Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Współczują, ale kto pomoże

jasz, 28 lipca 2004 r.
Ta historia mogłaby się wydarzyć w każdej miejscowości. Popegeerowski blok we wsi koło Lipian. Ludzie opowiadający o tych wydarzeniach z jednej strony współczują, a z drugiej nie ukrywają też strachu.

Rzecz dotyczy dwóch panów S., którzy są powszechnie znani we wsi. Ich historię znają wszyscy miejscowi. Ojciec, Stanisław nadużywa alkoholu nie sprawuje opieki nad psychicznie chorym synem, Robert.

- Dwa lata temu żona Stanisława trafiła do domu pomocy społecznej - komentuje jedna z sąsiadek. - Ona głównie opiekowała się synem, wówczas nie było źle. Podawała mu leki. Ale przechodziła gehennę w domu.

Boją się

Teraz nikt nie opiekuje się ponad czterdziestoletnim Robertem, który chodzi bez opieki. Nieraz mieszkańcy karmią go, gdyż widzą, że jest głodny.

- Robert błąka się po wsi, widzimy, jak zjada owoce prosto z drzew - tłumaczy mieszkanka. - Żal się go robi, dlatego częstujemy go jedzeniem.

Ale jak się okazuje w "podzięce’’ młody S. potrafi puścić niezłą wiązankę przekleństw.

- No cóż, to chory człowiek trzeba mu wybaczyć - kontynuuje sąsiadka. - Boimy się natomiast o nasze dzieci. Bo zdarza się, że straszy dzieci. Nie można przewidzieć, co się wydarzy w przyszłości. Uważam, że on wymaga fachowej opieki w jakimś zakładzie.

Na razie czekają

Sprawa rodziny S. jest znana w Ośrodku Pomocy Społecznej. Mało tego, porusza się ją nawet na sesji rady gminy. Od października ubiegłego roku przed sądem w Szczecinie toczy się sprawa o ubezwłasnowolnienie młodszego S. Wniosek przy poparciu matki złożył OPS.

- Znamy tę sytuację od kilku lat - komentuje Grażyna Łapczyńska, kierownik ośrodka w Lipianach. - Nie można powiedzieć, że nic nie robimy. Nikt na siłę nie może umieścić pacjenta w zakładzie, konieczna jest decyzja sądu.

Pracownicy ośrodka twierdzą, że w razie agresji chorego mieszkańcy powinni wezwać karetkę. Przyznają jednak, że ostre zachowanie Roberta to również reakcja na zaczepki ze strony mieszkańców jego rodzinnej miejscowości.

W Lipianach nie ma psychiatry, ale panowie S. podlegają pod miejscowy Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej.

- Jedynie ojciec, jeżeli jest w mieście, to przyjdzie do nas - mówi lek. med. Henryk Broński, kierownik SP ZOZ w Lipianach. - Syna nie znam. W wypadku interwencji jedzie do nich pogotowie.
Na razie nie zanosi się na szybki finał sprawy. Nieoficjalnie mogliśmy się dowiedzieć, że najlepszym rozwiązaniem byłoby wysłanie Roberta chociaż na kilkutygodniowe leczenie do szpitala. Problem w tym tylko, kto go ma tam skierować.

Imiona i inicjał nazwiska zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński