Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybrał śmierć

Emilia Chanczewska, 19 listopada 2004 r.
Stargardem wstrząsnęła wieść o dramatycznym kroku piętnastolatka, który odebrał sobie życie.

Robert nie żyje

15-letni Robert w nocy z niedzieli na poniedziałek nie chciał spać sam. Przyszedł do pokoju do o rok młodszego brata i choć ten na początku nie chciał się zgodzić, został u niego na noc. Rano Robert wziął wiadro, wrzucił do niego linkę, zakrył ją ręcznikami i wszedł na strych. Zawiązał solidny węzeł, w końcu uczył się żeglowania. Odwrócił wiadro, wszedł na nie, zawiesił linkę...

W tym czasie zaniepokojona jego nieobecnością w szkole matka poszła do domu. W pokoju wszystkie rzeczy Roberta leżały na swoich miejscach, rozejrzała się, wróciła do szkoły. Robert nie przychodził na lekcje. Tknięta złym przeczuciem pobiegła jeszcze raz do domu, weszła na strych. Próbowała go ratować, ale było już za późno. Nie zostawił listu.

Poniedziałek, 8 listopada był czarnym dniem w gimnazjum. Wszystkich ogarnęła panika, szok, dziewczyny płakały. Nikt nie chciał wierzyć, że ten spokojny, wrażliwy chłopak z III "b" odebrał sobie życie. Najlepszy uczeń, syn pracownicy szkoły. Wszyscy, tylko nie on!

Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że w czerwcu pociął sobie ręce, że słucha coraz bardziej przygnębiającej muzyki, że czyta poezje o śmierci. Że gdy mówił, że coś sobie zrobi, wcale nie robił sobie jaj, jak wcześniej sobie myśleli.

Nieszczęśliwa miłość?

Znajomi wspominają Roberta jako spokojnego, raczej zamkniętego w sobie, wrażliwego indywidualistę. Na przerwach siedział z książką, stronił od grupy. Nosił sportowe buty z rozwiązanymi sznurówkami, za to włosy związywał w kucyk. Ubierał się na czarno lub zielono. Mówią, że słuchał metalu i punk rocka.

- Miał swój styl, wyróżniał się - mówi jeden z kolegów.

- Znaliśmy się bardzo dobrze - wyznaje Anna (powinna być w II klasie gimnazjum, jest w I, ufarbowane włosy, makijaż, czarna bluza, zielone bojówki). - Spotykaliśmy się w szkole, rzadko poza nią. Nie rozmawialiśmy przez internet, zawsze twarzą w twarz. Miesiąc temu chciał ze mną chodzić. Powiedziałam NIE, bo byłam z jego kolegą. Popatrzał na mnie, nic nie powiedział, posmutniał, odwrócił się i odszedł.

Anna przyznaje, że z początku obwiniała się o śmierć Roberta, myślała, że zrobił to przez nią, teraz znajduje inne powody.

- Nie wytrzymał napięcia w domu - twierdzi dziewczyna. - Jego mama za dużo wymagała. Cały czas tylko siedział i się uczył. Nie chodził do pubów, na imprezy, czy koncerty. Tylko dom i komputer. Kompletnie nic jednak nie wskazywało, że coś sobie zrobi!

Ostatnio jednak to nie Anna, lecz Iwona - koleżanka z klasy była obiektem zainteresowań chłopaka. Robert kochał się w niej platonicznie, starał się o jej względy. To właśnie do niej skierowane były ostatnie słowa w internetowym komunikatorze gadu-gadu. Dziewczyna odrzuciła jego zaloty, ale nie chce czuć się z tego powodu winna. Jak opowiada jeden z nauczycieli - na wieść o śmierci Roberta widoczna była u niej typowa reakcja obronna.

Najlepszy uczeń

Robert był prymusem ze średnią ocen powyżej 5. Brał udział w wielu konkursach i zajęciach pozalekcyjnych. Interesował się żeglarstwem, a umiejętność robienia węzłów wykorzystał w ostatniej chwili swojego życia...

Dobrze się uczył, bo nie chciał zawieść nadziei, pokładanych w nim przez mamę, z którą - szczególnie po tragicznej śmierci ojca przed ośmiu laty - był bardzo związany. Zawsze się cieszył, gdy mógł pochwalić się przed nią kolejną piątką. Jednak w tym roku szkolnym nie szło mu najlepiej.

W międzyszkolnym konkursie historycznym, którego wyniki poznał na tydzień przed śmiercią, zajął dalekie miejsce, choć wcześniej zawsze był w czołówce. W swojej szkole nie powinien czuć presji. Chodził do gimnazjum, w którym - jak zapewnia dyrekcja - nie ma zwyczaju windowania na siłę uczniów, naciskania ich, by błyszczeli w konkursach.

- To mogło być przejściowe obniżenie lotów, którego źródłem były na przykład sercowe sprawy - uważa, dyrektor gimnazjum, w którym uczył się Robert. - Coś w nim się kumulowało przez dłuższy czas. To nie był jednorazowy impuls, lecz szereg elementów, które trafiły na słabą psychikę, na brak zahartowania na trudne sytuacje, z którymi spotykają się dzieci w tym wieku. To było jak system połączonych naczyń, tego się nie da uprościć. Zbierała się kropla po kropli aż czara się przelała.

Chcą żyć dalej

Uczniowie mówią o pytaniach, które pojawiły się w ich głowach na wieść o śmierci kolegi: po co? dlaczego? Utwierdzają się w przekonaniu, że to nie jest dobre wyjście, że oni nigdy tego nie zrobią.

- Na pewno bym, tego nie zrobiła! - zapewnia Ewa.

- Ze względu na rodziców, bo moja mama powiedziała, że by tego nie wytrzymała - dodaje Natalia.

- Trzeba znaleźć robotę, założyć rodzinę i żyć na tym padole łez - snuje przyszłościowe plany nastoletni Paweł. - Na razie najważniejsi są rodzice i przyjaciele.

Młodzież twierdzi, że najgorsze samopoczucie mają właśnie jesienią, łatwo wtedy wpaść w depresję, czyli - jak mówią - załapać doła. Jakie znają sposoby na walkę z tym beznadziejnym stanem?

- Trzeba mieć co robić, nie siedzieć bezczynnie - instruuje druga Natalia z III klasy (przedstawia się "Natala"). - Ja chodzę na kółko komputerowe, na kółko unijne, a w weekendy na dyskoteki. Ważne jest też, by mieć dobrych przyjaciół, którzy zawsze cię wysłuchają.

Jak poznać?

Przerażające jest to, że nikt nie przewidział dramatycznego kroku nastolatka, nie zauważył, że dzieje się z nim coś niedobrego.

- On był inteligentny, maskował się, nie widać było żadnych objawów - twierdzi jedna z nauczycielek. - Przecież był dobry kontakt na linii nauczyciele - mama, mama - uczeń. Być może miał depresję? Ja też, gdy byłam w szkole średniej miałam myśli samobójcze, choć nie było bezpośredniego powodu. Życie mi obrzydło, po prostu było mi ciężko. Okres dojrzewania jest trudny, przecież nawet hormony wtedy inaczej pracują.

- Zawsze jest jakaś przyczyna - uważa inna nauczycielka. - Rozmawiałam już z uczniami, z rodzicami, były konsultacje z psychologiem. Przede wszystkim trzeba dać szansę się wypowiedzieć tym młodym ludziom, co im w duszy gra. Poprosiłam rodziców, by powiedzieli swoim dzieciom, że akceptują ich takimi, jacy są, że niezależnie od tego, co się dzieje, zawsze są po ich stronie. Że są różne wyjścia z trudnych sytuacji, a samobójstwo to jest bardzo złe wyjście. Dałam uczniom numer telefonu zaufania, niektórzy bardzo interesowali się na jakiej zasadzie on działa.

- To jest niewyobrażalne, tego nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć, to jest jak fantastyczny film... - ze smutkiem stwierdza jeden z nauczycieli.

Zabrakło ojca

Gdy Robert miał 7 lat zmarł jego ojciec. To był tragiczny wypadek, przy remoncie kościoła św. Jana. W domu często wspominali tatę, oglądali zdjęcia. Dzień 1 listopada był dla nich szczególną datą. Robert targnął się na życie tydzień po odwiedzeniu grobu ojca...
Śmierć ojca zbiegła się w czasie ze śmiercią dziadków, rodziców mamy.

- Bardzo się zmieniła od tej pory, zamknęła w sobie, była smutna, przygnębiona - opowiada znajoma matki Roberta.
Od tej pory kobieta całą miłość przelała na swoich synów.

- Chowała ich pod szklanym kloszem, pod ochronnym parasolem - mówi znajoma. - A osoba ojca została w tym domu wyidealizowana.

- W rodzinach niepełnych, szczególnie, gdy matka sama wychowuje syna, dzieci są słabsze psychicznie, nie mają wyrobionej odporności na przeciwności losu - twierdzi psycholog ze Stargadu.

- Trzeba oddzielić miłość od wychowania, nie można realizować wychowania poprzez uczucia. Taka opiekuńczość może się obrócić przeciwko dziecku. Dziecko musi znać normy, rygory i konsekwencje ich złamania. Nie może być zawsze chronione przed trudnymi sytuacjami, a nawet czasem powinno być w nich stawiane, bo to hartuje charakter, kształtuje się jego odporność. Ma prawo do błędów. Nie może być tak, że nigdy się nie potyka.

W szkole zastanawiają się, co można zrobić, by Robert był już ostatnim młodocianym samobójcą.

- Rodzice muszą nam przekazywać wszelkie niepokojące, dziwne sygnały. Nie mogą tego od siebie odsuwać, nie dopuszczać w swojej wyobraźni. Nie mogą ukrywać, że dzieje się coś niedobrego, że dziecko zrobiło się skryte - mówią nauczyciele.

Wszystkie imiona i nazwiska bohaterów zostały zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński