazjum trafił do szkoły średniej. Jak to możliwe?

Władze szkoły nie dopilnowały, aby dostarczył dokumenty ukończenia gimnazjum, a potem przestali się dopytywać. Przyznał, że od dawna bierze narkotyki. Prawdopodobnie też nimi handlował. Był już karany za rozbój. Przed sądem opowiadał, że uprawiał seks z 15-20 kobietami.

Podczas imprezy wymienił się z Martą numerami telefonu. Czasem do siebie dzwonili. Rodzice i znajomi dziewczyny twierdzą, że nagabywał ją telefonami i chciał się spotkać.
- Dzwoniłem do niej kilka razy. Chciałem się dowiedzieć, czego konkretnie potrzebuje. Nie wiem, czy można to nazwać nagabywaniem - mówił.
- A załatwił pan coś Marcie z tych obiecanych materiałów - pytał sędzia
- Nie zdążyłem - padła odpowiedź.

W czasie gdy oskarżony poznał Martę, był już związany z 18-letnią Ewą. Dziewczyna nie widziała świata poza chłopakiem. Spotykali się codziennie.
- To taki dobry, uczynny, uczuciowy chłopak - charakteryzowała oskarżonego. - Nigdy mnie nie uderzył i nie był agresywny. Dla mnie rzucił papierosy. Pił sporadycznie. Ufaliśmy sobie.
Dopiero na sali sądowej dziewczyna dowiedziała się jak bardzo Kacper nadużył jej zaufania.

- Czy wie pani, że w dniu, kiedy wysyłała pani do niego sms-y on przebywał z Martą - pytał sędzia. - Czy wiedziała pani, że jest narkomanem
- Nie wiedziałam. Odpisał mi wtedy, że śpi - mówiła Ewa. - Ale gdybym ja była u chłopaka, też pewnie nie napisałabym prawdy.
- I uważa pani to za normalne- dociskał sędzia.

- Nie. Ale miłość wszystko potrafi wybaczyć - wybuchnęła płaczem.
Od czasu aresztowania Kacpra, nie są już ze sobą. Pisują jednak do siebie.

- Wiem, że on może dostać wysoki wyrok - mówiła.
- Miałem wobec Ewy poważne zamiary małżeństwa - powie na koniec rozprawy. Dziewczyna znów rozpłacze się.
Mimo jej gorących zapewnień, chłopak przyznał, że bywa agresywny.
- Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Nawet po trzeźwemu. Kiedyś uderzyłem poprzednią dziewczynę - mówił.

Nożem w szyję

Wiadomo na pewno, że 15 stycznia Marta zgodziła się spotkać z Kacprem. Jej chłopak wyjechał dwa dni wcześniej do Gdańska, załatwiać ostatnie formalności związane z pracą w Londynie.

Umówili się u niej w domu. Wcześniej oskarżony spędził popołudnie ze swoją dziewczyną. Początkowo twierdził, że miał dla Marty 20 gram marihuany, które u niego zamówiła. Miał na tym zarobić 20 zł. Potem wycofał się z tych zeznań. Miał przy sobie gram narkotyku. Była godz. 20.30 Marta wyszła po niego przed blok. W domu oglądali film i spalili marihuanę. Kacper pił sok ze szklanki. Później ją zabierze i rzuci między garaże, aby zniszczyć ślady. Przez ponad godzinę oglądali komedie.

- Nie rozmawialiśmy o niczym konkretnym.

Nie było żadnego seksu zapewnia - mówi Kacper. Trzy godziny później zaczął szykować się do wyjścia. I to co się potem zdarzyło znamy jedynie z jego relacji. Twierdzi, że gdy się ubrał, wrócił do pokoju po klucze. Potem w przedpokoju nagle ją zaatakował. Utrzymuje, że nie wie dlaczego.

- Może powiedziała do mnie coś obraźliwego, ale nie pamiętam - mówi.

Zaczął ją dusić za szyję i zaciągnął do łazienki. Tam przewrócił na ziemię ciągle dusząc. Potem wybiegł z mieszkania. Na półpiętrze zawrócił. Nożem kuchennym zadał jej dwadzieścia dwa ciosy w szyję. Narzędzie zbrodni położył na jej obojczyku. Uciekł zabierając telefon komórkowy, popielniczkę oraz szklankę z której pił sok.

Telefon sprzedał w lombardzie, a pozostałe fanty wyrzucił. Po powrocie do domu wyprał zakrwawioną kurtkę. Na drugi dzień spotkał się ze swoją dziewczyną, Ewą.

- Był taki jak zawsze. Miły, czuły - zeznawała. - Poszliśmy do miasta i na spacer. Zjedliśmy u niego obiad.
Zwłoki Marty znalazła matka. To była niedziela. Umówiły się na godz. 11 na zakupy.

- Widziałem otwarte okno, więc byłam pewna, że Martusia jest w domu. Ale nie otworzyła domofonu. Wpuścił mnie jakiś sąsiad. Na klatce biegał jej pies - opowiadała w sądzie pani Beata.
Mimo propozycji odczytania jej wcześniejszych zeznań, zdecydowała się jeszcze raz opowiedzieć o swoim koszmarze.

- Usłyszałem jakieś głosy na półpiętrze i myślałam, że ona rozmawia z sąsiadką na klatce. Weszłam do mieszkania. Było otwarte.
W pokojach było czysto. Otworzyła łazienkę. Marta leżała na plecach we krwi, z rękoma wyciągniętymi do góry i głową przechyloną na bok. Na ramieniu leżał nóż.

- Dotknęłam jej ręki był zimna i sina. Wybiegłam do sąsiadów.
Policja i pogotowie przyjechały pół godziny później.

W tym czasie Kacper sprzedał w lombardzie telefon komórkowy. Pomógł mu kolega, który sprzedawcy okazał swój dowód osobisty. Sprzedawca o nic nie pytał i zapłacił 260 zł. Ten telefon zgubił jednak oskarżonego. Dzięki aparatowi policja wpadła na jego trop. We współpracy z operatorem sieci, policja ustaliła, gdzie telefon akurat się znajduje. Sprzedawca pokazał śledczym dane osoby, która go spieniężyła. Od kolegi było już łatwo trafić do Kacpra.

Ale zanim do tego doszło, policjanci w cywilu przyszli do mieszkania Ewy. Potem ktoś ostrzegł Kacpra, że u jego dziewczyny są "tajniacy". Sms na jego telefon był wysłany z komputera. Ewa twierdzi, że nie była nadawcą.

Podczas rozmowy z nią Kacper zażądał przekazania słuchawki policjantowi. Po rozmowie z nim zaproponował, że sam przyjdzie na komendę. Pojechał do domu i wraz z matkę przyjechał do komisariatu. Zaczął zeznawać...

Kacper P. nie zaprzecza, że zamordował Martę. Milczy jednak z jakich powodów. Zabójstwo dla telefonu komórkowego? Choroba psychiczna? A może boi się przyznać do uczucia wobec Marty?
Być może uda się odpowiedzić na te pytania podczas kolejnych rozpraw. Kacprowi P. grozi dożywocie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński