Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzynaście zarzutów za fikcyjne małżeństwa. Szef USC i Wietnamczyk przed sądem

Mariusz Parkitny
Fot. Marcin Bielecki
Na ławie oskarżonych były szef urzędu stanu cywilnego oraz najbardziej znany w regionie Wietnamczyk. Łączy ich sprawa ślubów. Według prokuratury załatwiali je na lewo. Sprawa ruszyła dzisiaj przed sądem w Szczecinie.

Niespełna 60-letni Ryszard P., to były już kierownik goleniowskiego USC. Do niedawna miał opinię surowego, ale świetnego urzędnika. Wielokrotnie chwalony przez przełożonych. Teraz ma trzynaście zarzutów. Głównie za niedopełnienie obowiązków i nielegalne udzielanie ślubów polsko-wietnamskich. Według prokuratury w trzech przypadkach wziął łapówkę. Po 500 zł.

- Bzdura. Ten Wietnamczyk nabrał pieniędzy od rodaków, a teraz zrzuca winę na mnie, bo szuka kozła ofiarnego - grzmiał dzisiaj Ryszard P. Nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że padł ofiara prowokacji.

Bo główne dowody przeciwko niemu, to wyjaśnienia niespełna 40-letniego Duonga Due T. Wietnamczyk od wielu lat legalnie mieszkający w Szczecinie to ciekawa postać. Właściciel sieci barów z chińsko-wietnamskim jedzeniem w Szczecinie, Kamieniu, Gryficach, Stargardzie. Choć z wyglądu niepozorny, w środowisku swoich rodaków uchodzi za autorytet i osobę, które może pomóc w każdym problemie. Pomaga mu w tym świetna znajomość języka polskiego.

I właśnie w sprawach nielegalnego w Polsce pobytu zgłaszali się do niego Wietnamczycy. To głównie osoby, które pracowały w jego barach. Nie miały karty stałego pobytu i groziło im wyrzucenie z kraju. Nadzieją był ślub z Polką lub Polakiem i uzyskanie prawa do stałego pobytu.

- Chciałem pomóc swoim rodakom. Nie brałem za to pieniędzy dla siebie. W środowisku Wietnamczyków krążyła opinia, że można to załatwić w Goleniowe, bo tam nie potrzeba tłumacza przysięgłego - mówił podczas jednego z przesłuchań (dzisiaj odmówił składnia wyjaśnień).

Przyznał się do części zarzutów. Twierdzi jednak, że były przypadki, gdy mieszane małżeństwa były zawierane z miłości.

Według niego proceder wyglądał tak. Pracujący w jego barach Polacy lub Polki godziły się na zawarcie fikcyjnego małżeństwa, aby pomoc Wietnamczykom. U znajomej lekarki (jest już po wyroku) załatwiali zaświadczenie, że kobieta jest w ciąży. To przyspieszało decyzję o zawarciu ślubu. Udzielał ich Ryszard P. Tłumaczem był Duong Due T.

- Ci, którzy zawierali ślub dawali mi pieniądze dla kierownika. Po 500 zł. On ich nigdy nie żądał. Nie wręczyłem mu ich do ręki. Kopertę zostawiałem na stole po uroczystości - opowiada oskarżony Wietnamczyk.

Ryszard P. zaprzecza. Twierdzi, że nawet wybiegał z gabinetu, aby zwrócić kopertę Wietnamczykowi. Nazywa go "krętaczem".

- Nie ma przepisów, które nakazywałyby mi sprawdzać, czy kobieta jest naprawdę w ciąży, czy oboje się kochają albo czy Wietnamczyk jest tu legalnie. Wszystkie śluby, które zawarto u mnie były zgodne z prawem - mówi były kierownik.

I na dowód przytacza opinie prawne oraz komentarze specjalistów. Ale według prokuratury przekroczył uprawnienia, bo powinien był dokładniej sprawdzać komu udziela ślubów.

Kolejna rozprawa w czerwcu. Wtedy zaczną zeznawać pierwsi świadkowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński