Pedałowali w upale, palącym słońcu, jeden dzień w czasie deszczu. Wstawali codziennie o godz. 7, nocowali w hotelach, które napotykali po drodze. Mieli ze sobą tylko niewielkie plecaki z najpotrzebniejszymi rzeczami. Wieczorami zwiedzali miasteczka, w których spali, chodzili na kolacje. Nie było ani jednego dnia całkowitego odpoczynku. Podczas podróży przez przełęcze, wąwozy i szlaki stale towarzyszyły im ciekawskie spojrzenia alpejskich krów i odgłosy świstaków.
- Infrastruktura jest tam rewelacyjna. Można jeździć po szlakach w parkach narodowych, po trasach wytyczonych między domami, przez pola. To raj dla cyklistów. Na rowery w niemalże każdym hotelu czekają specjalne pomieszczenia, działają też warsztaty - wymienia Piotr Dul z Prawobrzeża. - O samych szlakach i drogach nie ma nawet co mówić, są dokładnie przemyślane i oznaczone. Po drodze napotyka się wodopoje, parkingi rowerowe. Nic tylko jechać i cieszyć oko cudownymi widokami.
Nie obyło się niestety bez wywrotek. Dwie zaliczył pan Piotr podczas stromych zjazdów. Na szczęście skończyło się na otartym naskórku na kolanach, podartej kurtce i niewielkim uszkodzeniu kasku. To była chwila nieuwagi, która jednak nie pozostawiła żadnych złych wspomnień. Rowerzyści zapewniają, że wyprawa przebiegła bezproblemowo i pod każdym względem była udana.
Na podróżnikach największe wrażenie zrobił wąwóz Val d’ Uina.
- Kiedy wjechaliśmy w głąb doliny, na końcu zobaczyliśmy skały. Wydawało się, że to "ślepa uliczka", ale po chwili można było dostrzec poruszające się punkty na półce skalnej - relacjonuje pan Piotr. - To byli ludzie, którzy przemierzali wąską wykutą w skale ścieżkę nad kilkusetmetrową przepaścią. Wyglądała jak sznurówka. Niesamowite wrażenie. Zwłaszcza, kiedy i my na nią weszliśmy. Tutaj dał się we znaki lęk wysokości Bodka.
Spotykali samych przyjaznych i sympatycznych ludzi. Szczególnie dało się to odczuć we Włoszech. Jako Polacy mieli u miejscowych przywileje. Ci stale wspominali i opowiadali o wizytach papieża Jana Pawła II w tych rejonach.
Panowie w podróż wyruszyli z misją. Patronat nad nią objęło miasto, więc ich zadaniem było je promować. Logo na koszulkach, ale także rozmowy i rozdawanie ulotek. Na trasie szczecinianie spotkali trzech młodych Polaków z Łodzi, którzy na rowerach kierowali się do Francji.
- Oczywiście dostali od nas zaproszenie do Szczecina, namawialiśmy ich także do wzięcia udziału w Gryfińskim Festiwalu Miejsc i Podróży -Włóczykij - mówi Bogusław Macal. - Logo miasta zostawialiśmy na wszystkich tablicach informacyjnych na trasie, w hotelach, obok mapek, ulotek sklepów rowerowych. Rozmawialiśmy z mieszkańcami i turystami.
Jakieś minusy? Ból mięśni i ogólne zmęczenie.
- To był szczyt fizycznych możliwości. Osiągnęliśmy go jednak i nie przeraziło nas to
- już myślimy o kolejnej wyprawie - dodaje z uśmiechem pan Piotr. - Pewnie już nie w tym roku, ale w następnym - czemu nie. Chcielibyśmy stopniowo podnosić poprzeczkę i znów przeżyć tak rewelacyjną przygodę.
Rowery po powrocie przeszły już serwis. Panowie byli już nawet na przejażdżce w Puszczy Wkrzańśkiej. Do wymiany są klocki hamulcowe i klika drobiazgów, ale jak na taką wyprawę to naprawdę niewiele. Nie chcą przyznać się z osobna, ale zapewniają, że razem podczas wyprawy w sumie zrzucili 7 kilogramów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?