Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiktor Mazurek po zwolnieniu z Pogoni: Dostałem obuchem w głowę

Maurycy Brzykcy
- Zamiast kontynuowania mojej pracy postanowiono zamiatać podwórko w trochę inną stronę - mówi trener Wiktor Mazurek (pierwszy z prawej).
- Zamiast kontynuowania mojej pracy postanowiono zamiatać podwórko w trochę inną stronę - mówi trener Wiktor Mazurek (pierwszy z prawej). Fot. Marcin Bielecki
Wiktor Mazurek, niedawno zwolniony drugi trener Pogoni Szczecin, mówi o kulisach tej decyzji.

Zdaniem prezesa

Zdaniem prezesa

Artur Kałużny, szef Pogoni Szczecin
- Absolutnie trenerowi Mazurkowi nie mamy nic do zarzucenia, ze swoich obowiązków wywiązywał się
bardzo dobrze. W szatni Pogoni potrzebna była zmiana. Trzeba było ją trochę przewietrzyć. Dlatego
zatrudniliśmy do pomocy Macieja Stolarczyka, który
wywiązuje się ze swoich obowiązków należycie.
Niestety w branży, jaką jest piłka, zmiany są czasami
konieczne.

- Czy decyzja o rozstaniu z Pogonią wyszła od pana, czy z klubu?

- Oczywiście, że z klubu. Ja miałem ważny kontrakt z Pogonią do końca czerwca, czyli do momentu zakończenia rozgrywek I ligi. Wiadomość o zwolnieniu była dla mnie bardzo dużym zaskoczeniem. Tak trochę, jak bym dostał obuchem w głowę. Zaskoczenie było tym większe, że przecież z nikim nie miałem konfliktu, skarg na mnie raczej również nie było, z zawodnikami miałem świetny kontakt, można powiedzieć, że wręcz wzorowy. Prezesi zadzwonili do mnie w poniedziałek. Byłem przygotowany na rozmowę o zespole, o wynikach i postępach, o planach drużyny, czyli o rzeczach czysto sportowych. A tymczasem dostałem na twarz zdanie: "już pan tu nie pracuje". Zamiast kontynuowania mojej pracy postanowiono zamiatać podwórko w trochę inną stronę.

- Ma pan żal do prezesów o taką formę zwolnienia?

- Tak, nawet duży. Ja z panami prezesami to rozmawiałem dwukrotnie, kiedy mnie zatrudniali i kiedy zwalniali. Przez cały ten czas nie spotykali się ze mną, nie rozmawiali. Może nie mieli o czym. Ale nawet po zwycięstwach normalną rzeczą jest, że władze klubu zamienią choć kilka słów z nami jako sztabem. Cieszą się razem z nami. A tutaj nie zawsze się tak działo. Taka sytuacja jest nie tyle dziwna, co smutna.

- Zatrudnienie Macieja Stolarczyka jako drugiego asystenta trenera Piotra Mandrysza mogło już dać panu trochę do myślenia.

- Rzeczywiście, myśl, że może on być szykowany na moje miejsce przemknęła mi przez głowę. Ale z drugiej strony współpraca z Maćkiem również układała mi się dobrze. Nie było żadnego konfliktu odnośnie podziału obowiązków. Poza tym jestem człowiekiem ugodowym, więc we wszystkim można było osiągnąć kompromis.

- Jak zareagował na wiadomość o pana zwolnieniu trener Mandrysz?

- Był równie mocno zaskoczony. Współpracuję z nim od lat, więc wiem, że jego ta decyzja również zabolała. Z kolei bardzo miło zrobiło mi się, kiedy żegnałem się z piłkarzami. Traktuję każdego z nich niemal jak członka rodziny i mam nadzieję, że oni również tak mnie odbierają. Zapraszali mnie na każde spotkanie Pogoni, bym nie tylko obserwował je z trybun, ale był z nimi także w szatni. Niestety, raczej nie będzie to możliwe.

- Czego według pana brakuje piłkarzom Pogoni, by grać tak dobrze jak w rundzie jesiennej?

- Moim zdaniem problemem jest wkomponowanie do składu nowych zawodników. Kilku ich wiosną dołączyło przecież do Pogoni i są to ważni piłkarze. Czasami wydaje się, że wszystko z boku wygląda dobrze, skład na papierze prezentuje się okazale. Jednak w meczu dana konfiguracja piłkarzy nie zawsze funkcjonuje tak, jak powinna. Wracając do obecnej sytuacji Pogoni, myślę, że ten zespół potrzebuje czasu. Nie tylko na zgranie się nowych graczy na boisku, ale również dopasowanie ich do drużyny pod względem psychicznym.

- Czy Pogoń stać na awans, bądź zdobycie Pucharu Polski?

- Matematycznie awans do ekstraklasy nadal jest możliwy. Co prawda szanse na niego zmniejszyły się, Widzew Łódź "odjechał" naszemu zespołowi strasznie, ale drugie miejsce nadal jest w zasięgu. Co do Pucharu Polski, to do jego zdobycia pozostały dwa mecze. Myślę, że z Ruchem sobie poradzimy, bo obserwowałem jego mecze z Legią w ćwierćfinale. Mam nadzieję, że w pojedynku z "niebieskimi" doping kibiców skupi się tylko na meczu, a nie na obrażaniu innych fanów, czy PZPN.

- Czym się pan teraz będzie zajmował?

- Na pewno zostanę przy sporcie, w domu raczej nie usiedzę (śmiech). Jestem dobrej myśli i mam nadzieję, że jacyś włodarze zainteresują się jeszcze moimi usługami. Celuję wysoko, bo interesuje mnie praca od II ligi wzwyż. Nie twierdzę jednak, że nie pochylę się nad ofertą np. z dobrego klubu z III ligi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński