Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dom waśni społecznej

Joanna LEWICKA

- Zamykają nas jak świnie, nie możemy głosować, a personel zaniedbuje swoje obowiązki - skarżą się podopieczni Domu Pomocy Społecznej w Cmolasie. - Oni terroryzują cały ośrodek! - mówi kierownik.

Trzej panowie, podopieczni Domu Pomocy Społecznej w Cmolasie, w powiecie kolbuszowskim, siedzą za sąsiadującą z domem stodołą i piją alkohol. Zazwyczaj wódkę, choć "z braku laku" pojawiają się też różne odmiany tanich win. Nie przeszkadza im unoszący się z pobliskiego gnojownika fetor.

- Alkohol kupujemy w sklepie, choć nie we wszystkich chcą nam sprzedawać, bo pielęgniarki zakazały. Ale co tam, zawsze można kogoś poprosić, a niektórzy to chcą przecież zarobić - mówi pan Karol. Na pytanie, czy wolno im się upijać, pan Zdzisław odpowiada: - A gdzie jest napisane, że nie wolno? Niech ktoś mi pokaże regulamin. Dopraszam się od dwóch lat i nic - mówi.

Burdy na "cyku"

O tym, że panowie piją, wie cały personel. Jeżeli nie ma ich w ośrodku, pielęgniarki wskazują ewentualnym gościom "winkiel". Jak zresztą wynika z opowieści innych pensjonariuszy, już kilkakrotnie panowie będący "na cyku" wszczynali burdy, efektem czego ucierpieli pozostali mieszkańcy domu.

- To nie do pomyślenia! Jak taki popije, to lepiej schodzić mu z drogi, bo by głowę rozwalił! - mówi doświadczona w kontaktach z pijanymi pani Maria i pokazuje ramię, w które uderzył ją jeden z pijanych mężczyzn. - Ostatnio pielęgniarki nie mogły sobie z nimi rady dać, z trudem zamknęły ich w pokojach - mówi.

Bez prawa głosu?

Tymczasem, oprócz braku regulaminu, panowie skarżą się też na brak zameldowania. - Głosować nie mogę, a wybory tuż-tuż! Do europarlamentu nie wybierałem, ale żeby we wrześniu nie mieć prawa głosu? - denerwuje się pan Zdzisław.

Pan Adam ma już meldunek - po roku starań, ale dostał. Teraz ma inny problem. Razem z jeżdżącym na wózku inwalidzkim Karolem zajmują malutki, dziewięciometrowy pokoik. - A przecież przepisy nakazują, żeby na każdego pacjenta z tego typu niepełnosprawnością przypadało po siedem metrów - mówi. Jest w o tyle lepszej sytuacji, że w odróżnieniu od współlokatora Karola ma nogi i jakoś sobie radzi.

Zamykani jak świnie?

Najbardziej oburzającą trzech mieszkańców praktyką jest zamykanie drzwi wejściowych. - Zamykają nas jak świnie! - mówi pan Zdzisław. - Zamykają drzwi czasami w nocy, czasami w dzień, salowe siedzą na kawce w drugim budynku, a jak ktoś potrzebuje pomocy, szukaj wiatru w polu - mówi.

Opowiada, jak pewnego dnia zasłabł jeden z pensjonariuszy, 93-letni astmatyk. - Jak Kazka złapało, pielęgniarek nie było w budynku, a my nie wiedzieliśmy, co robić. Zadzwoniliśmy do drugiego budynku i wtedy panie stamtąd pobiegły szukać naszych salowych. A my zamknięci. A gdyby tak wybuchł pożar? Spalilibyśmy się na popiół! - mówi oburzony pan Zdzisław. Nie należy do osób, które dają sobie "w kaszę dmuchać" i ma za złe pracownikom ośrodka, że naśmiewają się z jego hobbistycznie konstruowanych wynalazków.

Terroryści!

Jak każdy kij ma dwa końce, tak i w tej sprawie są dwie strony medalu. Kierownik cmolaskiego Domu Pomocy Społecznej Zbigniew Lubera mówi, że wobec panów i ich zarzutów jest... bezradny.

- Jak zawsze w większej grupie osób, także i u nas są "czarne owce". Panowie terroryzują cały ośrodek, straszą resztę mieszkańców, nie słuchają żadnych napomnień i mają gdzieś udzielane im systematycznie nagany. Piją, rozrabiają, skarżą się na personel, który próbuje jakoś sobie z nimi radzić. Mają nam za złe, gdy po większej libacji wzywamy policję. Według nich, wszystko jest nie tak i tylko oni mają rację - mówi kierownik.

Zdaniem Zbigniewa Lubery, jedyną pomocą w przypadku osób niestosujących się do regulaminu i zasad panujących w ośrodku byłaby zmiana przepisów, które umożliwiałyby ich odsyłanie lub "odczuwalne" ukaranie.

- W schroniskach po pierwszej libacji delikwent ma kilka godzin na spakowanie się i opuszczenie miejsca pobytu. My nie możemy niczego takiego zrobić. Gdyby na przykład potrącano awanturnikom jakieś sumy z dochodów na cele charytatywne, może staraliby się dostosować. Tymczasem ustna nagana nic nie daje - mówi. Dodaje, że odwożenie pijanych do izby wytrzeźwień jest kosztowne, a opłata na to idzie z pieniędzy placówki, która powinna przeznaczać fundusze na o wiele bardziej szczytne i użyteczne społecznie cele.

Wyjaśnia, że zamykanie drzwi na noc jest stałą praktyką tego typu placówek. Przyznaje, że zdarza się to także w ciągu dnia, bo dwie pacjentki mają tendencję do ucieczek i jeżeli salowe na przykład przygotowują posiłki na zapleczu, drzwi na krótki czas się zamyka. Nikomu jednak, z wyjątkiem panów, to nie przeszkadza. Inni rozumieją.

Na izbę!

Mirosław Przewoźnik, zastępca dyrektora Wydziału Polityki Społecznej Podkarpackiego Urzędu Wojewódzkiego, mówi, że osoba pijana nie ma prawa przebywać na terenie domu pomocy.

- Taka osoba powinna trafić do izby wytrzeźwień. Owszem, nie ma zakazu picia alkoholu w takich placówkach, bo zastępują one dom, więc alkohol pity w umiarze jest dopuszczalny. Jednak jeżeli dochodzi do bójek czy rękoczynów - tego nie wolno tolerować - mówi kierownik.

Co do regulaminu, dyrektor wyjaśnia, że po zapoznaniu się z nim podpisuje go każdy z pensjonariuszy przy przyjmowaniu do placówki. Potem, najpóźniej do roku, osoby powinny zostać zameldowane. Zapowiada, że zajmie się sprawą zamykania obiektu i opuszczania go przez personel.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie