Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urzędniczy absurd: Na koncesję potrzebny labirynt

Andrzej Kus [email protected]
– Wybudowałem ten labirynt po to, by otrzymać koncesję na sprzedaż alkoholu – mówi Jan Skwierawski. – Teraz urzędnicy chcą bym go rozebrał, bonie miałem pozwolenia.
– Wybudowałem ten labirynt po to, by otrzymać koncesję na sprzedaż alkoholu – mówi Jan Skwierawski. – Teraz urzędnicy chcą bym go rozebrał, bonie miałem pozwolenia. Fot. Adam Słomski
Takiej historii nie powstydziłby się sam Stanisław Bareja. Jan Skwierawski wybudował przed sklepem monopolowym labirynt. Dzięki temu dostał koncesję na sprzedaż alkoholu. Wygrał bitwę, ale nie wojnę.

W innych miastach

W innych miastach

Oto, jak odległość dzieląca obiekty chronione, w tym boiska szkolne, od sklepów z alkoholem
przedstawia się w innych miastach:
- Warszawa 50 m
- Bydgoszcz 60 m
- Kraków 50 m
- Katowice 50 m
- Opole 20 m
- Sopot 20 m
- Stargard Szczeciński 30 m
- Koszalin 50 m
- Kwidzyń 30 m
- Szczecin 100 m

Przy ul. Kołłątaja w Szczecinie młodzież od maja może cieszyć się z orlika. To, co jednym przynosi radość - innym spędza sen z powiek. Okazuje się bowiem, że przepisy nie pozwalają na to, by w pobliżu budynków należących do szkoły znajdowały się sklepy z mocnym alkoholem. I to jest właśnie problem Jana Skwierawskiego.

Jan Skwierawski jest właścicielem sklepu monopolowego przy ul. Kołłątaja od blisko dziesięciu lat. Do maja wszystko było w porządku. Jego sklep był położony zgodnie z przepisami - ponad 100 metrów od szkoły. Ale w maju, w momencie, gdy uruchomiono nowy sportowy kompleks - urzędnicy odmówili mu udzielenia koncesji na sprzedaż mocnych alkoholi.

- Bo teraz jest mniej, niż sto metrów - żali się pan Jan. - Ale to przecież wymysł naszych
radnych. Postanowiłem obejść te durne przepisy. Brakowało mi zaledwie kilku metrów. Wydłużył więc drogę do sklepu. Kupił drewniane płotki, mocne śruby i przed sklepem wybudował labirynt.

- Gdybym tego nie zrobił, musiałbym zwinąć interes - tłumaczy. Skwierawski zainwestował
również w specjalne kółko służące do pomiaru odległości. Wcześniej, z takim samym przychodziła do niego komisja decydująca o przyznaniu koncesji. Wciąż miała zastrzeżenia.

- Chodzili z tym przyrządem przy samych krawężnikach - wspomina. - Nie byli nastawieni na rozwiązanie konfliktu. Więc sam kupiłem miernik po to, by odległość sprawdzić przed ich przyjściem. Wyniosła niewiele ponad 101 metrów. To już starczyło, by otrzymać koncesję.

Początkowo labirynt budził sensację. Chwalono pomysłowość przedsiębiorcy. Za to cięgi wśród mieszkańców zbierali urzędnicy. Wtedy jeszcze obroty Skwierawskiego wynosiły 180 tysięcy złotych miesięcznie. Stali klienci nie byli jednak do końca zadowoleni.

Szukamy urzędniczych absurdów w Szczecinie

Szukamy urzędniczych absurdów w Szczecinie

Byliście w swoim życiu świadkami podobnych urzędniczych absurdów? A może spotykacie się z nimi na co dzień, lub w równie ciekawy sposób
udało się Wam obejść przepisy? Chętnie opiszemy najciekawsze zgłoszenia.

Czekamy na nie pod adresem [email protected]

- To prawie jak w piramidzie, jak się tam wejdzie, to już trudno się wydostać - mówił jeden z nich. - Ktoś pijany na pewno nie wytyczy dobrze drogi. Wcześniej wchodziło się po schodkach i było
się u celu. A teraz? To droga przez mękę.

Niestety, labirynt utrudniał drogę do sklepu i po kilku tygodniach obroty Skwierawskiego spadły do 110 tysięcy złotych. - Może i na początku było to zabawne, ale teraz już nie jest - podkreśla Skwierawski. - Teraz praktycznie wychodzę na zero. W ubiegłym roku zapłaciłem wszystkich podatków 160 tysięcy złotych. Miasto przecież przeze mnie nie traci, płacę im za dzierżawę terenu. Ludzie przestali do mnie przychodzić, a urzędnicy dalej chcą mnie niszczyć.

Kilka tygodni temu do handlowca zapukał listonosz, który przyniósł kolejne pismo. Tym razem Skwierawski dostał nakaz rozebrania labiryntu. Dlaczego? Przed jego postawieniem nie wystąpił do magistratu o pozwolenie. Demontaż miał przeprowadzić w ciągu 30 dni.

- Oczywiście, że tego nie zrobiłem - mówi. - Gdybym posłuchał - straciłbym automatycznie koncesję. Wtedy mógłbym się pakować. Napisałem odwołanie do urzędu, ale nie dostałem jeszcze żadnej odpowiedzi. Przecież nie sprzedają tutaj alkoholu nieletnim.

Zresztą, kilkunastoletnie dzieci nie kupują wina, czy wódki. Po wydłużeniu drogi spadła też przestępczość. Nawet policjanci mówią, że popierają takie inicjatywy, bo zwiększają bezpieczeństwo.

Wcześniej przed sklepem przesiadywało mnóstwo pijaków, było kilka interwencji policji w
miesiącu. Od wybudowania labiryntu nie było żadnej. Jest kompletny spokój. Skwierawski nie zamierza się poddawać. Nie wyklucza, że sprawa znajdzie swoje rozstrzygnięcie w sądzie. Wciąż jednak liczy na pozytywną odpowiedź z urzędu. Tymczasem otrzymał ją odnośnie innego
wniosku.

- Chciałem, by zmieniono w uchwale odległość, jaka powinna obowiązywać od miejsca sprzedaży napojów zawierających powyżej 4,5 procent alkoholu (z wyjątkiem piwa - przyp. red.) do m.in. boisk szkolnych - mówi, pokazując nam dokumenty. - W innych miastach jest zdecydowanie mniejsza. Proponowałem 50 metrów lub wykreślenie z uchwały zapisu mówiącego o boiskach. Odpowiedź oczywiście była odmowna.

W uzasadnieniu napisano, że inicjatywa ustawodawcza przysługuje grupie co najmniej 400 mieszkańcom wpisanym do stałego rejestru wyborców. Skwierawski rozważa dlatego kolejny fortel.

- Kto wie, być może przejdę się po firmach, by złożyły podpisy pod moim wnioskiem -
mówi. - Wcześniej jednak poczekam na odpowiedź odnośnie postawionego przeze mnie
labiryntu. Mam nadzieję, że będzie pozytywna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński