Sytuacja mieszkańców kamienicy przy ulicy Nocznickiego jest coraz gorsza. Właściciel zażądał od Zakładu Kanalizacji i Wodociągów, by od 19 kwietnia przestał dostarczać wodę do kamienicy.
- To nie takie proste - mówi Tomasz Makowski ze ZWiK. - Po pierwsze, jeśli mieszkańcy płacą za wodę, to nie widzę powodu, by ją im odciąć. Po drugie, jeśli właściciel nie dostaje pieniędzy, to sprawa między nim, a ZBiLK-iem. Z jakich powodów żąda odcięcia wody mieszkańcom?
Czy właściciel dostaje pieniądze ze ZBiLK-u, gdzie mieszkańcy płacą czynsz czy nie, tego nie wiadomo. Mieszkańcy bowiem po tym, jak syndyk Porty Holding stoczni sprzedał kamienicę z mieszkańcami prywatnemu inwestorowi, nadal wpłacali czynsze Zarządowi Budynków i Lokali Komunalnych.
Tak to zostało ustalone z miastem. Właściciel, Ryszard Olejnicki twierdził jakiś czas temu, gdy z nim rozmawialiśmy, że na jego koncie te pieniądze nie pojawiały się. Zażądał więc od miasta odszkodowania za to, że do niego nie spływały.
- Sytuacja przypomina pole bitwy, na którym mieszkańcy są w roli przypadkowych świadków, na których spadają kule i odłamki - mówi Joanna Rutkowska, mieszkanka kamienicy.
- To my cały czas ponosimy winę za to, że syndyk sprzedał kamienicę prywatnej osobie wraz z nami i my cierpimy. Prawnik ZBiLK-u, radca Krzysztof Kleczka złożył w tej sprawie pismo do sądu.
- Wnoszę o nakazanie powodom Ryszardowi i Danucie Olejnickim, aby zaniechali działań zmierzających do zaprzestania dostaw wody do budynku przy Nocznickiego 41 oraz wznowili oświetlenie klatki schodowej i piwnic budynku.
Już wcześniej bowiem właściciel wyłączył mieszkańcom światło w częściach wspólnych.
Właściciel skierował do sądu wobec wszystkich wniosek o eksmisję z mieszkań. Przy czym nie czuje się zobowiązany do zapewnienia im mieszkań zastępczych. Żąda, by zrobiło to miasto, a miasto odmawia.
Nadal nie uregulowany jest stan prawny kamienicy. Do końca nie wyjaśniono wątpliwości z okresu, gdy żył jeszcze poprzedni syndyk stoczni.
- Kamienica ma trzy klatki i lokatorom tylko jednej, pod numerem 43 stocznia sprzedała mieszkania, podczas gdy mieszkańcom dwóch pozostałych, tj. nr 41 i 42 konsekwentnie odmawiała - przypomina
Dariusz Michałowicz. - Nie mówiono jednak, dlaczego.
Nieżyjący już syndyk starej stoczni stwierdził jedynie w rozmowie z nami, lokatorami, że coś jest nie tak w papierach i chciał to wyjaśnić. Niestety, zmarł.
- Właściciel stosuje wobec nas metody jak za najgorszej komuny - mówi Joanna Rutkowska. - Cały czas jakieś szykany. Czy liczy na to, że nie wytrzymamy tej wojny nerwów i powiesimy się?
Nie udało nam się skontaktować z właścicielem kamienicy, którego chcieliśmy spytać, dlaczego żąda odłączenia wody.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?