Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Wor w zakonie" skończył na ulicy. 25 lat temu wykonano wyrok na Białorusinie Wiktorze Fiszmanie

Michał Elmerych
Michał Elmerych
Ćwierć wieku temu, w centrum Szczecina, na ulicy Malczewskiego ciszę przeszyły wystrzały z karabinu maszynowego. Chwilę po nich na ziemię osunął się młody, trzydziestokilkuletni mężczyzna, Wiktor Fiszman. Zabójca wykonał wyrok. Pierwszy tak spektakularny w historii szczecińskiej przestępczości.

Styczniowy dzień w Szczecinie 25 lat temu był chłodny. Księżyc pojawił się na niebie około 16. Był prawie w pełni. Materiały policyjne milczą, czy Fiszman zwrócił na to uwagę. Mógł czuć się pewnie ćwicząc w środowe popołudnie na siłowni „Stali Stocznia”.
Po treningu wsiadł do swojego mercedesa i pojechał do domu. Zaparkował na strzeżonym parkingu przy ulicy Malczewskiego. Tam dopadł go zabójca. Zdzisław Ł. oddał sześć strzałów.

„Kiedy pierwsza kula minęła serce ofiary, a Fiszman zaczął w panice uciekać, Zdzicho zachował zimną krew. Nie pobiegł za nim, tylko spokojnie mierzył i konsekwentnie dziurawił oddalający się cel” - opisują egzekucję autorzy portalu przestepczosc.pl.

Rezydent ze Wschodu

Dla policji Wiktor Fiszman to rezydent białoruskiej mafii w Polsce. Tak funkcjonariusze umiejscowili go na gangsterskiej mapie. O takich jak on na Wschodzie mówi się „wor w zakonie” czyli człowiek wtajemniczony i przestrzegający wszystkich reguł przestępczego świata.

Wiadomo o nim tyle, że w Polsce pojawił się na początku lat 90. Po tym jak zbiegł, gdy sąd w Mińsku skazał go na więzienie. Od 1993 roku mieszkał w Szczecinie. Jego nazwisko pojawia się w sprawie zabójstwa dwóch osób ze wschodu, ale Fiszmanowi niczego nie udowodniono.

W Szczecinie, jak wynika z doniesień prasowych i ustaleń śledczych, zajął się przede wszystkim swoimi rodakami, którzy próbowali na Pomorzu Zachodnim robić interesy. Ściągał haracze, ale też pomagał kiedy było trzeba. Powoli zaczął wnikać w świat szczecińskich gangsterów. Zajął się przemytem na wschód kradzionych samochodów i na początku ściśle współpracował z grupą „Oczki”. Był łącznikiem między nim a przestępcami z byłego ZSRS. Do czasu. Nie minęły nawet trzy lata, jak Fiszman zaczął się rozpychać na szczecińskim rynku.

„Fiszman, białoruski Żyd, był bardzo ruchliwy. Fajny chłopak, muszę przyznać, świetnie się z nim roz¬mawiało. Bardzo wysportowany, sprawny, doskonale umiejący się bić. Słowem, komandos. Jeśli dodać do tego imponujący intelektualnie - śmiej się - to był naprawdę łebski gość - dostajemy obraz typowego faceta z radzieckich służb. Często ze sobą rozmawialiśmy po rosyjsku. To nas zbliżało dodatkowo.” - opisuje w rozmowie z Arturem Górskim w książce „Masa o kilerach polskiej mafii” niejaki „Caro”.
Człowiek zajmujący się wówczas hazardem. Blisko współpracujący z gangsterami ze Szczecina.

„Oczko” i jego ludzie nie podzielali fascynacji „Caro” Fiszmanem.

25 lat bez wyroku

Do ostatecznego rozwiązania kwestii Fiszmana namawiać miał przede wszystkim Sylwester O. jeden z najbliższych współpracowników „Oczki”. „Sylwek” był określany nawet jako zastępca Marka Medveska. Fiszman zginął w 1997 roku, tymczasem jego zabójca wyroku w tej sprawie nie usłyszał do dziś. Oskarżany o dokonanie tego czynu Zdzisław Ł. egzekutor z grupy Janusza T. „Krakowiaka” wpadł dwa lata po zabójstwie.

18 stycznia 1999 roku podczas policyjnej obławy. Prokuratura postawiła mu zarzut czterech zabójstw. Dotychczas prawomocnie skazany został za jedno i to nie za to ze Szczecina. W 2016 roku w głównym procesie grupy „Krakowiaka” Zdzisław Ł. został skazany na dożywocie, jednak sąd odwoławczy trzy lata później uznał, że Ł. jest winnym zabójstwa w Przemyślu, a sprawę zamordowania Wiktora F. w Szczecinie skierował do ponownego rozpoznania.

Wyrok więzienia za udział przy zlecaniu zabójstwa dostał jedynie Sylwester O.

Sąd w Katowicach z kolei uznawał winę „Oczki” i „Krakowiaka” skazując „Oczkę” na 25 lat więzienia. Jednak katowicki sąd apelacyjny również w tej sprawie znalazł powody do tego, by wyrok jaki zapadł unieważnić i polecić ponowne rozpatrzenie tej sprawy. Tak stało się pięć lat temu.

Dziad był domniemanym szefem mafii wołomińskiej. Milionów, jak sam przyznał, dorobił się na handlu spirytusem. Pożyczał też pieniądze. Podobno, za długi, przejął pałac pod Warszawą. Ogromny dom kiedyś był oazą luksusu, dziś jest ruiną.Szczegóły zobacz zdjęcia na kolejnych slajdach

Willa Dziada z Wołomina wciąż na sprzedaż. Zobacz rezydencję...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński