Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W poszukiwaniu spełnienia

Janusz Sudoł
Małgorzata Serbin z częścią zdobytych pucharów.
Małgorzata Serbin z częścią zdobytych pucharów. Marek Biczyk
"Jestem więc jeżdżę... Urodziłam się by ujeżdżać wszelkiej maści konie mechaniczne. Zaczynałam od czterokołowego wózka dziecięcego, który mój tato zawracał na "ręcznym" między półkami sklepowymi" - tak wita internautów na swojej prywatnej stronie (www.serbin-racing.prv.pl) Małgorzata Serbin, najlepszy chyba obecnie kobieta-kierowca samochodowy w Polsce.

"W moich żyłach płynie benzyna zamiast krwi"

- Mimo iż jestem lokalną patriotką, jeżdżę jednak w barwach Automobilklubu "Rzemieślnik" Warszawa - przyznaje. - Mieszkam i pracuję w Szczecinie, ale Automobilklub Szczeciński ma trudności finansowe i nie byłby w stanie zabezpieczyć mi możliwości startów.
- Jest Pani podobno genetycznie uzależniona?
- To bardzo prawdopodobne. Kiedyś mówiłam o sobie, że w moich żyłach płynie benzyna zamiast krwi. Od dziecka bawiłam się samochodzikami. Zawsze miałam ich kilka przy sobie, w kieszeniach. Zasiadałam za kierownicą z tatą, który - choć nie startował w żadnych imprezach sportowych - jeździł bardzo szybko i bardzo dobrze. Niestety nic to nie pomogło, zginął w wypadku samochodowym, najechany czołowo przez pijanego kierowcę Stara. Jednak, jak pamiętam, był przeciwny temu żebym jeździła wyczynowo. Jak każdy kochający ojciec bał się o swoje oczko w głowie, którym niewątpliwie byłam.
Gosia zrobiła jednak prawo jazdy i w wieku 16 lat jeździła już samochodem. Ale, zanim tak naprawdę zaczęła się jej sportowa przygoda z czterema kółkami, było pływanie, a potem nurkowanie. Harówka na basenie przyniosła kilka tytułów mistrzowskich i rekordów Polski. Rekord na 200 m stylem grzbietowym przetrwał nie pobity przez 10 lat. Nurkowanie sportowe było krótkim epizodem, ale jako płetwonurek Gosia też zdobyła dwa tytuły mistrza Polski. Za co się nie wzięłą jakoś jej to wychodziło.
- Pływanie to taka dziedzina, w której szczyt możliwości osiąga się najczęściej przed dziewiętnastym rokiem życia. W którymś momencie dopadł mnie wodowstręt - wspomina. - I wtedy zaczęła się moja przygoda na samochodowych torach. Najpierw miałam fiata 126 w kolorze azzuro. Dostałam go od mamy za zdanie matury na piątki. W trakcie "trudnych paliwowo" trzech lat wycisnęłam z niego 120 tys. km, co chwilę odwiedzając na naprawy szczeciński Polmozbyt. Moja kariera kierowcy sportowego zaczęła się od kibicowania, potem robiłam kanapki, podawałam narzędzia... W pierwszym swoim starcie w 1991 roku - w klasie fabrycznej Fiata - też na maluchu, skonstruowanym właśnie w Polmozbycie przez mojego obecnego partnera życiowego Krzysztofa Litwina, "zaliczyłam pudło". To trzecie miejsce dało mi dużo satysfakcji.
Potem już poszło. Próbowała sił na różnych samochodach: krótki epizod ścigania się Formułą z silnikiem 1300, potem Cinguecento 1100 sporting, Cinquecento abarth z silnikiem o mocy 80 KM, następnie dwulitrowy Renault Megane, na którym startowała w 1999 roku w Pucharze Renault Megane, wreszcie została zakwalifikowana do bardzo elitarnego grona 25 kierowców ścigających się w Pucharze Alfa Romeo 156.
- Bardzo mało zawodniczek ściga się na torach - mówi Małgorzata Serbin. - Te, które próbują, bardzo szybko wycofują się. Zazwyczaj jest tak, że mają jakiś poważny wypadek, typu dachowanie i jeśli nawet nic im się nie stanie, już nie wracają na tor. W tym roku startowałam w Pucharze Alfy w gronie mężczyzn z Karoliną Czapką, która wcześniej uprawiała kartimg. Zajęłam dziewiąte miejsce. Byłoby jeszcze lepsze, gdybym miała sponsora. Jeździłam z budżetu domowego, co jest praktycznie niemożliwe, bo tych pieniędzy szybko brakuje i nie kupuje się na przykład nowych opon, nie wymienia tak często jak trzeba klocków hamulcowych, nie ma mozliwości trenowania i doskonalenia swoich umiejętności. Jest się więc już na starcie w sytuacji dużo gorszej od rywali i boli fakt, że nie ma się możliwości nawiązania walki w ścisłej czołówce.
- Co, w trakcie dotychczasowej kariery sportowej sprawiło Pani największą satysfakcję? - niekoniecznie w sensie największych osiągnięć.
- Moja kariera składa się z moich małych, wewnętrznych sukcesów. Zastanawiałam się nad tym wielokrotnie i teraz uważam, że jednym z nich było wyprowadzenie samochodu z poślizgu - na torze w Opolu - przy bardzo dużej szybkości i bardzo wysokiej temperaturze opon sięgającej 100 stopni C, a także powietrza, około 40 st. C, co łącznie daje niesamowitą przyczepność. Oczywiście satysfakcję przyniosło mi przede wszystkim siedem tytułów mistrza Polski, które zdobyłam w swojej karierze.
Zawsze ścigałam się w gronie męskim, sama sobie podnosząc coraz wyżej poprzeczkę. Zawsze pcham się tam, gdzie jest bardzo duża konkurencja, szukając swojego spełnienia, ale sportowiec chyba nigdy nie czuje się do końca spełniony.
- Obecnie jest już Pani osobą znaną na torach i szanowaną? Jak to było na początku, jak traktowali Panią mężczyżni?
- Parę lat temu postrzegana byłam z przymrużeniem oka, jako osoba, której miejsce jest raczej w kuchni przy garach czy przy dzieciach. A ja swojego syna Jakuba przywoziłam na tor. Miał kilka miesięcy kiedy po raz pierwszy pojechał z mamą i z tatą na wyścigi. Dziś z nieukrywaną satysfakcją mogę powiedzieć, że w światku motorowym szanowana jestem zarówno jako zawodniczka, jak i kobieta.
- Bez sponsora finansowego trudno jest się ścigać, bo to bardzo drogi sport, ale bez podstawowego "sponsora psychicznego", jakim jest rodzina, najbliźsi, jest to chyba w ogóle niemożliwe?
- Gdyby nie rodzina i jej wsparcie w ogóle by mnie nie było. Krzysztof jest szefem zespołu moich mechaników. Wśród nich najwiecej swojego wolnego czasu, bezinteresownie, w imię wieloletniej przyjaźni, poświeca karol Karolczyk. Jakub jest jeszcze za młody, ma 11 lat, ale swoich sił już próbuje na go-kartach. Jest też problem prozaiczny. Z naszych dochodów nie stać nas na utrzymanie dwóch zawodników w teamie rodzinnym.
- Jak wyglada prywatna stajnia Małgorzaty Serbin?
- Moim zdaniem bardzo imponująco. Krzysztof jeździ Oplem Zafira, ja Alfami Romeo, tzn ścigam się 156-tką, a prywatnie jeżdżę 147-ką. Mamy jeszcze dwa go-karty, w tym jeden profesjonalny.
- Czy wystarcza Pani czasu i ochoty na prowadzenie domu?
- Jesteśmy bardzo nietypową rodziną. Krzysztof gotuje. Przede wszystkim dlatego, że robi to fantastycznie, fenomenalnie i wspaniale. Ja też próbuję, ale gubię się w jego tajemniczej szafce z przyprawami. Pranie, sprzątanie, mycie naczyń? Od tego są różne urządzenia.
- A jak spędzają Państwo święta Bożego Narodzenia? - Rzadko udaje nam się gdzieś wyjechać. Jesteśmy ludźmi bardzo zapracowanymi. W tym roku firma też wymaga naszej obecności w okresie świąteczno-noworocznym. A na święta mama przygotowuje dla każdego to, co lubi najbardziej. Dla mojej siostry Karoliny - pierogi ruskie, dla Krzysztofa - smażony karp, dla mnie - barszcz z uszkami, a mój syn zainteresowany jest wyłącznie prezentami i terroryzuje nas, żeby jak najszybciej zakończyć wigilijną kolację.
- Czy sport samochodowy przysparza przyjaciół?
- Jestem takim człowiekiem, który ma samych przyjaciół. Tak myślę. Moje grono, zwłaszcza młodych przyjaciół, stale powiększa się. Między innymi dlatego, że jestem instruktorem w szkole bezpieczeństwa ruchu drogowego, którą prowadzi Jacek Pok wspólnie z moim kuzynem Mariuszem Podkalickim, byłym kierowcą wyścigowym. Cieszy fakt, że obracamy się w gronie ludzi, którzy chcą skorzystać z naszych doświadczeń.
- Czego życzyć Pani na przyszły rok?
- Moim marzeniem jest znalezienie sponsora, który pozwoliłby mi w przyszłym roku na w miarę spokojne starty w ostatnim sezonie Pucharu Alfa Romeo. Dlatego zapraszam każdego. Kto chciałby wesprzeć moje starty w przyszłym sezonie. W zamian obiecuję wiele satysfakcji i sportowych wzruszeń. Chyba sobie to sama napiszę na kartce i położę pod choinką.
- Niech więc tak się stanie!
- Pozdrawiam wszystkich Czytelników "Głosu" bardzo serdecznie, życząc rodzinnych i ciepłych Świąt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński