O zwolnieniach w "meblach" mówiło się głośno od jakiegoś czasu, ale ludzie żyli nadzieją, że do tak drastycznych cięć w etatach nie dojdzie.
Smutni i załamani
- W poprzednim roku tyle rodzin przeżyło koszmar, kiedy ludzie wylecieli na bruk. To samo czeka nas - mówi pan Jan. - Po nocach nie śpimy z obawy, co będzie dalej. Większość z nas nie ma wyższego wykształcenia, nie jesteśmy już tacy młodzi, a każdy prawie ma rodzinę na utrzymaniu. Z tą firmą niektórzy związali się na całe życie. Jak ja mam wrócić do domu, gdzie żona nie pracuje i powiedzieć dzieciom, że właśnie straciłem pracę?
Pracownicy jeszcze nie dostali wypowiedzeń, ale głośno mówi się w zakładzie o likwidacji "mebli". - Zresztą nawet jeśli nie zlikwidują fabryki, to i tak ograniczą zatrudnienie do minimum. Atmosfera w pracy jest straszna. Każdy chodzi smutny i załamany. Pracuję w tej fabryce od wielu lat i nie wiem gdzie się podzieję, jak mnie zwolnią.
Prezes obiecał i... słowa nie dotrzymał?
W ubiegłym roku, kiedy w fabryce zwolniono 300 pracowników, prezes firmy podjął próby restrukturyzacji zakładu, składając jednocześnie propozycję i obietnicę burmistrzowi, że pracy nie straci już nikt pod warunkiem, że gmina wykaże dobrą wolę i pomoże przy restrukturyzacji. Warunkiem utrzymania fabryki było znalezienie inwestorów, którzy opustoszałe hale produkcyjne wynajmą pod inną produkcję.
Gmina znalazła dwóch inwestorów z kapitałem niemieckim, którzy do tej pory prowadzą własną działalność i płacą fabryce za wynajmowanie hal produkcyjnych. Poza tym niemiecki właściciel GFM wynegocjował z gminą umorzenie podatku od nieruchomości. W niepamięć poszło 156 tysięcy złotych. Gmina wywiązała się z obu warunków, a właściciel "mebli" nie dotrzymał obietnicy.
Szefowie milczą
W GFM nikt nie chciał rozmawiać z nami. Szef zakładu był nieobecny, a prezes firmy Thomas Möller wystosował jedynie krótki komunikat, w którym czytamy, że stale słabnący popyt na sypialnie sosnowe jest przyczyną rezygnacji koncernu, do którego należą GFM, z obsługi tego segmentu rynku. A zarząd oraz właściciele GFM podejmą rokowania na temat ograniczenia zdolności produkcyjnych. Ostateczne decyzje mają zapaść do połowy kwietnia.
- No tak, to przecież niemiecki kapitał i co Niemca obchodzi, że likwidacja zakładu to tragedia dla 300 rodzin. Można się było tego spodziewać. Z nami też nigdy nie rozmawiają otwarcie, bo zwykły pracownik z hali produkcyjnej to coś gorszego i jemu się żadne wyjaśnienie nie należy - komentują pracownicy fabryki mebli.
"Głos" nieoficjalnie dowiedział się, że decydujące ustalenia nastąpią 7 kwietnia. Firma ma dwie koncepcje co do dalszych losów fabryki. Czarny scenariusz zakłada likwidację fabryki lub powstanie dwóch spółek o innym profilu produkcyjnym, co oznaczałoby, że pracę straci około 200 osób. Wariant optymistyczny przewiduje likwidację podobnej fabryki w innym mieście, a jej zlecenia przejąłby wówczas zakład w Goleniowie.
Tu kiedyś pracowało 1000 osób!
- Nic nam nie wiadomo o takich ustaleniach szefów. Zakładowa fama głosi, że już niebawem każdy z nas otrzyma wypowiedzenia i tego się najbardziej obawiamy. Wszystkim nam wiadomo jedynie, że rynki zbytu na meble sosnowe kurczą się, a przebudowa zakładu i nastawienie się na inną produkcję, to koszty związane z przystosowaniem zakładu do innej produkcji i dlatego właściciel fabryki woli zamknąć zakład niż inwestować w coś nowego. A szkoda. Żal też patrzeć na to jak zakład, który kiedyś tak dobrze prosperował, musi upadać. Goleniowskie Fabryki Mebli od zawsze były legendą miasta, gdzie pracę w najlepszych latach firmy miało nawet do tysiąca osób - mówią rozczarowani pracownicy fabryki.
Wyniki II tury wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?