Alicja Ziontkowska jest od dawna wielką fanką tego serialu. Często wchodzi na stronę internetową "Niani". Kilka razy próbowała swych sił w rożnych konkursach organizowanych przez producentów serialu, ale bez skutku.
W maju ogłoszono kolejny. Postanowiła, że znów spróbuje. Tym razem trzeba było nakręcić własną czołówkę rozpoczynającą kolejne odcinki.
- Zaproponowałam koleżankom i kolegom, żebyśmy zrobili to razem. Pomysł im się spodobał - opowiada Alicja.
Nianię ubrali w ciuchlandzie
Nie mieli kamery, więc czołówkę nakręcili aparatem cyfrowym. Całość zmontowała Dorota Naklicka na swoim komputerze. W rolę aktorów wcielili się sami.
Każda postać musiała być jak najbardziej podobna do pierwowzoru. Największy kłopot mieli ze znalezieniem odpowiednich ciuchów dla tytułowej Niani Frani. Musiały być kolorowe i błyszczące. Tak jak w prawdziwym filmie.
- W końcu część garderoby kupiliśmy w ciuchlandzie. Jakieś drobiazgi dodaliśmy z własnych szaf albo naszych mam - mówi Aleksandra Jon.
Na szczęście przedłużyli termin
Pierwsza wersja czołówki nie spodobała im się. Tymczasem czas naglił, bo termin oddania prac był tuż, tuż.
- Musieliśmy się bardzo spieszyć. Było trochę nerwowo - opowiada Bartek Szymański.
Na szczęście wkrótce na stronie internetowej serialu pojawiła się informacja, że organizatorzy przedłużają termin oddania prac.
Płakała na zawołanie
- Jedną ze scen zagraliśmy przed salonem z sukniami ślubnymi - opowiada Ala. - Poszliśmy tam w niedzielę, jak było zamknięte. Ja grałam tytułową Nianię. Musiałam udawać, że porzucił mnie "zimny drań, co salon sukien ślubnych miał", czyli tak jak jest w tytułowej piosence.
Ala stanęła przed drzwiami salonu i udawała, że próbuje otworzyć drzwi. W tym momencie zadzwoniła jej komórką. Chwilę udawała, że z kimś rozmawia i zaczęła zanosić się płaczem.
- No przecież w końcu porzucił mnie mój chłopak - wyjaśnia z uśmiechem.
Najgorsze było jednak to, że aby możliwie jak najbardziej upodobnić się do Niani Frani. Ala musiała całą noc spać na wałkach.
- Mam długie i proste włosy. Normalnie loki się u mnie nie trzymają. Nie było wyjścia - mówi Alicja. - Mama nakręciła mi na wałki i musiałam tak spać. Horror!
Sprawdzali na każdej przerwie
W końcu wysłali film. Pozostało już tylko czekać na decyzję jury. W szkole na każdej przerwie biegali do czytelni, gdzie stoi komputer. Sprawdzali, czy na stronie serialu nie ma przypadkiem już wyników.
- A w rzeczywistości o zwycięstwie dowiedzieliśmy się idąc ulicą - mówią. - Dostaliśmy telefon.
Ze szczęścia piszczeli tak, że aż ludzie ich zaczepiali pytając, co się stało.
- Natychmiast poszliśmy na wielką pizzę, żeby to uczcić - dodaje Dorota.
Cały dzień na planie
W nagrodę dostali zaproszenie na plan filmowy. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że przyjdzie im również statystować w nagraniu jednego z odcinków. Pojechali pod opieką dwóch mam.
- Wyjechaliśmy dzień wcześniej, bo na planie mieliśmy się stawić o 7 rano - opowiada Bartek.
Noc spędzili w hotelu w Warszawie. Mało co spali. Najpierw za bardzo przeżywali to, co ich czeka. A o 5 rano zadzwonił budzik. Trochę spóźnili się na plan, ale nie tylko oni.
- Najpierw zaprowadzili nas do charakteryzatorni. Zaczęli nas pudrować, czesać, malować - śmieją się młodzi świnoujścianie.
- Mnie to pani tylko na grzywkę położyła dosłownie całą garść żelu - dodaje Bartek.
Potem przez kilka godzin podglądali aktorów na planie. Dorota opowiada, jak na początku aktorka, Tamara Arciuch, była jak chmura gradowa.
- Strach było do niej podejść - mówi Dorota. - Ale potem okazało się, że to z powodu zimna, bo nie grzali. i dlatego była taka zła.
Najlepsze wrażenie zrobił na nich Tomasz Kot, odtwórca roli producenta filmowego Maxa Skalskiego.
- Fajny, taki ciepły. Sam do nas podszedł i pogadał - mówią gimnazjaliści.
Niania przyznała się do kłamstwa
Na planie siedzieli do godziny 19. W międzyczasie statystowali w jednej ze scen. Teraz mają nadzieję, że nie wytną jej i będą mogli zobaczyć siebie w telewizji. Odcinek z ich udziałem ma być emitowany w kwietniu przyszłego roku.
Po zakończonych zdjęciach aktorów odwoziły samochody. Ich też.
- Nagle patrzymy, a do naszego samochodu wsiada sama Niania, czyli Agnieszka Dygant - mówią z przejęciem jeszcze dziś.
Aktorka najpierw długo rozmawiała przez telefon ze swoją mamą. Gdy skończyła Bartek odważył się i zapytał, czy widziała ich czołówkę. Odpowiedziała, że tak i że jest świetna.
- Ale po jej reakcji w mig zrozumieliśmy, że wcale jej nie widziała - mówią dziewczyny. - Zapytaliśmy więc, czy naprawdę ją oglądała. Wtedy uśmiechnęła się i powiedziała, że przeprasza, ale nie. Zapewniła nas jednak, że poprosi producentów, żeby jej pokazali.
Do Świnoujścia wrócili ze niezapomnianymi wspomnieniami i mnóstwem zdjęć.
- Mamy nawet zdjęcie z aktorem Tomaszem Karolakiem, bo spotkaliśmy go w centrum "Złote tarasy" - dodaje Bartek.
Marzą, aby jeszcze kiedyś znaleźć się na planie filmowym. Zapowiadają, że od teraz będą śledzić strony internetowe wszystkich seriali.
- Ale najczęściej "Niani" - zaznacza Alicja.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?