Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyrzucił przedszkolaków

Katarzyna Gawle, 15 kwietnia 2006 r.
- Dzieci bardzo przeżywały wizytę w szpitalu - opowiadają nauczycielki z Przedszkola Miejskiego nr 3 (na zdjęciu z tyłu). Piotruś (pierwszy w lewej) sam chciał nawet przynieść ciężką paczkę z przedszkola do szpitala. Dzieci były przerażone zachowaniem ordynatora. I trudno się dziwić, bo jaki dał im przykład?!
- Dzieci bardzo przeżywały wizytę w szpitalu - opowiadają nauczycielki z Przedszkola Miejskiego nr 3 (na zdjęciu z tyłu). Piotruś (pierwszy w lewej) sam chciał nawet przynieść ciężką paczkę z przedszkola do szpitala. Dzieci były przerażone zachowaniem ordynatora. I trudno się dziwić, bo jaki dał im przykład?! Sławek Ryfczyński
Organizowanie akcji na pokaz zarzucił ordynator oddziału dziecięcego świnoujskiego szpitala dzieciom i nauczycielom z Przedszkola Miejskiego nr 3, którzy przynieśli książki chorym.

Nauczycielki były zaskoczone takim zachowaniem ordynatora. Mówią, że poczuły się upokorzone.

- Zostałyśmy po prostu wdeptane w ziemię. Najgorsze, że to wszystko widziały i słyszały dzieci - mówią.

Były umówione

W czasie ogólnopolskiej akcji "Cała Polska czyta dzieciom", przedszkole zbierało dary dla chorych dzieci, żeby wzbogacić szpitalną bibliotekę. Rodzice chętnie przynosili książki. Niektóre były używane, ale większość była zupełnie nowa. Pod koniec zbiórki, dyrekcja postanowiła umówić się z ordynatorem oddziału dziecięcego na ich przekazanie.

- Chcieliśmy to zrobić jeszcze przed świętami - opowiada Maria Prażuch, dyrektorka przedszkola. - To byłoby połączenie zakończenia akcji z prezentami od świątecznego zajączka. Zadzwoniliśmy do szpitala wcześniej, żeby umówić się na konkretny dzień i godzinę.

Ordynator szpitala nie miał nic przeciwko. Zgodził się na wizytę przedszkolaków.

- Jeśli przyszlibyśmy bez zapowiedzi, to mogłabym zrozumieć jego reakcję, ale przecież wszystko było umówione - dziwi się dyrektorka.

W umówionym dniu jeszcze raz zadzwoniła do szpitala i potwierdziła wizytę. Zorganizowano transport, bo paczka z książkami była naprawdę duża i ciężka. Wybrano trzyosobową delegację przedszkolaków.

- Dzieci były bardzo przejęte. Starały się, żeby wszystko wypadło jak najlepiej - opowiadają nauczycielki.

Poszło o zdjęcia

Gdy grupa przedszkolaków stanęła przed drzwiami oddziału dziecięcego, na korytarzu pojawił się ordynator i kategorycznie zabronił im wejścia.

- Nieprzyjemnym tonem powiedział, że nie życzy sobie takich wizyt - opowiada Jolanta Świst, jednak z nauczycielek, które były razem z dziećmi. - Byliśmy zaskoczeni. Na początku pomyślałyśmy, że nie możemy wejść, bo nie mamy obuwia ochronnego. Ale to przecież nie problem. Wystarczyło nam powiedzieć. Ordynator zaczął jednak krzyczeć, że nienawidzi takich sztucznych akcji na pokaz.

Ordynator oddziału dziecięcego Leon Matkowski mówi, że nauczycielki chciały robić zdjęcia z chorymi dziećmi, a na to nie mógł pozwolić. Dlatego nie zgodził się na wejście.

- Na oddziale nie ma odwiedzin, oprócz wizyt rodziców - mówi krótko Leon Matkowski. - Nie można też robić zdjęć bez zgody rodziców. Otrzymuję wiele darów bez takiego szumu. Jeśli oni chcą robić akcję na pokaz, to ja takich darów nie potrzebuję.

- Mieliśmy aparat - przyznaje nauczycielka Wanda Kolmaga. - Robimy zdjęcia do kroniki naszego przedszkola. To pamiątka dla dzieci, rodziców i dla nas. Ale wtedy w szpitalu nawet nie zdążyłyśmy go wyjąć! Zresztą nie to było najważniejsze. Nie musiałyśmy przecież robić tych zdjęć. Chciałyśmy chociaż przez krótką chwilę posiedzieć z chorymi dziećmi. One też by się lepiej poczuły widząc, że ktoś się nimi interesuje.

Dzieciom kazano zostawić paczkę z książkami na stole przed drzwiami oddziału.

Przedszkolaki rozczarowane

Dla nauczycielek przedszkola, zachowanie ordynatora jest skandaliczne.

- Mógł wziąć nas na bok i spokojnie wszystko wyjaśnić, a nie robić awanturę. Szpital nie jest prywatnym folwarkiem lekarza. Jest pracownikiem publicznej służby zdrowia - mówi Jolanta Świst.

- Teraz będziemy się mocno zastanawiać zanim zorganizujemy jakąś akcję charytatywną- dodaje Wanda Kolmaga. - Bo kto wie, czy znów nie zostaniemy potraktowani w taki sposób. Mogłybyśmy zostawić te książki dla dzieci w grupach przedszkolnych. Chciałyśmy jednak przekazać je tym najbardziej potrzebującym. I za to nam się dostało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński