Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Turyści uciekają znad Odry, a biznes cierpi. To ma też znaczenie wizerunkowe

Bogna Skarul
Bogna Skarul
Najbardziej w tej chwili cierpi biznes turystyczny i gastronomiczny nad Odrą, choć fala strachu rozlewa się już też na wybrzeże zachodniopomorskiego Bałtyku.

Beata Kiryluk, zastępca burmistrza gminy Międzyzdroje wydała zarządzenie, które zobowiązuje służby sanitarne do sprawdzania pochodzenia ryb w smażalniach, szczególnie tych położonych nad Zalewem Szczecińskim na terenie jej gminy.

- Sprawdzamy też pochodzenie ryb w bazach rybackich - dodaje zastępca burmistrza Międzyzdrojów.

Przyznaje, że skłoniły ją do tego liczne telefony z pytaniami od turystów, czy aby na pewno można jeść ryby podawane w smażalniach.

- Wiem, że jest teraz mnóstwo żartów i memów na temat ryb, bo sporo ludzi uważa, że w smażalniach sprzedawane są te śnięte, ale przecież nie ma takiej możliwości, aby podawać takie ryby – mówi Robert Karelus, naczelnik wydziału zarządzania kryzysowego w Świnoujściu. – Zresztą tutejszy Sanepid sprawdza ryby cały czas, na bieżąco - podkreśla.

Tymczasem właściciele smażalni nie tylko nad Odrą i Zalewem Szczecińskim, ale też na samym wybrzeżu, narzekają, że od kiedy pojawiły się informacje na temat ton śniętych ryb znalezionych w Odrze, zainteresowanie klientów „rybką z frytkami” znacznie osłabło.

- I to nic, że tłumaczymy, iż dorsz czy halibut to ryby morskie i one nawet nie pływały blisko Odry. Ludzie wiedzą swoje i przestali zamawiać ryby – żalą się sprzedawcy.

Podkreślają, że większość sprzedanych w ich smażalniach ryb złowiona została nawet nie w Bałtyku, a na Atlantyku i to kilka tygodni czy miesięcy temu. Ryby w smażalniach wcześniej były mrożone, bo inaczej nie miały szans dotrzeć do gastronomii z odległych miejsc w stanie nadającym się do jedzenia.

- Rzeczne ryby to sandacz, szczupak, amur czy płoć – wymieniają sprzedawcy i postulują, aby klienci „nie odwracali się okoniem” od dorszy, halibutów, mirun i łososi czy tuńczyków.

Dodają przy tym, że obawiają się, że w związku z kryzysem na Odrze, sezon turystyczny może się załamać i turyści teraz będą unikali przyjazdu do zachodniopomorskiego, nawet nad morze.

Jednocześnie Północna Izba Gospodarcza podaje, że już w tej chwili przedsiębiorcy nadodrzańscy notują odwołanych 75 proc. rezerwacji na imprezy i eventy, ale też wypożyczeń kajaków i łódek, a nawet rowerów wodnych.

- Nasze Centrum Żeglarskie też odwołało imprezę regatową dla dzieci – dodaje Marcin Raubo komandor Yacht Klubu Polski Szczecin, prezes Zachodniopomorskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego.

- A dla przedsiębiorców działających nad Odrą i w jej okolicach to prawdziwy dramat – mówi Hanna Mojsiuk, prezeska PIG.

Dodaje przy tym, że ich funkcjonowanie zostało odcięte właściwie z godziny na godzinę.

- Klienci zniknęli, a straty liczone są w dziesiątkach tysięcy złotych – podkreśla.

Jej zdaniem najpoważniejsza sytuacja jest w firmach zajmujących się sportem i rekreacją. Mowa np. o wypożyczalniach kajaków i sprzętu sportowego czy miejscach oferujących wypoczynek nad wodą. Dodaje, że otrzymuje także skargi z sektora gastronomii, od smażalni ryb czy ośrodków agroturystycznych.

Po skażeniu Odry: Klienci po prostu pouciekali

- Turystyka w Szczecinie umarła - mówi Ryszard Fertała, właściciel firmy Szczecin Toys Garden Dziewoklicz. - Turystyka w połowie sezonu nie żyje i na pewno w sierpniu czy we wrześniu się nie podniesie, chociaż w samym mieście jeszcze nie widać oznak katastrofy – dodaje.

– Odpływ klientów, odkąd ogłoszono zamknięcie Odry, wynosi 100 proc. Nie ma żadnego klienta. Niedziela, długi weekend, miałbym idealne obłożenie w taką pogodę i przy takich okolicznościach. Do rowerków wodnych byłaby kolejka, a nie ma nikogo. Sytuacja jest o tyle oburzająca, że znowu zamknięto nas z dnia na dzień, gastronomia zatowarowana, mięso kupione i wszystko trafi do schroniska dla zwierząt – twierdzi przedsiębiorca.

– Jest to już wszystko odczuwalne. Ludzie nie chcą kupować ryb. W sobotę na rybę czekało się u mnie godzinę, a dzisiaj smażę na bieżąco- mówi Swietłana Szalwa ze smażalni Wiking w Trzebieży.

- To nie tylko katastrofa dla rzeki, ale też to, co dzieje się na Odrze, będzie miało kolosalne znaczenie wizerunkowe dla całego regionu – zauważa Marcin Raubo. – A my ciągle nie wiemy, co się stało.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński