„Przywódcy Francji, Niemiec, Rumunii i Włoch zadeklarowali w Kijowie pełne wsparcie dla europejskich aspiracji Ukrainy. To przełom. Szkoda, że bez nas. To przecież Polska powinna być jednym z głównych uczestników tego wielkiego zdarzenia” – napisał Tusk na Twitterze.
„To dlaczego nie było ich z nami w marcu w tak trudnej sytuacji w Kijowie? Albo kilka tygodni temu, gdy polski prezydent przemawiał w Radzie Najwyższej Ukrainy?” – zapytała w odpowiedzi publicystka Karolina Baca-Pogorzelska.
„Opozycja widzi, że w sprawie Ukrainy znalazła się w głębokiej defensywie, to stara się na siłę podpiąć pod politykę Berlina i Paryża. Cały kłopot w tym, że pozycja tych stolic jest mocno nadwątlona” – zauważył z kolei Łukasz Jankowski z Radia Wnet.
Wątpliwy wkład Tuska w niepodległość Ukrainy
„Uzależnienie Ukrainy od ruskich. Taki jest pana i pana ludzi »wkład« w niepodległość Ukrainy” – zarzuca Tuskowi z kolei Marcin Tulicki z TVP.
„Owszem, szkoda. Tylko pamiętajmy, kto i kiedy pojechał tam jako pierwszy, gdy było to ciut bardziej niebezpieczne niż dziś” – zauważył natomiast Tomasz Żółciak z „Dziennika Gazety Prawnej”.
„Jeśli chodzi o prorosyjskich Macrona i Scholza, to do nich bardziej pasuje Donald Tusk, który jako premier sprzeciwiał się ostrym sankcjom na Rosję” – napisał z kolei szef portalu tvp.info Samuel Pereira.
Z kolei rzecznik rządu Piotr Müller przypomniał, że jeszcze przed wojną Mateusz Morawiecki ostrzegał, że Rosja jest gotowa zaatakować Ukrainę.
„To polski rząd walczył skutecznie o najtwardsze sankcje (mimo oporu krajów UE), z Unii udzielił największego i niezwłocznego wsparcia w zakresie uzbrojenia, złożył wniosek o szybką ścieżkę Ukrainy do UE oraz ostrzegał przed polityką ustępstw i szantażem Rosji” – zaznaczył Müller.