Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Walczyli do końca

Grzegorz Drążek
Andrzej Molenda (z piłką) rzucił  9 punktów.
Andrzej Molenda (z piłką) rzucił 9 punktów. Marcin Bielecki
Stargardzka Spójnia nie sprostała wczoraj w Częstochowie Sportowcowi, mimo że walczyła o zwycięstwo do ostatniej sekundy.

Sportowiec Częstochowa - Spójnia Stargard 84:76
(18:16, 18:21, 23:17, 25:22)
Stan rywalizacji: 2:0 dla Sportowca.

Sportowiec: Czajkowski 22 (2 razy za 3 pkt), Nogalski 18 (1), Trepka 16, Mrówczyński 9, Szymański 7 (1), Bąk 5, Sośniak 5 (1), Szynkiel 2, Klocek.

Spójnia: Gliszczyński 25 (6), Prus 10 (2), Sudowski 10, Łukomski 9 (2), Molenda 9, Soczewski 9, Pytel 4 (1), Baszak, Szatkowski.

Spójnia zagrała w Częstochowie z Arturem Gliszczyńskim, którego zabrakło w pierwszym meczu tych drużyn. Tydzień temu w Stargardzie rozgrywający nie zagrał, bo nie porozumiał się z prezesem klubu w kwestiach finansowych. Nie tylko on. Z gry w Spójni z tych samych powodów zrezygnował Piotr Nizioł. W środę Gliszczyński wrócił do treningów i pojechał na mecz do Częstochowy. Nizioł natomiast pozostał poza składem. Wczoraj trener Ireneusz Purwiniecki miał za to do dyspozycji kontuzjowanego ostatnio Stanisława Prusa.

Słabsi w zbiórkach

Przed meczem wiadomo było, że tylko wygrana przedłuża nadzieje stargardzian na utrzymanie w I lidze już po pierwszej rundzie play out. Mecz od pierwszych minut był zacięty. Żadnej z drużyn nie udało się zdobyć bezpiecznej przewagi.

- W pierwszej połowie przez dłuższy czas raz jedna drużyna, raz druga prowadziła co najwyżej trzema punktami - mówi Ireneusz Purwiniecki, trener Spójni. - Po przegranej dwoma punktami pierwszej kwarcie, w drugiej to my byliśmy skuteczniejsi. Odzyskaliśmy prowadzenie. Jednak nie powiększaliśmy przewagi, bo pozwoliliśmy rywalowi zrobić pod naszym koszem za dużo zbiórek. W pierwszej połowie Sportowiec miał dwanaście zbiórek w ataku.

Pod koniec drugiej kwarty Spójnia prowadziła 4 punktami. Na główną przerwę schodziła jednak z przewagą tylko punktu. W ostatniej akcji za 3 punkty trafił bowiem Tomasz Nogalski. Zdaniem trenera i zawodników Spójni, ten rzut był jednak po czasie. Sędziowie jednak punkty zaliczyli.

Protesty nic nie dały

W trzeciej kwarcie Sportowiec odzyskał prowadzenie. W pewnym momencie miał 5 punktów przewagi. Ale na początku czwartej kwarty stargardzianie szybko zniwelowali stratę. W Spójni dobre spotkanie rozgrywał Gliszczyński, który rzucił 25 punktów. W 34 min. Spójnia prowadziła 63:60.

Stargardzianie mieli na koniec meczu po raz kolejny pretensje do sędziów. Na 25 sekund przed końcem, przy 2-punktowej przewadze Sportowca, gospodarze mieli piłkę. Musieli oddać rzut w ciągu 4 sekund, bo kończył im się czas na przeprowadzenie akcji. Jak mówi trener Spójni, oddali rzut po 6 sekundach. Kiedy wyrzucili piłkę, na boiskowym zegarze było już bowiem tylko 19 sekund do końca meczu. Protesty Spójni ponownie nic nie dały. A ponieważ po niecelnym rzucie piłkę nadal mieli gospodarze, stargardzianie musieli faulować. Sportowiec wykorzystywał rzuty osobiste i zapewnił sobie drugie zwycięstwo w rywalizacji ze stargardzkim klubem. To oznacza, że drużyna z Częstochowy utrzymała się w I lidze, a Spójnia nadal musi bronić się przed degradacją.

W pojedynku ostatniej szansy stargardzianie zmierzą się ze słabszą drużyną z drugiej pary play out Politechnika Poznań - Tarnovia Tarnowo Podgórne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński