Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wacław Jędrzejewicz - Legionista w kraju kwitnącej wiśni

Mateusz Kosiński
Narodowe Archiwum Cyfrowe
W historii Polski zapisał się jako minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego, prezes Instytutu Józefa Piłsudskiego w Ameryce, uczestnik ewakuacji depozytu Funduszu Obrony Narodowej z Polski przez Rumunię do Francji, czy też autor licznych publikacji historycznych. Równie interesującym momentem w życiu Wacława Jędrzejewicza była służba jako charge d’affaires w poselstwie polskim w Tokio.

Urodził się 28 stycznia 1893 r. w Spiczyńcach, wsi położonej w guberni podolskiej, jako syn Czesława Jędrzejewicza, inżyniera chemika, pracownika cukrowni i Eleonory z domu Buchner. Był najmłodszym dzieckiem w rodzinie - przed nim na świat przyszli Janusz, przyszły premier RP, oraz siostra Maria, pracująca w Oddziale II i MSZ. Wacław, jak wielu przedstawicieli swojego pokolenia, wychowany był w tradycji patriotycznej, w dzieciństwie wielokrotnie mógł się pochwalić bezbłędną recytacją „Reduty Ordona”. To właśnie „Ordon” stał się jego legionowym przydomkiem.

Urodzony konspirator

Rodzina Jędrzejewiczów przeprowadziła się do Warszawy, gdzie Wacław uczęszczał do gimnazjum założonego przez gen. Pawła Chrzanowskiego, w którym językiem wykładowym obok rosyjskiego był także polski. Jego kolegą z klasy był m.in. ksiądz Ignacy Skorupka. W 1912 r. Jędrzejewicz zdał maturę, a rok później rozpoczął studium rolnicze przy wydziale filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Mimo oczekiwań ojca, który zamierzał zakupić majątek ziemski, włościańska przyszłość nie była pisana młodemu Wacławowi. Podczas studiów wstąpił do Związku Młodzieży Polskiej „Zet”, konspiracyjnej organizacji zrzeszającej akademików, a pod koniec 1913 r. do Związku Strzeleckiego, gdzie w czerwcu 1914 r. ukończył szkołę podoficerską. Wybuch I wojny światowej zastał Jędrzejewicza w Warszawie, gdzie po zakończeniu I roku studiów spędzał wakacje. Wraz z Adamem Kocem Jędrzejewicz współtworzył Polską Organizację Wojskową, a od września 1914 r. zakładał Wolną Szkołę Wojskową, która szkoliła młodzież. Jędrzejewicz pełnił w niej rolę zastępcy komendanta. W sierpniu 1915 r. stanął na czele tzw. Batalionu Warszawskiego, który dołączył do I Brygady walczącej na Wołyniu. Jędrzejewicz wziął udział w walkach pod Stawygoroszem, Korminem i Koszyczami. Piłsudski oddelegował go do dalszej pracy w POW – Wacław został komendantem okręgów w Częstochowie i Zagłębiu. Aresztowany przez Niemców w lipcu 1917 r. i skazany na 10 lat więzienia, Jędrzejewicz polityczny wyrok odsiadywał w celi z kryminalistami. Wolność uzyskał dopiero po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. W wolnej Polsce należał do najbliższego kręgu zaufanych Józefa Piłsudskiego, został skierowany do pracy w Oddziale II Sztabu Generalnego, który zajmował się wywiadem i kontrwywiadem. W lipcu 1920 r. podczas wypełniania lotniczej misji wywiadowczej na trasie Lida-Wilno, trafił do niewoli bolszewickiej, z której brawurowo zbiegł przez Litwę do Polski. Uczestniczył w rokowaniach nad traktatem ryskim, później powrócił do Oddziału II zajmując się pracami Referatu Wschód, będącego wywiadem na ZSRR. W 1925 r. został mianowany attaché wojskowym przy Poselstwie Polskim w Tokio.

Uratowany honor

Wysłanie Jędrzejewicza do Japonii było traktowane jako zesłanie, które miało uniemożliwić mu odbycie służby liniowej – elementu, który był niezbędny do dalszego rozwoju kariery wojskowej. Rugowanie oficerów piłsudczyków było przed zamachem majowym dość powszechne. Nieco inaczej podchodził do tego sam zainteresowany, który nie przez przypadek uznawany był za jednego z największych specjalistów od spraw Rosji. Jędrzejewicz doceniał rolę Japonii w geopolitycznej układance świata, szczególnie mając w pamięci nieodległą przecież wojnę tego państwa z carską Rosją, do swojej misji podszedł więc na poważnie. W podróż do Kraju Kwitnącej Wiśni Jędrzejewicz wyruszył drogą morską na statku o nazwie „Chantilly”, który wypływał z Marsylii, a rejs trwał trzy tygodnie. W jego trakcie doszło do pewnej drobnej nieprzyjemności – podczas balu kapitańskiego sala przybrana była flagami przedstawicieli wszystkich obecnych na pokładzie narodów, na skutek niedopatrzenia zabrakło jednak polskiej. Było to obrazą dla oficera w mundurze i z Legią Honorową na piersi. Rezolutny kapitan wyszedł z zamieszania obronną ręką – nakazał odciąć od jednej z flag Francji kolor niebieski. Tym sposobem honor polskiego oficera został uratowany, a bal mógł być kontynuowany. W czasie podróży doszło także do pierwszego zderzenia cywilizacyjnego, wszak tradycyjna kultura Japonii różni się od tej europejskiej w wielu kwestiach. Podczas dłuższego postoju „Chantilly” w porcie w Kobe, Jędrzejewicz wraz z towarzyszami postanowił udać się do tradycyjnej japońskiej herbaciarni. Na skutek nieporozumienia językowego Panowie trafili jednak do restauracji, tam zgodnie z przepisami mieli zdjąć buty. Jeden z nich świecił skarpetami z potężnymi dziurami, co Jędrzejewicz oceniał jako jedną z pierwszych kompromitacji nieokrzesanej Europy wobec finezji i wyrafinowania kultury Wschodu.

Ostrogi nie pomogły

Pracami polskiej ambasady w Japonii kierował Stanisław Patek, adwokat, w przeszłości związany z PPS-em, mason, a zarazem świetny dyplomata potrafiący nawiązywać kontakty międzyludzkie, w przyszłości poseł w Moskwie i ambasador w Waszyngtonie. Gdy Jędrzejewicz przybył do Japonii, cesarzem był Yoshihito, który był powszechnie uznawany za chorego umysłowo, a funkcję regenta pełnił jego syn Hirohito. Jędrzejewicz wspominał pierwsze spotkanie z władcą, podczas którego niemal doszło do dyplomatycznej wpadki. Polski oficer, po pokonaniu wielkiej sali, miał trzykrotnie pokłonić się cesarzowi – po wejściu, na środku i przy samym tronie. Po formalnej rozmowie miał czynność powtórzyć, ale wracając tyłem, będąc cały czas twarzą skierowany w stronę cesarza. Sztuka ta przysporzyła biednemu Jędrzejewiczowi nie lada kłopotu – ubrany w mundur attaché miał na butach ostrogi, a u boku szablę, co spowodowało, że podczas powrotu tyłem, tylko cudem nie wywinął orła. Japońska kultura fascynowała przybyłych z Europy dyplomatów, ale zarazem sprawiała wiele trudności. Jędrzejewicz na zawsze zapamiętał pierwszy nieformalny obiad z japońskimi wojskowymi. Lokalna kuchnia, muzyka grana na semisenie, śpiew i rozbawione gejsze, które uczyły przybyszów jedzenia pałeczkami i podstaw etykiety – w trakcie japońskiej uczty to, kiedy pije się sake, a kiedy herbatę ma niezwykłe znaczenie. Fascynacja działała w dwie strony. W wolnym czasie Wacław korzystał m.in. z uroków wspinaczki górskiej – po zdobyciu Fudżi podróżował m.in. po Alpach Japońskich, gdzie podczas noclegu w hotelu skorzystał z możliwości kąpieli w naturalnych gorących źródłach. Dyplomata przed wejściem do wspólnej niecki dokładnie umył się, co było elementem japońskiej tradycji, jednak, gdy już zanurzył się w źródłach, stał się obiektem zainteresowania... natarczywych Japonek! W tym prowincjonalnym miejscu większość pań po raz pierwszy widziała białego mężczyznę, nic więc dziwnego, że chciały obejrzeć zawstydzonego piłsudczyka od stóp do głowy.

Tajna misja

Jednym z elementów japońskiej kultury wywołującym szok wśród Europejczyków był kodeks Bushido. Jędrzejewicz dwa razy musiał składać kondolencję japońskiemu ministrowi spraw wojskowych z powodu popełnienia seppuku przez wysokiej rangi oficerów. Raz z powodu śmierci komendanta okrętu, który uległ, nie z jego winy, kolizji, a drugi w przypadku oficera przyłapanego na romansie z rosyjską agentką. Jak wspominał Jędrzejewicz – w Europie ten pierwszy zostałby uniewinniony i nie poniósł żadnych konsekwencji, a drugi co najwyżej utraciłby szansę na dalsze awanse, bo do zdrady interesu państwa nie doszło. W Japonii honor rozumiano jednak inaczej. W trakcie swojej misji Jędrzejewicz odbył bardzo ważną podróż do Mandżurii. Ta północna prowincja Chin graniczyła bezpośrednio z Sowietami, była także zamieszkana przez liczną rosyjską, ale i też polską emigrację. Prawdopodobnie do zadań Jędrzejewicza należało zwerbowanie wśród „białych” Rosjan agentów mogących służyć do szpiegowania bolszewików na Syberii. Zresztą do szeregu rozmów z przedstawicielami rosyjskich organizacji antykomunistycznych Jędrzejewicz przyznaje się w swoich wspomnieniach. Wyjazd Jędrzejewicza do Mandżurii przyniósł wiele pozytywnych konsekwencji, takich jak zacieśnienie więzów miejscowej Polonii z macierzą, czy pozyskanie od tamtejszych ,,białych” Rosjan licznych informacji, które potem podpułkownik wykorzystał w swoich sprawozdaniach. Praca na placówce dyplomatycznej wiązała się również ze spotkaniami z nietuzinkowymi ludźmi. Jednym z nich był niejaki Malewiczko, człowiek barwny, wyjęty żywcem z powieści przygodowej. Sam Malewiczko twierdził, że pochodzi z okolic Rzeszowa i w młodości, by uniknąć służby wojskowej, zbiegł z kraju i udał się na tułaczkę po świecie. Barwny Polak miał poszukiwać złota na Alasce, prowadzić interesy w Mandżurii, Hong-Kongu i San Francisco. Niespokojny duch miał skrycie wyznawać Jędrzejewiczowi, że tak naprawdę marzy o powrocie do Polski, co też w końcu uczynił. Jednak zew przygody nie pozwolił mu na stagnację – zaledwie po roku Malewiczko znów stawił się w polskim poselstwie, opowiadając zszokowanemu Jędrzejewiczowi o polowaniu na bobry na Hokkaido, na które się właśnie wybiera... Innym ciekawym gościem placówki był m.in. por. Bolesław Orliński, pierwszy lotnik, który przyleciał do Japonii z Europy.

Misja od Marszałka

Do sympatyków Japonii w Polsce należał Józef Piłsudski, który sam odbył podróż do Tokio w okresie wojny japońsko- rosyjskiej. Osobistą decyzją Marszałka było wręczenie żyjącym uczestnikom tej wojny 51 Orderów Virtuti Militari. Piłsudski, będący wielkim znawcą tego konfliktu, sam skreślił kilka nazwisk, przy pozostałych orderach zaznaczył poszczególne bitwy i oddziały. Sprawa została przekazana do Wojskowego Biura Historycznego, w którym pracowano nad odpowiednią listą przez dwa lata. Sama uroczystość bardzo poruszyła i zdziwiła Japończyków. Wręczenie Orderów odbyło się w Imperial Hotel, gdyż budynek poselstwa nie przyjąłby tylu gości. W uroczystości wzięli udział premier Japonii Tanaka i wielu wysokiej rangi oficerów. Wśród udekorowanych był m.in. marszałek Kawamura, który jako dowódca armii otrzymał komandorię Virtuti Militari. Uroczystość kosztowała organizatorów wiele nerwów. Jędrzejewicz wspominał, że pierwszy gość, marszałek Oku, ostatni żyjący wielki dowódca tej wojny przybył na godzinę przed podanym czasem. Niestety, Polacy nie wiedzieli co z niefortunnym gościem robić, ten bowiem okazał się głuchy jak pień. W trakcie uroczystości część weteranów była ubrana w kimona, inna w ubrania europejskie, a jeszcze kolejna grupa w mundury wojskowe. Całość wyglądała na dość ciekawą zbieraninę. Po wręczeniu odznaczeń Jędrzejewicz wygłosił krótką mowę i przystąpiono do europejskiego obiadu. Niestety, okazało się, że mało kto z wyróżnionych gości zna języki obce, tak więc weterani głównie bawili się w swoim gronie. Jednak całe wydarzenie było dość głośno i pozytywnie komentowane w japońskiej prasie. Wacław Jędrzejewicz z Japonii wrócił jesienią 1928 r., a w swojej dalszej pracy dla Polski przeżył wiele interesujących zdarzeń. Zmarł w 1993 r. doczekując wolnej Polski.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wacław Jędrzejewicz - Legionista w kraju kwitnącej wiśni - Nasza Historia

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński