Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybite zęby, siniaki i łzy. Czy dzieci jeszcze kiedyś uwierzą dorosłym?

Sylwia Lis
Sylwia Lis
Rodzice trójki dzieci najbliższe trzy miesiące spędzą w areszcie
Rodzice trójki dzieci najbliższe trzy miesiące spędzą w areszcie KMP Słupsk
Zarzuty znęcania ze szczególnym okrucieństwem usłyszeli rodzice trojga małych dzieci z okolic Słupska. Maluchy miały być bite i przypalane papierosami. Sąd rejonowy zdecydował o trzymiesięcznym aresztowaniu Marioli K. i Łukasza B. Czy nikt wcześniej nie widział, że dzieciom dzieje się krzywda?

Rodzice dwuletniego Alana, trzyletniej Nadii i pięcioletniej Amelii zostali zatrzymani przez policję w piątek. W Prokuraturze Rejonowej w Słupsku usłyszeli zarzuty znęcania się ze szczególnym okrucieństwem - są podejrzani o znęcanie się nad malutkimi dziećmi zarówno psychiczne, jak i fizycznie. Zarzuty dotyczą też braku szczepień i zapewnienia maluchom należytej opieki medycznej. Nieoficjalnie wiemy, że dzieci miały być bite, pojone alkoholem, a jedno z nich prawdopodobnie ma wybite zęby. Były brudne i posiniaczone.

Jak ustaliliśmy, dwuletnie dziecko w ogóle nie chodzi, trzyletnie nie mówi. Dziewczynka ma też na skroni ślad po przypaleniu papierosem. Trudno sobie wyobrazić, ogrom bólu i cierpienia, jakie musiały znieść.

W sobotę 35-letni mężczyzna i 29-letnia kobieta zostali doprowadzeni do Sądu Rejonowego w Słupsku. Prokuratura żądała dla nich trzymiesięcznego aresztu. Sąd w pełni zgodził się z wnioskiem śledczych. Jak poinformowała „Głos” Magdalena Gadoś, szefowa Prokuratury Rejonowej w Słupsku, Mariola K. i Łukasz B. - rodzicie dzieci - nie przyznali się do zarzucanych czynów.
Sprawa ma swój początek w grudniu ubiegłego roku. Wówczas w domu aresztowanych doszło do interwencji policji.

Popijawa przy dzieciach

- Otrzymaliśmy zgłoszenie o nietrzeźwych rodzicach, którzy w jednym z mieszkań w okolicach Słupska mieli sprawować opiekę nad trojgiem swoich dzieci - mówi Jakub Bagiński z Komendy Miejskiej Policji w Słupsku. - Przeprowadzone badania alkomatem potwierdziły, że rodzice byli pijani. Mundurowi, aby jak najszybciej zapewnić trojgu małych dzieci bezpieczne miejsce, od razu skontaktowali się z pracownikami socjalnymi i tej samej nocy przekazali je pod opiekę wskazanej rodzinie zastępczej, która do dzisiaj sprawuje nad nimi opiekę.

Prokuratura o dramatycznym losie dzieci dowiedziała się w lutym. Co działo się od grudnia od tego czasu?

- Wszczęliśmy śledztwo po zawiadomieniu Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Słupsku. Zeznania rodziców zastępczych, psychologów, pod których opieką znajdowały się dzieci, zeznań policjantów, akt sprawy z sądu rodzinnego oraz samych wypowiedzi maluchów doprowadziło do postawienia rodzicom tak poważnych zarzutów - wylicza prokurator rejonowa. - To jest przestępstwo, które się dzieje w czterech ścianach. Dopóki nie uzyskamy jakiejkolwiek wiedzy, nie przebijemy się przez zmowę milczenia. W Sądzie Rejonowym w Słupsku prowadzone jest postępowanie o pozbawienie, bądź ograniczenie rodzicom biologicznym władzy rodzicielskiej.

Gdy dzieci trafiły do rodziny zastępczej, została im udzielona specjalistyczna pomoc.

- Natychmiast przeprowadzono diagnozę psychofizyczną, aby zebrać jak najwięcej informacji na temat dzieci - mówi Urszula Dąbrowska, szefowa Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Słupsku. - W trakcie diagnozy wyszły na jaw takie okoliczności, które wskazywały na stosowanie przemocy fizycznej i psychicznej wobec dzieci - wyjaśnia ogólnie.

I dodaje, że zazwyczaj dzieci, które odbierane są z domu rodzinnego, mają pewne zaległości zdrowotne, choćby te wynikające z braku szczepień lub bilansów, wówczas te braki są uzupełniane.

- Ze względu na dobro maluchów nie chcę zdradzać wszystkich szczegółów - oznajmia Dąbrowska.
Rodzice do czasu zatrzymania przez policję odwiedzali dzieci.

- Kontakty odbywały się z udziałem pracownika PCPR - podkreśla Urszula Dąbrowska. - Przebiegały w sposób prawidłowy, gdyby dzieci powiedziały, że nie chcą spotykać się mamą, czy tatą lub osoba nadzorująca miałaby jakiekolwiek wątpliwości co do zachowania rodziców, natychmiast spotkanie zostałoby przerwane.

Czy nikt wcześniej nie widział, że dzieciom dzieje się krzywda? Marioli K. już wcześniej odebrano trójkę dzieci z poprzedniego związku. Znajdują się także w rodzinie zastępczej.

Czy w domu wcześniej były interwencje policji? Czekamy na oficjalną informację ze słupskiej komendy miejskiej.
„Głos” natomiast ustalił, że funkcjonariusze kilkanaście razy byli wzywani do domu Marioli K. oraz Łukasza B. W mieszkaniu miały odbywać się libacje alkoholowe, a feralnej grudniowej nocy, gdy odbierano dzieci, miało dojść do awantury, podczas której krewna pary dokonała samookaleczenia.

- W mieszkaniu panował straszny bałagan - mówi nasz informator. - Wszędzie leżały zabrudzone pampersy. W środku panował olbrzymi smród i brud.

Nikt nic nie wiedział?

Anna Łabik, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kobylnicy twierdzi, że do GOPS nie napływały niepokojące informacje.

- Rodzina nie korzystała ze świadczeń ośrodka pomocy społecznej - mówi. - Asystent rodziny pojawił się w domu dopiero po odebraniu dzieci. Rodzice wyrazili na niego zgodę i z nim współpracowali. Wywiązywali się z określonych zobowiązań, między innymi oboje podjęli terapię leczenia uzależnień, rozpoczęli remont mieszkania, mężczyzna podjął stałe zatrudnienie.
Łabik podkreśla, że przed grudniem nie mieli informacji, że w domu coś złego się dzieje.

- Trudno uwierzyć, że nikt nie słyszał płaczu dzieci - mówi. - Pracownik socjalny nie przebywa 24 godziny u danej rodziny, bez współpracy ze społeczeństwem, sąsiadami niewiele możemy zrobić. A wystarczyłby jeden telefon, sygnał...
W to, co wydarzyło się nie może uwierzyć brat aresztowanego, Mateusz.

- Pracuję za granicą, ale co miesiąc zjeżdżam do brata. Nic niepokojącego nie zauważyłem, dzieci w mojej obecności nie były bite. Owszem, brat z dziewczyną nadużywali alkoholu, ale nie wierzę, żeby byli zdolni do katowania dzieci - mówi.

Potrzeba czasu

- Trauma doświadczania przemocy ze strony dorosłych, zwłaszcza rodziców, pozostawia trwały ślad w psychice dziecka - potwierdza Katarzyna Wirkus, psychotraumatolog. - Wpływa na jego poczucie własnej wartości, na jego zaufanie do świata, które przez takie zachowanie najważniejszych w życiu dziecka osób, jawi się jako miejsce niebezpieczne, a ludzie jako zagrażający. Dzieci na szczęście mają zdolność do odbudowywania relacji z dobrym, czyli bezpiecznym dorosłym. Umiejętnie wspierane mają szansę radzić sobie dobrze w dorosłym życiu. Potrzeba czasu, szacunku, miłości i poczucia bezpieczeństwa. Nade wszystko jednak potrzeba odpowiedzialnych i odważnych ludzi wokół, którzy nie odwracają wzroku od krzywdy, która się obok dzieje. Tylko wtedy jest szansa w porę przyjść z pomocą.

Rodzicom dzieci grozi dziesięciu lat więzienia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wybite zęby, siniaki i łzy. Czy dzieci jeszcze kiedyś uwierzą dorosłym? - Głos Pomorza

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński