W jednym z wydań "Głosu" pojawiła się notatka uczestnika stargardzkiego klubu dziennikarskiego, w której opisał sposób prowadzenia lekcji przez jednego z pedagogów.
"Wyzywa nas, mówi że jesteśmy ciemni, że na nasz widok chce jej się rzygać. Tak do nas mówi gdy czegoś nie rozumiemy..." - napisał jeden z młodych autorów wskazując, o które gimnazjum chodzi.
Wskazali koleżankę
Ta publikacja, jak twierdzą nasi młodzi rozmówcy, nie pozostała bez echa w szkole.
- W poniedziałek wychowawczyni przeprowadziła na lekcji anonimową ankietę prosząc byśmy napisali do jakich kółek zainteresowań należymy - mówi jeden z gimnazjalistów prosząc o anonimowość. - Spytała też wprost, kto należy do klubu dziennikarskiego. Klasa wskazała koleżankę. Ta poinformowała, że owszem należała do klubu, ale w ubiegłym roku.
Jednak na lekcji matematyki - jak zapewnia nasz rozmówca - właśnie wskazana przez klasę dziewczyna była odpytywana niemal przez całą godzinę. A właśnie nauczycielki matematyki dotyczyła gazetowa notatka.
- Mogę potwierdzić, że sytuacja opisana w publikacji miała miejsce - zapewnia kolejny rozmówca dodając, że uczestniczył w feralnej lekcji. - I nie był to incydent. Wcześniej też, kiedy czegoś nie wiedzieliśmy, pani używała pod naszym adresem różnych epitetów, wyzywała nas.
Nie było nagonki
- Nie było żadnej nagonki, sprawa nie została nawet nagłośniona - zapewnia Beata Gniazdowska, dyrektor Gimnazjum nr 1. - Nikt z pedagogów nikogo nie szykanował, nie szykanuje i nie będzie tego robił. Choć dla nas jest oczywistym, że autor napisał ewidentną nieprawdę, to nie wnikam kto jest autorem. Chciałabym jednak tej osobie powiedzieć, co o tym myślę.
Na dywanik
- W naszej szkole do dzisiaj panuje jakaś psychoza - mówi uczeń Gimnazjum nr 4 w Stargardzie. On również w obawie o konsekwencje prosi o anonimowość. - Jest tak od momentu kiedy pani dyrektor wezwała na dywanik jednego z członków Klubu Dziennikarskiego, który w "Głosie młodych" napisał, że ma problemy z dogadaniem się z nauczycielem fizyki.
Na tym, zdaniem naszego rozmówcy, się nie skończyło. Zwołano w tej sprawie nadzwyczajną radę pedagogiczną. Potem pani dyrektor zaczęła wszystkich namawiać, by pisali o szkole tylko dobrze.
- Nauczycielki chciały nam cenzurować teksty przed publikacją w "Głosie" - dodaje absolwentka Gimnazjum nr 4 należąca do Klubu Dziennikarskiego przy MDK, dzisiaj już licealistka. - Jedna z nauczycielek gimnazjum namawiała nas byśmy szkalowali "Samoobronę". Nie zgodziliśmy się. Nadal opisywaliśmy rzeczy i sytuacje, które obserwowaliśmy, które nas dotyczyły. Nigdy nie wymyślamy zdarzeń. Piszemy o tym co widzimy i jak to widzimy.
Jestem otwarta...
Henryka Mamrot, dyrektor Gimnazjum nr 4 w nie przypomina sobie, by kiedykolwiek zwołano w szkole radę z powodu publikacji młodych dziennikarzy.
- Bardzo się cieszę, że uczniowie mają różne zainteresowania i chcą realizować się w różnych kołach zainteresowań - stwierdza pani dyrektor. - W niektórych publikacjach gimnazjalistów były drobne słowa krytyki, ale nie było jakichkolwiek szykan. Przeciwnie. Nawet chwaliłam przed samorządem uczniowskim takie inicjatywy.
Beata Gniazdowska, dyrektor Gimnazjum nr 1
- Po przeczytaniu publikacji w "Głosie", dotyczącej naszego pedagoga, przeżyliśmy w szkole szok. To nieprawda, opinia krzywdząca nauczyciela. Jest to bowiem osoba o bardzo wysokiej kulturze osobistej, znakomity pedagog, doświadczony, świetnie dogadujący się z młodzieżą.
Jest to opinia całego grona pedagogicznego, także rodziców. Nie mam pretensji do autorów publikacji, ale do ich opiekuna. Dziwię się, że dopuścił do opublikowania niesprawdzonej informacji.