Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uwielbiam szczecińskie kebaby

Redakcja
– Jestem w Polsce, bo chcę – mówi poseł John Godson. – Tu mam zamiar się zestarzeć, umrzeć i tu mnie pochowają.
– Jestem w Polsce, bo chcę – mówi poseł John Godson. – Tu mam zamiar się zestarzeć, umrzeć i tu mnie pochowają.
Rozmowa z Johnem Abrahamem Godsonem, pierwszym czarnoskórym posłem na Sejm RP - o Szczecinie, jego mieszkańcach i wspomnieniach związanych z naszym miastem.

Dzięki Szczecinowi został w Polsce

John Godson, z pochodzenia Nigeryjczyk, mieszka w Polsce od 18 lat. Obecnie mieszka w Łodzi, jednak pierwsze lata w naszym kraju spędził w Szczecinie. W ubiegłym tygodniu wspólnie z Etiopczykiem dr Degefe Gemechu w ramach obchodów Dnia Afrykańskiego odwiedził Uniwersytet Szczeciński. W trakcie spotkania poseł Godson mówił o tym jak trafił do Polski, o swoich relacjach z Polakami i życiu w naszym kraju. "Głosowi" opowiedział też o wspomnieniach związanych ze Szczecinem. - Czas spędzony w tym mieście przesądził o tym, że postanowiłem pozostać w Polsce na stałe - podkreśla pierwszy czarnoskóry poseł na Sejm RP.

- Jak wspomina pan pierwsze lata spędzone w Polsce, w Szczecinie?
- Pierwsze lata były trudne. Miałem problemy z opanowaniem języka polskiego. Do tej pory, choć jestem w Polsce już 18 lat, często popełniam rożne błędy, z których wielokrotnie się ktoś śmieje. Zabawna sytuacja spotkała mnie np. przed wywiadem, którego udzielałem w telewizji. Wszedłem do pomieszczenia, w którym przygotowuje się gości do wystąpienia przed kamerami. Pani, która wykonywała make up spojrzała na mnie z przerażeniem. Nie myśląc długo zapytałem ją: "nie robiła pani tego nigdy z murzynem?". Na co ona się uśmiechnęła i odpowiedziała: "nie, robiłam to tylko z mężem". Inna śmieszna sytuacja, która była wynikiem moich błędów w mówieniu spotkała mnie w jednej ze szkół. Organizowaliśmy tam paczki dla ubogich dzieci. Spotkałem się z panią dyrektor i na samym początku chciałem przeprosić, za błędy które popełniam w trakcie mówienia, więc powiedziałem: "przepraszam, ale mam problem z końcówkami", na co pani dyrektor spokojnym tonem odpowiedziała: "proszę się nie martwić, większość panów ma problemy z końcówkami". Takich sytuacji było mnóstwo i ludzie wciąż się z nich śmieją, ale ja się tym już zupełnie nie przejmuję.

- Jak trafił pan do Szczecina?
- W 1988 roku na jednej z konferencji, w których uczestniczyłem, padło pytanie: "czy twoje życie jest warte tego, żeby za nie umrzeć?". Wtedy bardzo uderzyły mnie te słowa i postanowiłem, że zrobię wszystko, żeby moje życie było warte tego, żeby za nie umrzeć. Słyszałem o różnych strasznych sytuacjach, które miały miejsce w Europie w czasie komunizmu i modliłem się o upadek tego systemu. Po- stanowiłem wyjechać do wschodniej Europy jako misjonarz. W końcu się udało. Miałem do wyboru Rosję, Węgry i Polskę. Wybrałem ostatnią opcję, bo tu miałem zapewniony kontrakt na Politechnice Szczecińskiej. Na początku nie potrafiłem nawet poprawnie wymówić nazwy Szczecin, ale z czasem pokochałem to miasto tak jakbym się tu urodził.

- Spotkały pana jakieś niemiłe sytuacje po przy- jeździe do Szczecina?
- Bardzo cieszyłem się z przyjazdu do Polski. Kiedy byłem już na miejscu uderzyła mnie jednak rzeczywistość. Pamiętam jak pewnego razu wychodziłem ze sklepu w okolicy al. Piastów i zaczepiło mnie trzech młodzieńców. Z pretensjami zapytali, co tu robię. Jeden na mnie plunął, drugi chciał mi zgasić papierosa w oczach, a trzeci mnie pobił. Wreszcie dali mi spokój i sobie odeszli, a ja poturbowany wróciłem do domu. Drugi raz podobna sytuacja miała miejsce w Świnoujściu. Poza tymi dwoma przypadkami spotykałem sympatycznych i przyjaźnie nastawionych ludzi.

- Jakie miłe wspomnienia związane z naszym miastem pozostały w pana pamięci?
- Szczecin jest dla mnie miastem szczególnym. Tu mieszkałem pięć lat, tu poznałem moją żonę, tu urodziły się moje dzieci. Wiążę z tym miastem mnóstwo miłych wspomnień. Uwielbiam wspominać spacery po szczecińskich parkach, grillowanie na działce na Gumieńcach oraz spotkania z fantastycznymi ludźmi, których tu poznałem. Wciąż mam kontakt z wieloma moimi studentami, których uczyłem na Politechnice Szczecińskiej. Ostatnio spotkałem nawet dziennikarza, który przeprowadzał ze mną wywiad niedługo po moim przyjeździe do Szczecina. To Krzysztof Soska, który teraz jest przecież zastępcą prezydenta miasta. Do tej pory pamiętam też nazwy szczecińskich ulic czy dzielnic. Uwielbiam Las Arkoński, Wały Chrobrego i tutejsze parki. Poza tymi wszystkimi wspomnieniami jest też jedna rzecz, którą w tym mieście zawsze uwielbiałem - to szczecińskie kebaby. Najlepsze były przy Bramie Portowej. Niestety, teraz ten punkt już zlikwidowano. Nigdy jednak nie zapomnę ich wyśmienitego smaku. Do tej pory Szczecin kojarzy mi się właśnie z kebabami.

- Jak ocenia pan szczecinian?
- Byłem w około 30 krajach i szczerze mogę powiedzieć, że Polacy to najsympatyczniejszy naród jaki spotkałem. Oczywiście ta teza dotyczy także szczecinian. To przemili ludzie. Czas spędzony z nimi w tym mieście sprawił, że postanowiłem na stałe pozostać w Polsce. Gdybym miał negatywne doświadczenia pewnie bym stąd wyjechał. Na prawdę lubię mieszkańców Szczecina. To, że poślubiłem właśnie szczeciniankę, tylko potwierdza mój zachwyt tym społeczeństwem. Zawsze ciepło o was myślę i zapewne nie raz przyjadę jeszcze do Szczecina z odwiedzinami. Moje dzieci są tu co roku na wakacjach. Polacy to na prawdę przemiły naród. Macie tylko dwie wady. Po pierwsze często nie mówicie tego co myślicie. Wydaje mi się, że to efekt czasów komunizmu, kiedy nie można było śmiało mówić o swoich racjach. Drugą sprawą, której nie mogę znieść w polskiej mentalności, to narzekanie. Rzadko spotykam Polaka, który na pytanie, jak się czujesz?, co słychać?, odpowiada: fantastycznie, super. Najlepsza odpowiedź jaką można usłyszeć to: "nie źle" albo "może być". Polacy, w tym szczecinianie, powinni być bardziej pozytywni, weseli. Warto jest doceniać to co się ma.

- Czego brakuje Szczeci- nowi?
- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Wydaje mi się, że macie dobrego, młodego prezydenta, który ma wizję na to miasto, więc wszystko idzie w dobrym kierunku. Stale też powstają w Szczecinie nowe inwestycje. Widać różnicę między dawnym, a obecnym Szczecinem. Odnowiono lub wyremontowano wiele miejsc, chociażby ulicę Krzywoustego, która kiedyś wyglądała tragicznie. Szczecin ma świetne predyspozycje, aby się rozwinąć, nie można tego zaprzepaścić. Źle się stało, że upadła stocznia, ale podobne tragedie miały miejsce także w innych polskich miastach. Ważne żeby po takich porażkach się podnieść i iść do przodu. Warto stawiać na innowację. Tego właśnie potrzeba w Szczecinie. Poza tym myślę, że szczecinianie powinni wziąć sprawy w swoje ręce. Rozwój społeczeństwa obywatelskiego wyjdzie wszystkim jedynie na dobre.

ROZMAWIAŁA PAULINA TARGASZEWSKA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński