Tego, że nalepiane na drzwiach zakazy wchodzenia z czworonogami to nonsens i bezprawie chce udowodnić Miłosz Woźniak, trener jogi ze Szczecina, właściciel nie w pełni rasowego wilczura wabiącego się Koka. Twierdzi, że walczy ze zjawiskiem wykluczenia zwierząt z przestrzeni publicznej.
Proces odbędzie się przed rejonowym sądem karnym w Szczecinie. Wczoraj odbyła się pierwsza wokanda. Woźniak w sprawie występuje jako obwiniony. Straż miejska chce go ukarać za złamanie przepisów regulaminu o utrzymaniu porządku i czystości w Szczecinie.
- Zgodnie z prawem właściciel zwierzęcia musi przestrzegać zakazów, które dotyczą jego pupila, także w centrach handlowych - mówi Joanna Wojtach ze straży miejskiej w Szczecinie.
Ale Woźniak twierdzi, że takie zakazy to fikcja. Powołuje się na rozporządzenie ministra infrastruktury, w którym centra handlowe określane są mianem miejsca użyteczności publicznej.
- Są więc publicznie dostępne także dla zwierząt. Udowodnię to przed sądem - twierdzi.
W ramach walki ze zjawiskiem wykluczenia zwierząt z przestrzeni publicznej chodzi z Koką po galeriach handlowych.
- Wiadomo, tam jest niemiecki kapitał, a oni stosują prawo unijne i szanują psy - mówi.
Na opór trafił w Galerii Handlowej Turzyn w Szczecinie. Już na wejściu widać graficzny nakaz zostawienia psa na zewnątrz. Ale Woźniak niewiele sobie z niego robi. W styczniu i lutym dwukrotnie wszedł z Koką na galerię. Doszło do awantur i przepychanek z ochroną. Przyjechała straż miejska i policja. Policja uznała, że w takie spory nie musi się mieszać. Ale strażnicy miejscy postanowili ukarać Woźniaka mandatem. Nie zgodził się. Sprawa trafiła do sądu.
W innych wątkach tej sprawy prokuratura bada, czy strażnicy przekroczyli uprawnienia (teren galerii należy do prywatnej spółki) oraz czy aktywista znieważył interweniujących strażników.
- Przed wejściem do supermarketu Carrefour chciałem Kokę, po prostu, przywiązać do ławki na terenie galerii. Nie miałem zamiaru jej zabierać na część spożywczą - zapewnia Woźniak.
Wczoraj do sądu też przyszedł z Koką. Gdy wszedł na salę rozpraw, wilczur grzecznie czekał na pana pod drzwiami sali rozpraw. Gdy już się doczekał, szczeknął dwa razy z radości. Zadowolony był też pan Miłosz, że policjanci nie zabronili mu wejść z psem do sądu. - Widać od razu, że to porządni ludzie. Kochają zwierzęta i wiedzą, jak psy są ważne w naszym życiu - mówił.
Wyrok może zapaść już w połowie kwietnia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?