Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielka premiera w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. "Wracaj" Przemysława Pilarskiego już w piątek [ROZMOWA]

Agata Maksymiuk
Katarzyna Chmura-Cegiełkowska
Przemysław Pilarski, autor dramatu „Wracaj” wrzuca swoich odbiorców w „nie-czas nie-rzeczywistości”, dotykając przemilczanych w Polsce wątków zagłady Żydów. W swojej opowieści zostawia tropy, słowa klucze do rozwikłania sennej zagadki. Utwór w reżyserii Anny Augustynowicz pojawi się na deskach Teatru Współczesnego w Szczecinie już 26 kwietnia. Przed premierą rozmawiamy z autorem dramatu.

Swoim tekstem zawiesza Pan poprzeczkę bardzo wysoko, zarówno przed osobami realizującymi sztukę, jak i przed odbiorcami, którzy zasiądą na widowni teatru. Wymaga tego ranga poruszanych tematów, czy prościej tej historii opowiedzieć nie można?

- Pewnie można, ale po co? Żeby było łatwiej? A dlaczego ma być łatwiej? I jakie miałyby być tego efekty? Mile spędzony czas w teatrze, potem spać i rano już nic nie pamiętamy, poza tym, że „ogólnie się podobało”, albo i to nie? Spektakl, który wymaga od widza pracy polegającej na dekodowaniu znaczeń, zostaje z nami na dłużej. Treści wnikają w nas bardziej. Nie przelatują, bo przelecieć nie mogą. Najpierw muszą zostać odczytane. We „Wracaj” ukrytych jest mnóstwo tropów wymagających od odbiorców uważności. To gęsty tekst, a inscenizacja z tej gęstości bynajmniej nie rezygnuje. Wierzę w inteligencję oraz empatię widzów, nie mówiąc już o niepodważalnych kompetencjach reżyserskich Anny Augustynowicz. Jeśli mogę coś doradzić, to polecam wsłuchiwać się w każde słowo, a potem te słowa, zdania, sytuacje prześwietlać, oglądać, badać, wyciągać z nich schowane treści.

Z jednej strony chciałoby się powiedzieć, że „Wracaj” jest kolejnym tekstem o Zagładzie i pamięci, ale z drugiej strony dotyka Pan w nim kwestii żydowskich, wojny i tożsamości narodowej pod zupełnie innym kątem. Skąd potrzeba przepracowania tych tematów na nowo?

- Ten temat nie został jeszcze w Polsce przepracowany, zwłaszcza wątek, którego dotykam we „Wracaj”. Żydzi ocaleni z Holocaustu wracali do domów. Okazywało się bardzo często, że mieszkają w nich ich polscy sąsiedzi, którzy ani myślą się wyprowadzić. Z tego rodziły się prześladowania, morderstwa, pogromy... Te sprawy ciągle są nierozliczone, a przypominanie o nich wywołuje na prawicy ataki histerii. Poza tym, nie wyobrażam sobie, że można będzie kiedyś postawić kropkę przy temacie Zagłady i powiedzieć, że już wszystko zostało powiedziane na ten temat. Współczesna polska tożsamość narodowa, o której Pani wspomina, ufundowana przecież została na ogromnej dziurze po zamordowanych milionach przedwojennych współobywateli. Istotnym, choć rzecz jasna niejedynym elementem naszej tożsamości jest ziejąca pustka.

Zacznijmy więc od początku. Wydarzenia mają miejsce w „Radomiu, czyli w Polsce”. Dlaczego akurat w Radomiu? Jakie znaczenie ma to miejsce?

- Jedną z kluczowych inspiracji dla powstania tekstu była książka Łukasza Krzyżanowskiego „Dom którego nie było. Powroty ocalałych do powojennego miasta”, która opowiada o Radomiu właśnie. Radom jest jednak tylko metaforą, bo trudno mówić tylko o jednym mieście w kontekście spraw, które przeorały na zawsze całe społeczeństwo.

Istotną rolę pełni tu również czas, a w zasadzie „nie-czas”. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość mieszają się ze sobą. Zabieg miał na celu zwiększenie pojemności dramatu, wprowadzenie większej liczby bohaterów i wątków czy jedynie zaprowadzenie onirycznej struktury, w której wszystko może się zdarzyć?

- „Nie-czas” i „nie-rzeczywistość” stykają się we „Wracaj”, no bo w jakich kategoriach mówić o pamięci, o tożsamości? One trwają nieprzerwanie. Są abstrakcyjne i boleśnie doświadczane jednocześnie.

Sięgnął Pan również po słynny cytat Lyncha z „Twin Peaks”: We are like the dreamer who dreams, and then lives inside the dream. But who is the dreamer? Jakie znaczenie mają te słowa dla całej sztuki?

- Można to traktować jako podpowiedź dla czytelnika dramatu, bo widz spektaklu z tym cytatem się nie zetknie, ale też nie musi, gdyż owa oniryczność zostanie mu zwizualizowana. Nie chcę narzucać interpretacji, ale można sobie wyobrazić, że przestrzeń, w jakiej rozgrywa się akcja, jest przestrzenią spotkania się snów wszystkich bohaterów.

Dochodzimy również do głównego bohatera - Bobbiego Kleksa, który z jednej strony nasuwa na myśl Boba Dylana za młodu, z drugiej strony wpada w stylistykę mickiewiczowego Gustawa - Konrada. Na pierwszy rzut oka trudno określić tę postać czy ma zaprowadzić ład i porządek czy przeciwnie?

- Przyszedł do swojego domu, ale okazało się, że ktoś tam mieszka. W tym kontekście wprowadza raczej nieporządek do powojennego status quo. Jest wyrzutem sumienia. Ale czy chciałby nim być? Podejrzewam, że chciałby mieć po prostu spokój. Trudno jednak zachować spokój, kiedy rzeczywistość się rozpada.

A co z jego nazwiskiem? Chcąc nie chcąc słysząc Kleks, myśli się „Akademia Pana Kleksa”.

- Kleksem nazywamy plamę z atramentu, a swego czasu nazywano ją też „żydem”, czego ślad można znaleźć choćby w „Zemście” Fredry.

Każda z postaci dramatu jest inna, ale łączy je posiadanie pewnych defektów, braków. Czy różnorodność bohaterów - Bobby, Gombrowicz, Esterka, Leśne dziadki, Matka, Córka, Syn… sprawia, że wspólnie się uzupełniają? Skąd w ogóle dobór takich bohaterów?

- Oni nigdy się nie uzupełnią, ponieważ przyciągają się i odpychają jednocześnie. Ponadto definiuje ich defekt, brak. Wypełnienie tego braku oznaczałoby dla nich zaprzestanie bycia sobą. Bohaterowie mają różne źródła, ale myślę, że to nie jest aż takie istotne, skąd kto się wziął we śnie. Ważniejsze jest, co on w tym śnie znaczy.

A czy wątki rodzinne uzupełniają tu wątki historyczne?

- Nie sposób, żeby było inaczej. Historia nie jest czymś oderwanym od naszej codzienności. Każdy przeżywany przez nas dzień za moment stanie się historią.

Tak jak wspomniałam na początku, sztuka nie należy do najprostszych, ale zdaje się, że nie będzie to aż tak patetyczna i smutna opowieść..? Zostawił Pan tam nieco humoru.

- We „Wracaj” jest bardzo dużo humoru! Lubię pisać w komediowy sposób o sprawach poważnych. Można to uznać za podawanie trudnych tematów w przystępnej formie, ale w wypadku „Wracaj” bliższa mi jest inna interpretacja: zaburzenie arystotelesowskiej zasady odpowiedniości stylu wywołuje w odbiorcy niepokój. Ten skłania do refleksji, bo przecież w sytuacjach nieoczywistych bardzo chcemy zrozumieć, o co chodzi.


PRZEMYSŁAW PILARSKI
. Dramatopisarz, scenarzysta, dramaturg. Laureat m.in. Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej za sztukę „Wracaj” (2018), zwycięzca IX edycji konkursu Metafory Rzeczywistości ze sztuką „Reality shows. Kabaret o rzeczach strasznych” (2016). Z autorskimi monologami stand-up comedy występował m.in. w HBO i Comedy Central. Ostatnio wspólnie z seksuologiem Andrzejem Gryżewskim opublikował książki „Jak facet z facetem. Rozmowy o seksualności i związkach gejowskich" (2016) oraz "Sztuka obsługi penisa" (2018). Mieszka w Łodzi.

„Wracaj”
Koprodukcja z Teatrem Powszechnym w Łodzi
Prapremiera:
- 29 marca 2019, Teatr Powszechny w Łodzi, Mała Scena (w ramach XXV Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych)
- 26 kwietnia 2019, Teatr Współczesny w Szczecinie, Malarnia

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński