Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z kurczakiem pod pachą

Piotr Jasina, 22 listopada 2004 r.
Bodo Engling pracuje w branży drobiarskiej tak długo, że można powiedzieć - od zawsze. Od ponad 30 lat jego kariera związana jest ze szczecińskim Drobimexem. Razem z firmą przechodził gehennę prywatyzacyjną, by dziś móc powiedzieć, że to jeden z najlepszych zakładów rzeźniczo-przetwórczych w kraju.
Bodo Engling pracuje w branży drobiarskiej tak długo, że można powiedzieć - od zawsze. Od ponad 30 lat jego kariera związana jest ze szczecińskim Drobimexem. Razem z firmą przechodził gehennę prywatyzacyjną, by dziś móc powiedzieć, że to jeden z najlepszych zakładów rzeźniczo-przetwórczych w kraju. Andrzej Szkocki
Poszli pod prąd. Zamiast do nowej spółki wyprowadzić wszystko, co cenne, z państwowej firmy, przejęli ją w całości, razem z całą załogą. Było ciężko. Nie brakowało kłód. Ale dzięki partnerom z Niemiec, którzy zachowali wyjątkowy spokój i wyrozumiałość, przetrwali. Są dziś liderem na rynku drobiarskim. To szczeciński Drobimex, znany wcześniej jako Drobimex Heintz.

Na początku lat 70. Szczecińskie Zakłady Drobiarskie miały zakład jajczarsko-drobiarski w Goleniowie. Firma zatrudniała około 500 osób.

- Trafiłem tu w 1971 roku - wspomina Bodo Engling, prezes Drobimexu. - Najpierw jednak, po studiach technologii żywności i mleczarstwa w Olsztynie, zostałem stażystą a potem mistrzem produkcji w zakładzie w Gdańsku. Potem pojechałem na Śląsk, gdzie w wieku 24 lat kierowałem kombinatem drobiarskim.

Kiedy trafił do Goleniowa tutejszy zakład przetwarzał 35 tys. sztuk kurcząt dziennie i wprowadzał do handlu 35 mln jaj rocznie.

- Popyt był wówczas znacznie większy, niż nasze możliwości przetwórcze - mówi prezes Drobimexu. - Stąd pomysł budowy nowoczesnego zakładu w Dąbiu.

Powstał w półtora roku, co jak na lata 70. było fenomenem budowlanym. W urządzenia wyposażyła zakład zachodnioniemiecka firma, główny wykonawca inwestycji.

Nie wystarczy wybudować

W branży drobiarskiej problemem nie było jednak wybudowanie nowego zakładu.

- Ważniejszym było stworzenie odpowiedniej infrastruktury dostaw surowca - podkreśla Bodo Engling. - Szczecińskie PGR-y i spółdzielnie rolnicze wybudowały na potrzeby naszego zakładu nowoczesne fermy tuczu kurcząt. Dzięki temu mogliśmy wykorzystać pełne moce produkcyjne. Zatrudnienie zwiększyliśmy do 1000 osób.

Dlaczego firmy upadały?

Premier Rakowski, jak wspomina nasz rozmówca, zaserwował Polakom bardzo liberalne zasady gospodarki. Firmy zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu, w tym masa spółek z obcym kapitałem, tzw. join venture.

- Dlaczego upadały stare firmy? - pyta retorycznie prezes Drobimexu. - Ponieważ do nowych spółek wyprowadzano najlepszych ludzi i lepszą część majątku z dotychczasowych przedsiębiorstw. Gorsza część pozostawała w starych firmach państwowych. Przy takich podziałach nie można było odnieść sukcesu. My postąpiliśmy inaczej. W 1990 roku wprowadziliśmy do tworzonej spółki cały majątek i całą załogę. Inwestor wszedł kapitałowo. Był to precedens, ale z przyzwoleniem ówczesnego wojewody. I jeszcze jedno. Niemiecki inwestor w ciągu 5 lat nie wyciągnął z firmy ani złotówki zysku, wszystko inwestował w rozwój.

Efekt? W ciągu 5 lat Drobimex Heintz stał się największą firmą drobiarską w kraju.

Były też chwile trudne, a nawet miesiące, kiedy firmę szczecińskie sądy postawiły w stan likwidacji, wkraczając w kompetencje właścicielskie. Sąd Najwyższy rozstrzygnął spór na korzyść firmy.

- Przez cztery lata czekaliśmy na wejście następnego inwestora, którego sami znaleźliśmy, chcąc realizować kolejny etap prywatyzacji - przypomina Engling. - To zasługa lokalnego "lobby", które zablokowało rozwój firmy. Inwestor wszedł w 2001 roku. W ciągu 2 lat zainwestował pieniądze, które mógł wyłożyć w 4 lata. Podpisał pakiet socjalny, z którego się wywiązał.

Trudny rynek

Drobiarski rynek w kraju jest trudny, bardzo rozdrobniony. Jest kilkuset graczy, co stanowi precedens w skali Europy. Przede wszystkim jednak firmy wyznające uczciwe zasady gry odczuwają działania szarej strefy, firm - krzaków. Nie sposób rywalizować w kosztach działalności z firmami, które nie płacą podatków, zatrudniają na czarno, raz są, raz ich nie ma.

- Stawiamy na jakość, którą rozumiemy w kontekście bezpiecznej żywności - podkreśla nasz rozmówca. - A więc gwarantowane pochodzenie surowca i wysoki standard higieniczno-sanitarny. W żywności najczęściej niebezpieczne jest to, czego nie widać. Nasze kurczęta od 3 lat żywione są tylko paszami pochodzenia roślinnego, byliśmy tu pionierami. Spełniamy wymogi najsurowszych systemów jakości, m.in. brytyjskiego BRC.

Szef Drobimexu podkreśla, że dzisiejsza pozycja firmy, to zasługa przede wszystkim załogi, która wykazała zrozumienie dla zmian, restrukturyzacji, wprowadzania nowych technologii, wreszcie samej prywatyzacji.

Relaks w górach

Prezes przyznaje, że trudno rozdzielić życie prywatne od pracy.

- Nie da się po 8 godzinach wyjść z biura i zapomnieć - przyznaje Bodo Engling. - Częste delegacje, praca koncepcyjna w domu.
Najchętniej relaksuje się w górach, latem chodzi po Beskidzie Żywieckim, zimą szusuje w Alpach.

- O czym marzę? Prywatnie chciałbym zachować obecną kondycję, zawodowo - zostawić firmę w takim stanie, by sobie radziła dalej - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński