Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tysiące mogły umrzeć

Mariusz Parkitny, 13 października 2006 r.
Właściciel ośrodka wypoczynkowego w Międzywodziu w domkach na terenie ośrodka wypoczynkowego trzymał 5 kg cyjanku. Obok mieszkali wczasowicze. Na wakacje tu przyjechali też koloniści.

- Jestem zszokowany. Przecież na to mogły się natknąć dzieci, które przebywały tam na kolonii. Wiem jak trudno upilnować grupę nastolatków, którzy myszkują wszędzie - mówi Cezary Szablewski, wychowawca kolonijny ze Szczecina.

Cyjanek znaleziono we wtorek po południu, w szopie na terenie ośrodka wczasowo-kolonijnego w Międzywodziu. Miał do niej dostęp każdy z pracowników.

Obiekt należy do 56-letniego Mirosława J. Trucizna znajdowała się w plastikowym worku.

- Sposób w jaki przechowywał śmiercionośny środek świadczy o kompletnej bezmyślności. Gdyby pakunek zainteresował kogokolwiek na tyle, aby go otworzyć lub choćby lekko rozerwać doszłoby do tragedii ogromnych rozmiarów - mówi podinsp. Krzysztof Targoński z komendy wojewódzkiej policji w Szczecinie.

- To bardzo niebezpieczna trucizna. Gdyby taka ilość dostała się do wody pitnej oznaczałoby to śmierć dziesiątek tysięcy ludzi. W sprzyjających warunkach tworzy cyjanowodór zabójczy dla człowieka - mówi prof. Gorzysław Poleszczuk, kierownik katedry chemii i środowiska wodnego Wydziału Nauk Przyrodniczych Uniwersytetu Szczecińskiego. - Cyjanowodór i cyjanki działają silnie drażniąco na błony śluzowe i skórę. Łatwo się wchłaniają do organizmu przez błony śluzowe, drogi oddechowe, skórę i z przewodu pokarmowego.

Dorosłego człowieka zabija dawka 0,15-0,3 gramów.

- Taka ilość cyjanku wystarczyłaby do wytrucia całego województwa - mówi podkom. Anna Lewandowska-Kasprzycka ze szczecińskiej policji.

Mirosław J. twierdzi, że cyjanek posiada legalnie. Wcześniej prawdopodobnie prowadził działalność galwanizacyjną, w której cyjanek jest wykorzystywany.

- Sprawdzamy tę wersję jak i kilka innych. Chcemy wiedzieć, po co mu było tyle trucizny - dodaje podinsp. Targoński.

Cyjanek trafił do Międzywodzia prawdopodobnie z Gryfina. Tam mieszka jego rodzina. On sam się stamtąd wyprowadził. Truciznę przewiózł jego znajomy, dawny kolega w interesach. Podczas kontroli domu w Gyfinie policjanci znaleźli kilkanaście beczek z kwasem solnym.

- Były na posesji, która należała do Mirosława J. - mówią policjanci. - Gdyby zmieszać kwas z cyjankiem doszłoby do powstania trujących gazów.

Według naszych informacji na trop afery policjanci wpadli podczas rozwiązywania innej sprawy. Podejrzewali, że w ośrodku Mirosława J. znajdują się rzeczy należące do innego mężczyzny, m.in. rower. Przeszukanie potwierdziło to. Oprócz roweru i cyjanku znaleziono też młodą Ukrainkę z synem. Oboje od kilku miesięcy nielegalnie przebywali w Polsce. Grozi im deportacja.

Śledztwo prowadzone jest pod kątem spowodowania zagrożenia życia i zdrowia dla wielu osób. Grozi za to do 5 lat więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński