- Trener Andrzej Miązek mówi, że jest pan bardzo wyrywnym bramkarzem...
- To prawda. W bramce nie potrafię ustać w miejscu. Cały czas ciągnie mnie do przodu (śmiech). W sytuacji, gdy jestem sam na sam z piłkarzem przeciwnej drużyny zawsze lecę na wariata do przodu. Wychodzę z założenia, że albo zawodnik trafi piłką we mnie, albo będzie bramka.
- No i tak było w pamiętnym meczu z Kościerzyną. Skończyło się poważną kontuzją...
- No tak, ale to był przypadek. Była mokra i śliska murawa. Wyszedłem do przodu. Ich piłkarz prawdopodobnie widział już, że nie uda mu się kopnąć piłki do bramki, to chciał ją chociaż odbić tak, żebym jej nie złapał. Obaj poślizgnęliśmy się na murawie.
Widziałem, jak zawodnik Kościerzyny dosłownie jechał wprost na mnie. Miał wyprostowaną nogę i trafił nią prosto w moją. Bardzo przeżył tę kontuzję.
Odwiedzał mnie w szpitalu, przepraszał. Mówił, że przez dwie noce nie mógł spać przez to, co wydarzyło się na boisku. Zresztą sam też niedawno był kontuzjowany. Ale ja nie mam do niego pretensji. Wiem, że nie dało się tego uniknąć. Obaj graliśmy. Ja broniłem bramki przed strzałem, a on chciał wbić gola. To normalne.
Złamanie było okropne. Lekarz w szpitalu był zaskoczony, że stało się to podczas meczu. Jak powiedział, tak poważne złamania to mają poszkodowani w wypadkach drogowych, a nie piłkarze.
- Wiem, że zaraz po kontuzji był pomysł, aby przewieźć Cię do szpitala w Szczecinie. Ostatecznie jednak zostałeś w Kościerzynie...
- Rzeczywiście był taki pomysł. Jednak po rozmowie z lekarzami, zrezygnowano z tego. I dobrze się stało, bo podróż tylko pogorszyłaby mój stan. Jeszcze tego samego dnia wieczorem miałem rozcinaną nogę, bo zrobił mi się wielki krwiak i krew nie dochodziła do stopy.
- Czyli przysłowiowe szczęście w nieszczęściu?
- Dokładnie. W Kościerzynie mają wspaniały szpital. Chirurgia jest tam na siódmym miejsce w Polsce. Miałem superlekarzy i pielęgniarki. Złego słowa na nich nie mogę powiedzieć.
- Podczas pierwszego meczu Floty po twojej kontuzji, kibice zbierali dla ciebie pieniądze. Ile ich zebrali?
- Dokładnie 530 złotych. Byłem bardzo, bardzo zaskoczony, gdy mi je wręczyli. Oczywiście mile. Zupełnie się tego nie spodziewałem. Tym bardziej, że nikt tych ludzi nie zmuszał. Zrobili to sami, z własnej woli.
- Przyznam, że jestem trochę zaskoczona, bo myślałam, że będziesz miał nogę w gipsie....
- Nie, nie. Mam za to potężny gwóźdź w kości, który ją zespala.
- Kiedy zaczynasz rehabilitację?
- Na początku tygodnia był u mnie nasz prezes klubu i lekarz. Powiedzieli, że po tygodniu od zdjęcia szwów, zacznę rehabilitację. Szwów już nie mam, więc myślę, że lada dzień zacznę chodzić do "Rusałki". Mam mieć wodne masaże, jakieś lasery. Nie znam się na tym (śmiech).
- Kiedy zobaczymy cię znowu w bramce Floty?
- Trudno w tej chwili powiedzieć, ale myślę, że nie prędzej niż w jesiennej rundzie. Wszystko oczywiście zależy od tego, jak będzie się goiła ta noga. Mam jednak nadzieję, że już w czerwcu będę mógł rozpocząć normalne treningi.
- W końcówce jesiennej rundy, bardzo dobrze zastąpił cię Rafał Sitko...
- Zawsze wiedziałem, że Rafał ma talent. Dobry jest.
- Będziesz chodził na mecze Floty w wiosennej rundzie?
- Pewnie! Nawet zamierzam jeździć z chłopakami na spotkania wyjazdowe.
- Czy ta kontuzja czegoś cię nauczyła? Czy po powrocie nie będzie już taki wyrywny?
- Czy ja wiem... Jakąś nauczkę pewnie dostałem, ale czy się tak zaraz zmienię? Myślę, że nie. Taką już mam naturę i tyle. Nie potrafię odpuścić, gdy jestem w sytuacji sam na sam z piłkarzem i na pewno nie będę tego robił w obawie przed kolejną kontuzją. To mogę kibicom i kolegom obiecać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?