Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyrok w sprawie kanibalizmu w regionie. W poniedziałek zapadnie decyzja w najtrudniejszej sprawie – nie ma ciała, ani tożsamości

Mariusz Parkitny
Mariusz Parkitny
Zdjęcie z jednej z rozpraw
Zdjęcie z jednej z rozpraw archiwum
Po dziewięciu miesiącach przed Sądem Okręgowym w Szczecinie zakończył się proces czterech mężczyzn, którzy prawie dwadzieścia lat temu mieli zabić i zjeść fragmenty ciała ofiary. Wyrok ma zapaść w poniedziałek.

Sprawa jest wyjątkowo skomplikowana. Ciała rzekomej ofiary kanibalizmu nie ma. Nie wiadomo nawet kim był. A dowody to głównie poszlaki. Prokuratura nie ma wątpliwości, że do zbrodni doszło. Na ostatniej rozprawie przedstawiła propozycje kar dla czterech oskarżonych: od 14 lat do dożywocia. Piąty uczestnik dramatu, Zbigniew B. zmarł przed zatrzymaniem.

- To Zbigniew odcinał mu głowę, a potem kawałek ciała, który upiekł i musieliśmy to zjeść - mówił w śledztwie Rafał O.

Nie udało się nawet ustalić, kiedy doszło do domniemanej zbrodni. Według prokuratury na pewno w 2002 r. między lipcem a październikiem. W nieistniejącym już barze „U Józka” w miejscowości Łasko (pow. choszczeński) spotkało się wtedy pięciu mężczyzn.

ZOBACZ TEŻ:

Mieli po 20-30 lat. Sprawa wyszła na jaw cztery lata temu, gdy policja otrzymała list podpisany przez Zbigniewa B., który miał brać udział w zbrodni. Problem w tym, że w chwili wysłania listu nie żył już od miesięcy, ale policjanci nabrali przekonania, że list nie jest fikcją. I ruszyło śledztwo.

Czwórce pozostałych mężczyzn założono podsłuchy na telefony. Główny oskarżony to Robert M. ps. student, spawacz, ojciec czwórki dzieci. Do tej pory nie był karany. To on miał znać ofiarę. Nie przyznaje się do winy. Udziałowi w zbrodni zaprzecza też Sylwester B., ślusarz z Zielonej Góry, szwagier trzeciego z oskarżonych Janusza Sz. Czwarty oskarżony to Rafał O., kawaler, rencista. To on ma być asem w rękawie prokuratury. W śledztwie przyznał, że widział, jak dochodzi do zbrodni i dość szczegółowo ją opisał. Ale w sądzie zmienił zdanie. Zaprzeczył, że brał w niej udział. Dlatego sąd odczytał mu wyjaśniania złożone po zatrzymaniu w 2017 r. Nie zaprzeczył im, ale stwierdził, że nie będzie się do nich ustosunkowywał.

Według niego w 2002 r. „Student” zaprosił ich na wódkę i rybkę do „U Józka”. W lokalu Robert M. miał spotkać młodego mężczyznę, z którym miał sprzeczkę.

- Mówił, że przez niego nie dostał jakichś pieniędzy. Uderzył go dwa razy w twarz z otwartej dłoni. Potem szamotanina przeniosła się przed bar. Robert kazał temu mężczyźnie wsiąść do samochodu - opowiadał w śledztwie Rafał O.

Auta nie udało się odnaleźć. W szóstkę pojechali nad jezioro Osiek w pobliżu Ługów. Tam Robert M. rozpalił ognisko. Do Zbigniewa B. miał powiedzieć: „Wiesz, co masz zrobić”.

- Zbigniew wtedy pobił mężczyznę, usiadł na nim, poderżnął mu gardło. Miał nóż wielkości ramienia i odcinał mu nim głowę. To nie był jeden cios. On ją odcinał. Ja płakałem jak dziecko. Potem odciął kawałek mięsa z boku ciała i kazał nam upiec je na ognisku i zjeść. Gdy mówiłem im, by się opamiętali, oni mi grozili. Nawet nie wiem, jaki to był smak tego mięsa, byłem tak zdenerwowany - twierdzi Rafał O.

Pozostali mężczyźni nabili ludzkie mięso na kije, upiekli na ognisku i zjedli. Po konsumpcji, zwłoki mieli okryć folią, obciążyć kamieniem i utopić w jeziorze.

CZYTAJ TEŻ:

Bądź na bieżąco i obserwuj:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński