Od ogłoszenia decyzji o otwarciu zakładów fryzjerskich rozdzwoniły się telefony klientów chcących zarezerwować wizytę.
- Najbliższy wolny termin, to czerwiec, ale także wtedy pierwszy tydzień jest już prawie cały zarezerwowany – mówi nam Damian Pazgrat z salonu Blackbeard przy ul. Tęczowej 57. W tym miejscu właściciel zdecydował nie podnosić cen usług po ponownym otwarciu.
Pojedyncze wolne terminy w salonie Just Pretty przy ul. Prądzyńskiego są dopiero w połowie czerwca. - Dzisiaj jest szaleństwo. Telefony rozdzwoniły się w pierwszym dniu, kiedy ogłoszono datę otwarcia salonów. Wtedy nawet zawiesiły się nam systemy rezerwacji – cieszy się właścicielka salonu Justyna Jędrzejczak. W Just Pretty ceny usług wzrosły o 10 procent. Koszty prowadzenia działalności w mniejszym stopniu podniosły obowiązkowo stosowane środki bezpieczeństwa, ale głównie wzrost cen produktów stosowanych w salonach fryzjerskich. - W czasie epidemii bardzo w górę poszły ceny. Rękawiczki jednorazowe kosztowały 20 zł za paczkę, teraz 80 zł. Pelerynki jednorazowe, ręczniki – tego wszystkiego i tak zawsze używaliśmy, a te teraz te rzeczy są droższe dwa, trzy razy – mówi Jędrzejczak.
- Od rana mamy bardzo dużo klientów – zaznacza fryzjerka z zakładu Fryzjer Wrocławski przy ul. Łokietka, ale przyznaje, że na wizytę można umówić się nawet na ten sam dzień. Ceny w tym salonie pozostały bez zmian.
Zawsze uda się znaleźć termin, jak zapewnia właściciel, także w zakładzie Fryzjer 72 przy ul. Probusa. Tam telefony urywały się przez pierwsze dwa dni od ogłoszenia decyzji rządu o otwarciu salonów fryzjerskich. - Dzisiaj już aż takiego szału nie ma – mówi właściciel. Fryzjer 72 także musiał w niewielkim stopniu podnieść ceny.
Telefony w momencie ogłoszenia decyzji rządu rozdzwoniły się także w Atelier Fryzjerskim Ewy Taraszkiewicz przy ul. Powstańców Śląskich. - U mnie zajęte jest na dwa tygodnie do przodu, ale stałe klientki jestem w stanie przyjąć zawsze. Teraz będziemy pracować po 12 – 13 godzin, także w soboty i w niedzielę – zapowiada Ewa Taraszkiewicz dodając, że po miesiącach przerwy i braku dochodów teraz trzeba popracować więcej. Taraszkiewicz nie podniosła cen. - Wszystko podrożało, to prawda, ale biorę to na siebie. Uważam, że klient nie powinien ponosić tego dodatkowego kosztu – mówi Taraszkiewicz.
Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?