Na samym wstępie, pochwalił się wizytą w jednym z sulechowskich lokali. – Bardzo zachęcająco brzmiała nazwa lokalu oraz nazwa ulicy przy którym się znajdował: Zwycięstwa. Więc, postanowiłem tam zjeść. Dawno, dawno, chyba ostatni raz, moja mama zrobiła taką wątróbkę, jaką tam zjadłem – zachwalał Tusk wątróbkę z lokalu „Gardenbistro”, po czym sam zaczął wyrzucać przez mikrofon to, co na wątrobie mu leżało.
Mamy w Polsce władzę, która promuje bicie dzieci i każdego tygodnia demonstruje pogardę wobec słabych – podsycał emocje, w kontekście tragedii zamordowanego Kamila. Sugerował przy tym, że za podobne patologie w rodzinach, odpowiadają rządzący Polską. - Piekło dzieci rodzi się na granicy patolicznej rodziny i patologii władzy. Czy PiS lub rząd zrobił cokolwiek, żeby podobnych tragedii nie było? – perorował.
Potem przeszedł jednak samego siebie, a wypowiedzianych słów nie da się uzasadnić wątrobową niedyspozycją, a tym bardziej przejedzeniem wątróbką.
Nie ma w tym przypadku, że ten margines społeczny, który nazywamy często w rozmowach: ta patologia, to też jest symbol czasów PiS-owskich w Polsce – mówił Tusk, formułując piętrowe teorie i szczując na ludzi, którzy korzystają z programów społecznych.
Zapowiedział, że zamierza przywrócić „normalność”, w której państwo będzie się zajmowało promocją, wspieraniem oraz ułatwianiem życia tym, którzy pracują, a nie tym, którzy korzystają z programów społecznych. – Powtarzam to od wielu miesięcy, ta zmiana musi nastąpić – mówił. Zgromadzeni na sali działacze nagrodzili go gromkimi brawami.
Ten entuzjazm, najwidocznie mocno go rozochocił, bo swój przekaz na temat beneficjentów programów społecznych, przewodniczący Platformy Obywatelskiej, postanowił wzmocnić. - Dziewięćdziesiąt procent Polaków, to są ludzie, którzy nie boją się pracy. A w Polsce od kilku lat wszystko postawione jest na głowie. Królami życia są ci, którzy chleją, biją swoje dzieci, biją kobiety i pracą nie zhańbili się od wielu wielu lat. Wymarzona polityczna klientela dla władzy, który ma podobny sposób myslenia do tej klienteli – skonstatował.
Potem nastapiła część związana z pytaniami. Donald Tusk nie musiał obawiać się trudnych pytań, ponieważ publiczność składała się głównie z marszałkowskich urzędników, działaczy i samorządowców PO, a także związanych z nimi organizacji.
Lubuskie to jest bastion ludzi przyzwoitych i rozsądnych, którzy kochają Polskę – mówił.
Wśród zadających pytania byli działacze Komitetu Obrony Demokracji, członkowie samorządowych gremiów, które w Lubuskiem podlegają marszałek Elżbiecie Polak z PO, feministki, ale również Polacy, którzy na co dzień mieszkają i uczą się w Niemczech. Do Polski przyjechali specjalnie na spotkanie z Tuskiem.
Zazdroszczę moim przyjaciołom z niemieckiej SPD, CDU i CSU, że mają tak rozbudowane i dobrze zorganizowane struktury partyjne, czego nie ma w Polsce – mówił łamaną polszczyzną jeden z nich.
Wśród zadających pytania, znalazł się również Bogdan Olechnowicz, pastor kilku protestanckich kościołów, a ostatnio lider organizacji „Polska dla Jezusa”. W 2010 roku, po katastrofie prezydenckiego samolotu w Smoleńsku, zasłynął kontrowersyjną i mało rozsądną tezą, że „10 kwietnia Bóg dokonał sądu”, a „w pierwszym rzędzie ten sąd dotyczył zwierzchności, która jest nad Polską”. Tuska pytał o sprawy aborcji.
Sporym zaskoczeniem było wykorzystanie w trakcie spotkania dzieci. Dwójka dziesięciolatków zadała Tuskowi pytania w sprawie kontynuacji programu 500+ po wyborach, a także zmian w systemie edukacji. Chociaż Tusk udawał zaskoczonego, tak pytania, jak jego odpowiedzi, poza dyskusją były wyreżyserowane.
Paweł Szrot ostro o "Zielonej Granicy"."To porównanie jest uprawnione"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?