Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tu odprawa, a tam drzwi

Piotr Pawłowski
Żołnierze dają zarobić nie tylko knajpiarzom i kupcom w Drawsku.
Żołnierze dają zarobić nie tylko knajpiarzom i kupcom w Drawsku. Marek Holiat
W latach 60. i 70. wokół Drawska Pomorskiego powstało kilka ogromnych pegeerów. Władza ludowa potrzebowała rąk do pracy, z różnych regionów kraju na pojezierze przyjechało kilka tysięcy rodzin. W latach 80. drawszczanom żyło się spokojnie i dostatnio. Dopiero po likwidacji gospodarstw na początku lat 90. do Drawska zawitało bezrobocie. Teraz już sięga 37 proc. To rekord w skali województwa, a nawet całego kraju.

Na przełomie szóstej i siódmej dekady XX wieku, Pojezierze Drawskie, region wielkich jezior i czystych lasów, ale słabych ziem (czwarto- i piątoklasowych), stało się nowym domem dla kilkunastu tysięcy rolników z innych regionów kraju. Zwłaszcza mieszkańców ściany wschodniej, ludzi poszukujących nowego miejsca w życiu, kuszono do przenosin segmentami mieszkaniowymi w osiedlach pegeerowskich, pracą i dobrymi zarobkami.
- Przyjechałem na pojezierze z żoną i czwórką dzieci - wspomina Witold Raczyszyn, rolnik spod Drawska. - Wtedy myśleliśmy, że złapaliśmy pana Boga za nogi. Roboty nie brakowało, pensje wysokie, z nadgodzin dostawaliśmy drugie tyle, jeszcze były nagrody, premie, trzynastki i czternastki. Czasami nie mieliśmy co z pieniędzmi robić. Gdybym wtedy wiedział, że dzisiaj ... - Raczyszyn cicho klnie pod nosem. - Pracowałem jako traktorzysta, żona siedziała w biurze. No, panie, żyć nie umierać. W mieszkaniu (80 mkw.) centralne ogrzewanie, wszystkie opłaty gwarantował pegeer, dostawaliśmy obiady i mleko, a dzieciaki do szkoły podwoził zakładowy autobus - ogórek. Taki raj.
- Nasze osiedle przypominało zielone koszary - dodaje była księgowa w gospodarstwie. - Byliśmy państwem w państwie. Zimą zasypało? O czwartej rano wyjeżdżały traktory i po sprawie. Zabrakło na wypłatę? Telefon do właściwej osoby i była pożyczka z gminy. Powtarzano nam: "Rolnik jest najważniejszy, bo utrzymuje miasto". A później to już wiadomo, co się stało - przyszedł pan Balcerowicz.
Teraz będzie kapitalizm

Dopiero jeżdżąc po wsiach pegeerowskich widać, co z prowincjami zrobiły reformy i transformacje. Rolnicy drawscy mówią wprost: "To była pacyfikacja".
W niewielkich osadach ludzie żyją w warunkach przypominających obozy uchodźców. Zimno, głucho, brudno. Bez ciepłej wody, bez opału. Dawne sklepy geesowskie świecą pustkami. Pozawalane dachy, porozbijane z desek stodoły, dziurawe drogi, którymi, po likwidacji wielu linii, z rzadka suną pekaesy.
Kierowcy narzekają, że - zwłaszcza przed wypłatą zasiłków - gapowiczów jest więcej niż podróżnych z biletami.
Na tych pierwszych kontrolerzy mają tylko jedną radę - wysiadka na najbliższym przystanku.
- Mandat? - dziwi się jeden z kierowców pod Brusnem. - A z czego oni mają zapłacić? Za sto złotych rodzina żyje przez tydzień. Niech pan spojrzy. Przecież nawet zegarków nie mają. Nic, rozumie pan, nic nie mają.
Pomoc społeczna nie wszędzie dociera. Niektóre rodziny od dziesięciu lat żyją z zasiłków. Bieda, bezrobocie, frustracja i poczucie beznadziei przechodzą z pokolenia na pokolenie.
- Nastawione na produkcję zwierzęcą gierkowskie fermy licencyjne likwidowano seryjnie; pach, pach i do widzenia, tu odprawa, a tam drzwi - mówi Zbigniew Jakomulski, burmistrz Drawska. - Najpierw tych ludzi tu zwieziono, później bezceremonialnie podziękowano im za współpracę. Tym, którzy pytali: "A co teraz będzie?", odpowiadano: "Teraz będzie kapitalizm".

Reguła domina

Etap rozbudowy pegeerów przyniósł intensywny rozwój branż pokrewnych.
- W pegeerach były nowoczesne maszyny wielofunkcyjne - opowiada były pracownik PGR, a od 1994 r. właściciel niewielkiej firmy transportowej. - Przy gospodarstwach utworzono parki techniczne, gdzie ten sprzęt remontowano i konserwowano. Budowano dom za domem, więc powstały przedsiębiorstwa budowlane. Pełne ręce roboty mieli instalatorzy, zaopatrzeniowcy, ciągle brakowało wykwalifikowanych kierowców. Młody rolnik z wyższym wykształceniem mógł od razu liczyć na awans.
Upadek pegeerów wytworzył efekt domina. Z braku zapotrzebowania na usługi likwidowano fabryki domów, magazyny, firmy instalacyjne, przewozowe. Tysiące hektarów ziemi zaległo odłogiem. Setki ludzi zostały bez środków do życia.
- Jakie to proste! - zastanawia się burmistrz Drawska. - Skalkulowano, że pegeerów nie opłaca się utrzymywać. Na końcu tego łańcuszka padły małe zakłady produkcyjne, np. mączkę, mleczarnie, zlewnie, ubojnie. Teraz mówi się, że polskie rolnictwo może uratować Unia Europejska. Co jednak zrobić z ziemią nieuprawianą od kilkunastu lat?
Pod względem bezrobocia sytuacja w samym Drawsku Pomorskim jest identyczna, jak w miastach wcześniej przez nas opisywanych - Białogardzie i w Świdwinie. Skala problemu sięga aż 32 proc.
Te same są jednak reakcje władz na kłopoty mieszkańców z pracą, działania podejmowane przez samych bezrobotnych i potencjalnych pracodawców. Zresztą ci ostatni mają teraz większe problemy na głowie niż tworzenie etatów. Większość po prostu walczy o przetrwanie na rynku.

Zwolnienia albo likwidacje

Jak wynika z obliczeń Głównego Urzędu Statystycznego (z końca 2001 r.), powiat drawski przoduje w wielkości bezrobocia nie tylko w województwie zachodniopomorskim, lecz w całym kraju. W regionie skala problemu jest dwukrotnie większa niż średnia krajowa, przekroczyła 37 proc. i systematycznie rośnie.
Rekord jest ponury, ale jeszcze smutniejsze perspektywy rysują się przed miastem i powiatem.
Właściciele najmniejszych, najczęściej rodzinnych, wielopokoleniowych firm, z trudem wiążą koniec z końcem, natomiast właściciele większych planują zwolnienia lub coraz mniej skutecznie bronią się przed bankructwem. Siła nabywcza społeczności lokalnej jest znikoma.
Sytuację uratowałby kapitał zagraniczny, ale trudno oczekiwać pojawienia się zakładów przemysłowych na obszarze Drawskiego Parku Krajobrazowego. Z drugiej strony turystyka nie przynosi spodziewanych zysków.
- Polacy wolą wypoczywać wśród ludzi, nad morzem, w kurortach albo w miejscowościach górskich - podkreśla Józef Deryło, prezes Regionalnej Agencji Promocji Turystyki w Koszalinie. - Stąd kłopot z przyciągnięciem wczasowiczów w okolice przepięknego Pojezierza Drawskiego. Nowe inicjatywy lokalne niewiele zmienią, bo zmianie musiałyby ulec przyzwyczajenia turystów, a o to najtrudniej. Nadzieja w cudzoziemcach, którzy szukają zacisznych miejsc na urlop, z dala od dużych miast, nad jeziorem, w lesie. Tu jednak pojawia się inny problem - z infrastrukturą. Brakuje nowoczesnych ośrodków rekreacyjnych, sprawnej organizacji pobytu, atrakcji ponadstandardowych. Nawet drogi są dziurawe.

Nadmierne obciążenie

Kończy się niestety tzw. turystyka sentymentalna.
- Przedwojenni mieszkańcy tych ziem byli tu już kilkakrotnie, wszystko obfotografowali i pokazali, co chcieli synom i wnukom - dodaje burmistrz Jakomulski. - Teraz Niemcy przyjeżdżają rzadziej, a potomków już tak nie ciągnie w rodzinne strony.
Widocznych efektów nie przynosi także szeroko promowana agroturystyka.
- Agroturystyka miała być lekiem na całe zło, a tymczasem, w moim odczuciu, może być jedynie działalnością dodatkową prężnie funkcjonującego rolnika - uważa Zbigniew Jakomulski. - Z rachunku ekonomicznego wynika, że nie da się utrzymać rodziny i gospodarki tylko z agroturystyki. Regularny sezon trwa na pojezierzu dwa - trzy miesiące.
- Daj pan spokój - macha ręką właściciel podmiejskiego pensjonatu. - Ostatnich turystów gościłem w 2000 r. Pusto. Chce pan wynająć pokój? Proszę. Oddam za 30 zł.
Z myślą o rozwoju turystyki, samorząd inwestuje w infrastrukturę. Gmina uzbraja ziemię, wybudowano kolektory sanitarne, niebawem pojawią się ścieżki rowerowe. Gdyby powstała autostrada nadmorska (tzw. berlinianka) w rejon drawski mogliby przyjeżdżać Niemcy.
- Trzeba mieć świadomość, że turystyka nie rozwiąże problemu bezrobocia - dodaje burmistrz. - To zajęcie dla co najwyżej kilkuset drawszczan. Inicjatywy podejmowane na szczeblu lokalnym nie przynoszą rezultatów. Nie stać nas na zorganizowanie robót interwencyjnych. Krajowy Urząd Pracy nie ma na nie pieniędzy, a dla budżetu miasta byłyby nadmiernym obciążeniem.

W cieniu poligonu

Powiat sąsiaduje z jednym z największych w Europie poligonów wojskowych - poligonem drawskim.
Poligon powstał w 1946 r. Trzy lata później komendę przeniesiono z Jelenina do Oleszna. W lipcu 1955 r. odbyły się tu pierwsze duże ćwiczenia w ramach Układu Warszawskiego.
Zaletą poligonu jest jego owalny kształt, który pozwala na jednoczesne prowadzenie wielu działań przy zachowaniu bezpieczeństwa żołnierzy. Na kilkunastu obiektach w Olesznie zgrupowanie różnych rodzajów wojsk i dywizja zmechanizowana mogą równocześnie prowadzić strzelanie i manewry połączone z wykorzystaniem śmigłowców, lotnictwa i wojsk rakietowych.
Poligon zajmuje 37 tys. ha powierzchni, z czego 70 proc. stanowią lasy i jeziora oraz rzeka Drawa. W kompleksie koszarowym służy 200 żołnierzy zawodowych, służby zasadniczej i nadterminowej. Jednostka zatrudnienia 315 pracowników cywilnych.
Na obecności żołnierzy podczas manewrów wojsk natowskich zyskują okoliczni handlowcy, chociaż niektóre armie przywożą ze sobą do Drawska nawet pieczywo i wodę pitną.
Żołnierze potrzebują jednak także rozrywek. Chodzą do drawskich pubów, w miejscowych sklepach kupują pamiątki dla najbliższych.
- Szkoda, że ćwiczenia odbywają się tylko kilka razy w roku - wzdycha barman w jednym z pubów (z tanią przekąską). - Żołnierze dają zarobić nie tylko knajpiarzom i kupcom. Wie pan, co mam na myśli - puszcza oko. - Przy mundurach gęsto od panienek. Też coś z tego mają.

Załamka

Możliwe, że drawszczanie nie będą musieli czekać na realizację i efekty rządowego programu naprawczego gospodarki. Wkrótce w powiecie powstanie bowiem Stowarzyszenie Inicjatyw Społeczno - Gospodarczych, które - w zamyśle - ma uaktywnić społeczność lokalną.
- Stowarzyszenie ma nie tyle walczyć z bezrobociem, co tworzyć warunki do rozwoju gospodarczego - informuje Wiktor Woś, starostwa drawski. - Działaniem obejmie wszystkie gminy w powiecie. Stowarzyszenie zaoferuje doradztwo dla stawiających pierwsze kroki w biznesie. Dzięki pomocy ekspertów młodzi stażem przedsiębiorcy nauczą się np. tworzenia biznes - planu. Powstanie Fundusz Poręczeń Majątkowych, a być może także lokalny inkubator przedsiębiorczości.
Pozostają wątpliwości: czy mieszkańcy podejmą wyzwanie? Czy zechcą współtworzyć przyszłość?
- U kogoś wziąłbym robotę od zaraz, ale sam ... strach tych wszystkich zusów, podatków, ubezpieczeń - krzywi się 31-letni zasiłkowicz (zawód: kierowca). - Czy wyjdę na swoje? Naharuję się jak wół, a zarobię tyle, co teraz i co wtedy? Załamka.
- Chciałam otworzyć prywatne przedszkole domowe - mówi 27-letnia kobieta (zawód: pielęgniarka). - Mam duże doświadczenie. Ale w urzędach tak mnie nastraszyli, że zrezygnowałam z pomysłu. Chyba nie czułabym się dobrze w roli pracodawcy.
- A ile pan daje pożyczki na początek? - zagaduje 46-letni bezrobotny (bez zawodu). - Mógłbym otworzyć warsztat naprawy pojazdów, mam kilku kolegów mechaników.

Nadzieja

- Stawiamy na edukację nowoczesną - dodaje Wiktor Woś. - Chcemy, by absolwenci świadomie, a z nie z konieczności wracali do Drawska po studiach. Dlatego uczymy języków obcych i umiejętności poruszania się po współczesnym świecie. Młody człowiek powinien wiedzieć, jak załatwić swoje sprawy w banku, w urzędzie. Powinien znać podstawy przedsiębiorczości.
Spacerując po Drawsku trudno oprzeć się wrażeniu, że to miasto powinno był perłą województwa. Powstanie zachodniopomorskiego powinno korzystnie wpłynąć na przyszłość Drawska. Z pojezierza znacznie bliżej do Szczecina niż Koszalina.
Potencjalni inwestorzy myślą jednak innymi kategoriami.
- Dlaczego nie inwestuję w Drawsku? Bliżej mam do znacznie większego Stargardu - odpowiada jeden z przedsiębiorców słupskich, który wychodzi z działalnością (branża budowlana) poza region byłego województwa. - Zatrudniam specjalistów, a z tego, co mi powiedziano w drawskim biurze pracy wynika, że ludzi z poszukiwanym przeze mnie wykształceniem jest niewielu. Przebranżowić się nikt nie chce. Trochę to dziwne.
Inwestorzy mogą w Drawsku liczyć na to, co wszędzie - ulgi podatkowe i wsparcie ze strony samorządu lokalnego. Najwyraźniej to jednak za mało, skoro padły nawet regionalne filie prężnych przedsiębiorstw słupskich i koszalińskich.
- Doszliśmy do ściany, może być już tylko lepiej - pociesza się burmistrz Jakomulski. - Nawet duże miasta mają problem z bezrobociem. Liczę na rozwiązania systemowe. Zakładam, że program naprawczy wprowadzany przez rząd przyniesie poprawę sytuacji. Co innego nam pozostało?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński