Uchwałę w tej sprawie przyjęła Państwowa Komisja Wyborcza, która wypowiedziała się zamiast Sądu Najwyższego. Jednak zadaniem PKW jest przeprowadzenie wyborów, a nie decydowanie o ich ważności. To rola Sądu Najwyższego, choć pewnym usprawiedliwieniem dla decyzji PKW jest chęć ustabilizowania procesu wyborczego, zdestabilizowanego przez koronawirusa.
Błędne jest stwierdzenie, że nie można unieważnić czegoś, co się nie odbyło. Nie odbyło się głosowanie, natomiast proces wyborczy trwał od momentu ogłoszenia kalendarza wyborczego (rejestracja kandydatów, zbieranie podpisów, prowadzenie kampanii itd.). Więc brak głosowania jest wystarczającym powodem, aby unieważnić wybory. Pamiętajmy, że głosowanie jest tylko jednym z elementów procesu wyborczego.
Niedługo marszałek Sejmu ogłosi nowe wybory. Czyli zgodnie z Konstytucją cała procedura powinna zacząć się od nowa (rejestracja kandydatów, zebranie 100 tys. podpisów itd.) Jednak pojawił się problem odnośnie konieczności ponownego zebrania 100 tys. podpisów przez dotychczasowych kandydatów. Jeżeli dotychczasowi kandydaci przeniosą swoje podpisy z poprzednich wyborów, a nowi pretendenci, będą musieli je zebrać, może pojawić się zarzut naruszenia konstytucyjnego wymogu równości wyborów.
Natomiast przeprowadzenie głosowania w formie tradycyjnej lub korespondencyjnie to dobra decyzja, gdyż pozwoli uniknąć zarzutu braku powszechności lub tajności głosowania. Dobrą zmianą było również przywrócenie PKW organizacji wyborów.
Z kolei krytykowanie przez opozycję faktu, że głosowanie 10 maja się nie odbyło i straszenie polityków PiS Trybunałem Stanu jest co najmniej dziwne (czym innym jest chęć poznania konkretnej przyczyny), zwarzywszy, że przed 10 maja opozycja twierdziła, że to głosowanie nie powinno się odbyć. Brzmi to niepoważnie. A nie ma nic gorszego niż narazić się na śmieszność w polityce.
500+. Będzie zmiana okresu rozliczeniowego