Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wilczyce stać na jeszcze lepszą grę

Anna Pasztor
Krzysztof Koziorowicz.
Krzysztof Koziorowicz. Andrzej Szkocki
- Pomimo że jest to pierwszy sezon, to uważamy, że jesteśmy w stanie powalczyć o Ekstraligę, choć o każde zwycięstwo będzie bardzo trudno - twierdzi szkoleniowiec szczecińskich Wilczyc, Krzysztof Koziorowicz.

- Ma pan bogatą przeszłość zawodową - trenował pan zespoły w Ekstralidze, Eurolidze oraz żeńską reprezentację Polski. Czym się różni to wszystko od trenowanie w I lidze?

- Na pewno wygląda to trochę inaczej. W Ekstralidze, z zespołami, z którymi miałem przyjemność pracować, występującymi również w Eurolidze, wszystko dostosowuje się do natężenia gier. W środę odbywały się spotkania euroligowe, a w sobotę lub niedzielę ekstraligowe. Łatwiej na pewno jest też wkomponować pojedyncze zawodniczki w taki zespół(występowały w nim koszykarki z czołówki WNBA, Europy, czy najlepsze koszykarki Polski). A w tamtym okresie najlepsze koszykarki Polski - Małgosia Dydek i Agnieszka Bibrzycka - liczyły się w Europie - uznane zostały najlepszymi koszykarkami Starego Kontynentu, grały także w WNBA. To był zupełnie inny zestaw zawodniczek, ale koszykówka była i jest taka sama. W I lidze więcej czasu poświęcamy pracy nad fundamentami, zasadami oraz edukacją. Staramy się ujednolicić i usystematyzować naszą grę zarówno w obronie, jak i w ataku. Ciągle ją doskonalimy, żeby osiągnąć automatyzm. W pierwszej kolejności liczą się fundamenty i zasady, potem finezja oraz artyzm.

- Podczas oficjalnej prezentacji zespołu w październiku mówił pan, że nie jest w stanie ocenić jeszcze siły I ligi. Co więcej można powiedzieć teraz, po rundzie zasadniczej?

- Na pewno można powiedzieć więcej. Zespoły, które są w czołówce I ligi, to ekipy, które grają ze sobą już po 2, 3 czy 4 lata. Dzięki temu drużyny te są zgrane, poukładane według jednolitej filozofii. Wilczyce to zupełnie nowy zespół z dużymi możliwościami. Potrzeba czasu na to, żeby nasza gra była stabilna, a jednocześnie skuteczna i atrakcyjna. Z oceny trenerów, którzy uczestniczą w tym systemie rozgrywek kilka lat, poziom I ligi w tym sezonie jest znacznie wyższy, niż kiedykolwiek. Na pewno nie jest to jeszcze poziom ekstraligowy, ale wydaje mi się , że praca w klubach pierwszoligowych idzie w dobrym kierunku i coraz więcej młodych dziewczyn prezentuje dobry poziom sportowy i solidną edukację.

- Jak ocenia pan postawę swoich zawodniczek w pierwszej rundzie?

- Sam wynik jest dobry i to nie ulega wątpliwości. Gra - stać nas na lepszą. Są w naszej grze momenty, kiedy dominujemy, są fragmenty dekoncentracji - stąd jak mówi stare porzekadło "łatwo przyszło, łatwo poszło". Takie też jest piękno koszykówki. Dzieje się tak na każdym poziomie - w Eurolidze, czy w NBA - chwila dekoncentracji i w ciągu 2-3 minut zespół traci kilkanaście punktów. W postawie moich dziewczyn cieszy mnie przede wszystkim wielka ambicja i zaangażowanie w pracy, wiara w sens tego, co wykonujemy. Większość to młode osoby z marzeniami, z ambicjami, które są przy tym mądrymi i sympatycznymi postaciami. Bardzo je lubię, bo same dają się lubić. A to jest bardzo ważny element współpracy. Naprawdę, z przyjemnością przychodzę na zajęcia z moim zespołem. Chciałbym, żeby osiągnęły satysfakcję z tego, co robią, zrealizowały swoje marzenia, bo na to zasługują. Ponadto jest to zespół ludzi, który - poza Magdą Radwan - jeszcze nie do końca się zrealizował.

- W środku sezonu do drużyny dołączyły nowe zawodniczki. Najpierw przyszła Magdalena Radwan, później Aneta Kotnis i Joanna Kędzia. Co te wzmocnienia dały zespołowi?

- Koszykówka to dynamiczna, szybka gra. Akcje po szybkim ataku są najpiękniejsze, ale trzeba też grać koszykówkę poukładaną, wyrafinowaną i taki spokój daje nam właśnie Magda Radwan. Wysokie, czyli Asia Kędzia i Aneta Kotnis, powinny zabezpieczyć strefę podkoszową. Obie zawodniczki potrzebują jeszcze czasu, żeby się wkomponować w zespół, poczuć naszą grę, poznać naszą filozofię obrony.

- W pierwszej rundzie Wilczyce przyzwyczaiły kibiców do nerwowych końcówek. Skąd ten brak stabilizacji gry i niejednokrotne rozstrzyganie losów spotkania w jego ostatnich minutach?

- Pojawia się w naszej grze brak konsekwencji. Jeśli gramy rozsądnie, zgodnie z założeniami - o czym dziewczyny same się już niejednokrotnie przekonały - to dominujemy. Musimy przez całe spotkania utrzymać odpowiednią koncentrację, odpowiedzialność za swoje decyzje, umiejętność selekcji rzutowej. Jednocześnie muszę stwierdzić, że w sytuacjach skrajnych, kiedy po wyraźnym prowadzeniu przeciwnik nas dochodzi, potrafimy w większości przypadków wyjść obronną ręką. To jest ważna, pozytywna cecha zespołu.

- Motyw strefy w obronie wielokrotnie się pojawia. Czy gra przeciwko strefie to problem zespołu?

- Były spotkania, w których bywało różnie z rozbiciem strefy, ale były też takie, gdzie nie stanowiło to dla zespołu żadnego problemu. Każda zmiana systemu obrony, szczególnie w początkowej fazie, powoduje zachwianie gry w ataku. Podobnie jest w przypadku obrony strefowej. Gra przeciwko strefie wymaga szczególnej konsekwencji, selekcji rzutowej. Najlepsze antidotum na ten sposób obrony to szybki atak. Zdecydowanie musimy popracować nad tymi elementami gry.

- Teraz Wilczyce zagrają w grupie C, do której awansowało osiem najlepszych zespołów ligi. Jakie wnioski należy wyciągnąć przed kolejną fazą rozgrywek?

- Wszystkie zespoły, które weszły do ósemki grają ze sobą dłuższy czas, a my właściwie cztery miesiące. Wydaje mi się, że czas pracuje na naszą korzyść. Ciężka praca nad elementami, które są niezbędne w skutecznej grze w koszykówkę, powinna zaprocentować. Determinacja, konsekwencja w realizacji założeń w pracy i w zawodach ligowych to recepta na dobry wynik sportowy.

- Zespół poznał już rywalki i wiemy, że w kolejnej rundzie zagra z Łomiankami, Ostrowem, Warszawą i Siedlcami. Co może pan powiedzieć o tych drużynach?

- Nasze rywalki znam tylko z płyt DVD .Wymienione zespoły grają dobrą, poukładaną koszykówkę. Nacisk stawiają, jak większość zespołów pierwszoligowych, na wtórny szybki atak. Przeniesienie piłki z pola obrony do pola ataku odbywa się bardzo szybko i jest dominującym elementem gry w ataku. Naszym zadaniem będzie grać rozsądnie, rozważnie. Nie możemy grać tak jak przeciwniczki, czyli one szybko, a my jeszcze szybciej. Jednocześnie nie możemy też zaniechać gry szybkim atakiem.

- Jaki jest główny cel przed kolejną rundą?

- Przede wszystkim najpierw awans do czwórki, która później będzie grała w play off. Staram się, jeżeli jest tylko możliwość, zawsze walczyć o sensowne cele, czyli o mistrzostwo Polski, czołowe lokaty w Eurolidze. Pomimo że jest to pierwszy sezon, to uważamy, że jesteśmy w stanie powalczyć o Ekstraligę, choć o każde zwycięstwo będzie bardzo trudno. Jednak, gdy widzę coraz większą pewność w grze swoich dziewczyn, tak naprawdę po cichu, liczę na awans. Nie jesteśmy faworytami, ale gdy jakakolwiek szansa się nadarza, to trzeba próbować i chciałbym, żeby nam się udało. Dlaczego czekać, jeśli mogłoby to się udać już w tym roku?

- A jak oceniłby pan obecną siłę Ekstraligi?

- Mocno się to zmieniło, choćby ilościowo. Teraz są kluby dominujące: Wisła Kraków, CCC Polkowice i Artego Bydgoszcz. Do tego dołączyłbym jeszcze równo grający zespół z Torunia (Energa Toruń). Potem jest grupa zespołów "średnich", takich jak PWSZ Gorzów, Lider Pruszków, Centrum Wzgórze Gdynia, które będą biły się o kolejne miejsca. Ostatnie trzy zespoły: AZS Rzeszów, Widzew Łódź i PTK Pabianice - w ich przypadku ta kolejność na pozycjach 8-10 się nie zmieni.

- W przeszłości trenował pan także reprezentację Polski kobiet. Jak oceniłby pan siłę naszych narodowych koszykarek?

- Trudno jest osiągnąć w tej chwili sukces z polską reprezentacją kobiet. Wiąże się to z różnymi przyczynami. Widać to choćby w Ekstralidze - są dominujące trzy zespoły, o których sile decydują zawodniczki zagraniczne. Pozostałe ekipy wyraźnie odstają. Poza tym nasza dyscyplina cierpi na brak naboru robionego szerokim frontem - potrzeba sukcesu, który bardziej spopularyzowałby koszykówkę żeńską. Myślę, że w niedalekiej przyszłości, przy zmianie pokoleniowej, jest szansa, żeby reprezentacja ruszyła z większym impetem. Sukces reprezentacji to motor napędowy dla dyscypliny. Dzięki temu zyska całe środowisko koszykówki.

- Zatem jak daleko nam do czołówki?

- Nie jest to aż taka wielka przepaść, ale w najbliższym czasie na czołowe lokaty w ważnych imprezach trudno nam będzie liczyć. Bardzo bym chciał i życzę reprezentacji samych sukcesów. Każdy dobry wynik reprezentacji to promocja w najlepszym wydaniu dla koszykówki.

- Jaka perspektywa czeka polską koszykówkę kobiet?

- Przede wszystkim teraz mamy jeszcze szansę awansować do mistrzostw Europy i byłoby dobrze ją wykorzystać, bo nieobecni nie mają głosu. Pojawiłaby się szansa, by perspektywiczne dziewczyny, które będą decydować o sile kadry w niedalekiej przyszłości, mogły na tych mistrzostwach zagrać z najlepszymi.

- Czy którąś ze swoich podopiecznych widziałby Pan w reprezentacji?

- Nie chciałbym wymieniać nazwisk i nigdy tego nie robię, bo wszystkie zawodniczki ciężko pracują i tworzą zespół. Na dziś jest to na pewno daleka droga, ale w przyszłości być może - i oby tak się stało. Miałbym z tego powodu wielką satysfakcję.

Sylwetka

Krzysztof Koziorowicz - ur. 24 marca 1957 roku w Choszcznie. Trener koszykówki, który prowadził męskie zespoły takie jak: Spójnia Stargard Szczeciński, Prokom Trefl Sopot i SKK Szczecin oraz kobiece drużyny: Lotos Gdynia (z tym zespołem zdobył wicemistrzostwo Euroligi w 2002 i 2004 roku) oraz CCC Polkowice (wicemistrzostwo Polski i awans do Euroligi). W latach 2006-2009 był selekcjonerem polskiej reprezentacji kobiet. W tym sezonie trenuje żeński zespół King Wilków Morskich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński