Należy zacząć od tego, że życiorys Aliny Ślesińskiej nadal pozostaje nie do końca zrozumiany, podobnie jak zapomniane relacje Polski i Ghany z lat 60. XX wieku. Janek Simon i Max Cegielski podjęli się zbadania porzuconych przez historię wątków i przywrócenia im właściwego miejsca. Symbolem opowieści, a zarazem początkiem ich prac stała się „Sword Monument”, nieistniejąca już rzeźba projektu Aliny Ślesińskiej, w kształcie miecza zwieńczonego głową Nkrumaha, ghańskiego polityka i rewolucjonisty.
Pomnik, którego jakby nie było
Z zebranych informacji wynika, że artystka przez półtora roku pracowała nad pomnikiem w stolicy Ghany Akrze i pobliskiej Winnebie, gdzie pomnik został odsłonięty w maju 1965. Po zaledwie paru miesiącach w trakcie przewrotu wojskowego armia obaliła i doszczętnie zniszczyła posąg.
Jego kształt nawiązywał m.in. do tradycji lokalnych ludów Efutu i Aszanti, a także do roli przywódcy jako „miecza na kolonializm". Obelisk stanął przed Instytutem Ideologicznym Nkrumaha, gdzie kształciły się krajowe elity oraz bojownicy i partyzanci z wciąż walczących o wolność krajów Afryki. Uroczystość odsłonięcia pomnika uświetniła międzynarodową konferencję Afro-Asian People’s Solidarity Organisation - Organizacji Solidarności Afro-Azjatyckiej, pierwszą, na której obecna była delegacja z polskiego komitetu tej organizacji. Dlaczego jednak autorką posągu została Polka?
Więcej niż 5 minut sławy
Alina Ślesińska zyskała popularność w czasie postalinowskiej odwilży lat 50., kiedy jej rzeźby, a potem nowatorskie propozycje dla architektury były prezentowane w Warszawie, Paryżu, Londynie i Waszyngtonie. Była gwiazdą kolorowych czasopism epoki gomułkowskiej małej stabilizacji. Piękna i fotogeniczna kobieta, zgodnie z ówczesnymi normami niepasująca do wykonywanego zawodu, pojawiła się na okładkach „Kobiety i Życia” czy „Zwierciadła” (stylizowana zgodnie z modą na Brigitte Bardot).
Zdjęcia artystki w pracowni wykonali Edward Hartwig czy Jan Kosidowski, a Eustachy Kossakowski stworzył fotomontaże jej gipsowych propozycji dla architektury. Umieszczając obiekty takie jak „Dwupoziomowy most” i inne na tle krajobrazów, pokazał w kolażach, jak wyglądałyby w wielkoskalowej realizacji, o czym rzeźbiarka zawsze marzyła. No właśnie, mimo wielu sukcesów i popularności jej wizjonerskie prace wciąż pozostawały gipsowymi modelami - być może dlatego pod koniec 1963 roku przyjęła zaproszenie do Ghany.
Początek końca
Polskie środowisko artystycznej awangardy, odżegnujące się od polityki, potraktowało jej wyjazd do Ghany jako współpracę z komunistycznym watażką, nie rozumiejąc roli Kwame Nkrumaha w Afryce i na globalnym Południu. Tak pisał o jej karierze odnosząc się do wielu wywiadów, jakich udzieliła na temat wyjazdu: „W Polsce kilku chyba milionom ludzi wiadomo, że artystka była ostatnio zaabsorbowana wznoszeniem w Ghanie dużego pomnika dr. Nkrumaha”. I dalej ironizował: „Powyższe fakty i inne, równie szeroko znane, układają się w życiorys jakby z bajki wzięty (lecz może tylko z Hollywoodu), życiorys niepowszedni”. Twierdził, że nie byłby zdziwiony, gdyby kolejnym zleceniem Ślesińskiej była budowa piramidy. „To nie rzeźbiarka, to wielki strateg” – konkludował Stajuda, żeby w dalszej części recenzji skrytykować zarówno jej rzeźby, jak i malarstwo.
Po powrocie z Ghany i retrospektywnej wystawie w warszawskiej Zachęcie jej gwiazda zaczęła jednak blaknąć i już na początku lat 70. artystka znalazła się na uboczu głównego obiegu sztuki. Jej niezrozumiałym ówcześnie projektom łączącym architekturę, technologię i ekologię, a także podejmowanym zagranicznym podróżom (głównie do swoich dzieci do Londynu) zainteresowały się służby bezpieczeństwa. Zdaniem córek artystki agenci bezskutecznie namawiali ją do podjęcia regularnej współpracy wywiadowczej. Po tym, jak odmówiła, bojąc się o rodzinę, na długo w ogóle porzuciła rzeźbę, a pozbawiona pracowni nie miała nawet gdzie trzymać prac.
Uzupełnianie historii
Janek Simon i Max Cegielski, kompletując materiały na temat rzeźbiarki, stworzyli instalację z różnego typu archiwaliów oraz zdobytych współcześnie materiałów. W efekcie uczestnicy wystawy będą mogli poznać wizjonerską artystkę, ale też odkryć geopolityczny i gospodarczy kontekst dla rzeźby „Sword Monument”. Projekt był już prezentowany podczas Ljubljana Biennale oraz festiwal Riga Survival Kit. W Trafostacji Sztuki w Szczecinie uczestnicy zetkną się z rozbudowaną wersją o nowe odkrycia pracy. W tym o odkrycia związane z miastem. Okazuje się, że rola Szczecina w kontaktach z wyzwalającą się Afryką przełomu lat 50. i 60. XX wieku była znacząca. To właśnie zbudowane tutaj statki Polskiej Żeglugi Morskiej, a następnie Uniafrica (obecnie Euroafrica) łączyły Polskę z Ghaną, a przedsiębiorstwo Gryf przerabiało pochodzące z tego kraju kakao na czekoladę.
Przystanek - Szczecin
Tu warto wyjaśnić, że po śmierci Józefa Stalina w 1953 roku nastąpił zwrot w polityce międzynarodowej ZSRR, a co za tym
idzie całego obozu socjalistycznego. Już w 1959 r. otwarto w Akrze przedstawicielstwo handlowe PRL, wtedy właśnie zawinął tam „Tczew” - pierwszy statek Polskiej Żeglugi Morskiej z dostawami cementu, co uwieczniają zdjęcia szczecińskiego fotografa Witolda Chromińskiego.
Z powrotem do Polski płynęły naturalne surowce, głównie kakao, dlatego kolejne statki, budowane w Stoczni Szczecińskiej, posiadały specjalne chłodnie do ich transportu. Dwa lata później rozwijająca się współpraca gospodarcza spowodowała powstanie linii United West Africa Service, w skrócie Uniafrica, firmy istniejącej dziś jako Euroafrica. Pływa ona więc nieprzerwanie i regularnie do Afryki Zachodniej od prawie 70 lat.
Z powrotem do Polski płynęły naturalne surowce, głównie kakao, dlatego kolejne statki, budowane w Stoczni Szczecińskiej, posiadały specjalne chłodnie do ich transportu. Dwa lata później rozwijająca się współpraca gospodarcza spowodowała powstanie linii United West Africa Service, w skrócie Uniafrica, firmy istniejącej dziś jako Euroafrica. Pływa ona więc nieprzerwanie i regularnie do Afryki Zachodniej od prawie 70 lat.
Szukanie śladów
Jak relacjonują twórcy wystawy - w 2023 roku, w momencie rozpoczęcia prac nad projektem „One man does not rule a nation” nikt oprócz starszych mężczyzn w Winnebie nie wiedział, że na kompletnie pustym miejscu znajdował się kiedyś pomnik. Celem pierwszej podróży do Ghany było jednak nie tylko odnalezienie śladów „Sword Monument”, lecz także dyskusje na jego temat z lokalnymi twórcami, kuratorami, intelektualistami, tak aby nowa instalacja artystyczna nie stała się neokolonialną próbą zawłaszczenia wspólnej przeszłości.
W trakcie spotkań okazało się, że symboliczna rekonstrukcja przede wszystkim przywraca w Afryce świadomość wypartego
dziedzictwa historycznego.
Na zaproszenie cenionej artystki Ghany, Selasi Awusi Sosu, kuratorzy projektu zaprezentowali studentom historię Ślesińskiej
i współpracy PRL-Ghana, zaś kolejny rocznik otrzymał zadanie stworzenia nowych interpretacji pomnika. Na uroczystości zakończenia semestru w kwietniu 2024 zaprezentowano około stu glinianych projektów. Studenci, opowiadając o swoich pracach, odwoływali się ciągle do zapomnianego, ale dziś przywracanego dziedzictwa Nkrumaha i modernizacji Ghany.
„One man does not rule a nation” jest rozwijającym się projektem szukania śladów pomnika, konsultacji z mieszkańcami
Ghany i tworzenia nowych znaczeń wokół „Sword Monument”. Jak się dowiadujemy - Alina Ślesińska na jednym ze swoich rysunków
napisała: „Wybiłam dziurę w żelaznej kurtynie”, odnosząc się do zimnowojennego podziału Zachód-Wschód. - Dziś neokolonialna przepaść dzieli raczej bogatą Północ od eksploatowanego ekonomicznie globalnego Południa - komentują kuratorzy. - Mamy nadzieję, że działania artystyczne wokół pomnika - miecza mogą symbolicznie przebić nową żelazną kurtynę, przekraczaną z narażeniem życia przez uchodźców. Historia „Sword Monument” poprzez odzyskanie wspólnej przeszłości Polski i Ghany czy szerzej Europy i Afryki może dać nadzieję na lepszą globalną przyszłość.