Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uczniowie dostają woreczki z zepsutymi warzywami. - Z takim smrodem dawno się nie zetknęłam - mówi rodzic

Jacek Słomka
– Zupełnie przypadkowo stwierdziliśmy, że w jednej z paczek ogórki nie nadają się do spożycia - mówi Elżbieta Trautman, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 4 w Barlinku.
– Zupełnie przypadkowo stwierdziliśmy, że w jednej z paczek ogórki nie nadają się do spożycia - mówi Elżbieta Trautman, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 4 w Barlinku. Fot. sxc.hu
Od kilku tygodni dzieci z gminnych szkół podstawowych dostają zapakowane w woreczki warzywa i owoce. Niestety zdarza się, że nie wszystko nadaje się do spożycia.

Nasz komentarz

Nasz komentarz

Jacek Słomka:
Przykład z Barlinka dowodzi, jak łatwo podważyć sens ważnego i jak najbardziej potrzebnego przedsięwzięcia. Celem programu bowiem, jak czytamy na stronie internetowej Ministerstwa Edukacji Narodowej, jest ukształtowanie wśród dzieci nawyków żywieniowych, polegających na regularnym spożywaniu owoców i warzyw. Dostarczane uczniom w ramach programu "Owoce w szkole", mają spełniać wymagania jakościowe i zdrowotne określone przepisami Unii Europejskiej i krajowymi. Mają być gotowe do bezpośredniego spożycia, a więc czyste, wystarczająco rozwinięte i odpowiednio dojrzałe. Po prostu zdrowe. Takie realizowanie programu na pewno nie sprzyja tej idei.

Okazuje się, że część przygotowanych do spożycia warzyw, rozkłada się i brzydko pachnie.

- Mój syn uczęszcza do Szkoły Podstawowej nr 4 w Barlinku - opowiada pani Katarzyna. - Już kilkakrotnie, zdarzyło mu się przynieść część z otrzymanych tam warzyw do domu. To, co znajdowało się w woreczku, to jedna wielka breja. Z takim smrodem dawno się nie zetknęłam. W woreczku był pokrojony w plasterki ogórek. A raczej to, co z niego pozostało. Śmierdząca breja. Jak mi powiedział syn, z paczuszki wyjął tylko jabłko. Nie wiedział bowiem, jak się zabrać do reszty. I całe szczęście.

To nie jedyny przypadek, kiedy syn pani Katarzyny, przyniósł do domu warzywa, które nie nadawały się do spożycia. Zdarzało się, że swoim wyglądem odstraszała papryka. Z marchewką też bywało różnie.

- Tylko do jabłek nie można mieć zastrzeżeń - mówi nasza rozmówczyni. - Syn zawsze zjada je bardzo chętnie.

Elżbieta Trautman, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 4 w Barlinku potwierdza, że z częścią dostarczonych do szkoły warzyw i owoców, były problemy. Jednak nie zgłosił tego żaden z rodziców.

- Zupełnie przypadkowo stwierdziliśmy, że w jednej z paczek ogórki nie nadają się do spożycia - tłumaczy. - Dlatego poprosiliśmy dostawcę, żeby ich nie dawał. I tak jest już od pewnego czasu. Były też problemy z papryka. Ale w ostatnim czasie przestały się one pojawiać.
Dyrektor Trautman podkreśla, że zestawy przygotowywane są poza szkołą. Dlatego szkoła nie ma możliwości ingerowania, co w nich się znajdzie.

- Postanowiliśmy jednak otwierać, przynajmniej jedną taką paczuszkę, zanim trafi do uczniów - zapewnia. - Nie stwierdziliśmy żadnych nieprawidłowości. Jednak, gdyby było coś nie tak z ich zawartością, to proszę rodziców o kontakt. Będziemy natychmiast interweniować.

Zdaniem dyrektor Trautman, jest jeszcze jeden powód tego, że nie zawsze zawartość paczuszki z warzywami może nadawać się do spożycia. Zdarza się, tłumaczy, że uczniowie dostają dwa zestawy. Po schowaniu do tornistra, o jednym z nich zapominają. Kiedy taki zestaw poleży w nim, na przykład przez sobotę i niedzielę, jego stan może być fatalny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński